Rozdział 11

34 4 0
                                    

Tego pięknego poranka wstałam uśmiechnięta i cała napromieniowana dobrymi emocjami. Wstałam z mojego pięknego łóżka, po czym niemal od razu poszłam do swojej pobliskiej garderoby. Wzięłam z jednej z kilku szaf, szarą bluzkę na krótki rękaw Nirvany, czarny, materiałowy golf. Natomiast z drugiej szafy wyjęłam spodnie dżinsowe z szerokimi nogawkami. Wyjęłam także ładny, skórzany pasek z podwójnymi rzędami dziurek. Założyłam to wszystko na siebie, a potem stwierdziłam, że dodam jeszcze wszelkiego rodzaju dodatki. Zeszłam na dół po swoich stelażowych schodach gotowa do wyjścia. Tego dnia musiałam sama iść do szkoły. Weszłam jeszcze do kuchnii, by wyjąć sobie dwa termosy o małych rozmiarach. Zaczęłam przygotowywać dla siebie gorącą czekoladę z piankami oraz kawę karmelową z bitą śmietaną i drobną szczyptą posypki. A następnie gdy przygotowałam je, wlałam oba napoje do gotowych termosów, po czym włożyłam gorącą czekoladę do otworu na napój w plecaku i poszłam do przedpokoju, w którym zakładałam swoje czarne trapery na wysokiej podeszwie. 

Wyszłam z domu i zaczęłam pić swoją kawę karmelową. A w międzyczasie obserwowałam spadające liście z drzewa o kolorach jesieni. Kochałam jesień. A jeszcze bardziej czekałam na nadchodzącą zimę. W Raleigh zima bardzo oddawała klimat. Wtedy to miasto wyglądało tak ładnie, że aż chciało się tu być. Najlepiej było wieczorem.

Weszłam do swojej pięknej szkoły. Poszłam po męczennie długich schodach do pracowni na lekcję języka angielskiego. A w tej sali ujrzałam Ashera rozmawiającego z Carterem. To byłby ostatni widok, jakiego był się spodziewała. Oprócz nich była tam jeszcze Karen. Nadal nie było Diega i Adeline. Jednak Karen była cała zapłakana. Podchodziłam do niej zdziwiona i zmartwiona jej ewidentnym stanem. 
- No i wtedy moja głupia siostra jak grałem powiedziała, że jestem debilem - usłyszałam głos Ashera, opowiadającemu Carterowi o sytuacji z jego młodszą o 2 lata siostrą. - A ja takie do niej, że w takim razie głupota w naszej rodzinie jest dziedziczna - powiedział Asher, na co Carter zaczął się śmiać na cały regulator. Ja też lekko się pod śmiałam po nosem. Ale bardziej byłam rozgoryczona na widok płaczącej Karen.
- Cześć Karen - powiedziałam do niej, przytulając ją na przywitanie bez odwzajemnienia. Rozumiałam ją. Na jej widok chciało mi się płakać. Była cała zrozpaczona, jej łzy ulatniały się z jej ślicznych, błękitnych oczu. Było mi jej najzwyczajniej w świecie żal. - Co się stało?
- Moja mama znowu sięgnęła po alkohol. Już nie piła cztery tygodnie. Zepsuł się jej ten wynik na widok pijanego mężczyzny - odparła smutnych i zapłakanym tonem głosem, ulatniając kolejne wielkie morze łez.
- Przykro mi - mruknęłam cicho, na co znowu ją przytuliłam swoimi ramionami. Nagle usłyszałam tupanie szpilkami. Szła pani z angielskiego.
- Dzień dobry wszystkim - przywitała się z nami nauczycielka, mając na twarzy promienny uśmiech. - Wyjmijcie swoje tablety i pracę domową - powiedziała, na co Karen do niej podeszła.
- Przepraszam, chciałabym zgłosić nieprzygotowanie.
- Dobrze Karen, siadaj. A pracę domową wyrecytuję... - przerwała chwilowo pani Russell, jednocześnie zerkając na imiona i nazwiska uczniów z mojej klasy w dzienniku elektronicznym. - Stephanie Patterson. Powiedz na głos z pamięci twoją definicję miłości – powiedziała nauczycielka literatury, zerkając do dziennika elektronicznego.
- Żeby kogoś pokochać, trzeba go poznać i zrozumieć. Aby poznać człowieka, potrzeba czasu i wspólnie spędzonych chwil. Miłość... ona jest wtedy, kiedy widzisz człowieka nagiego... - przerwałam, gdy usłyszałam śmiech zaledwie całej klasy. - ...ale nie w aspekcie cielesnym. W tym emocjonalnym. Kiedy ktoś zburzy dla ciebie każdy swój mur. I gdy ta osoba jest całkowicie bezbronna, szczera i gotowa, by zrobić dla ciebie wszystko, tak jak ty zrobisz wszystko dla niej. – skończyłam mówić, zastanawiając się jak kontynuację ubrać w słowa. - Uważam też jednak, że można się zakochać w jeden dzień. Ba! Nawet w godzinę. Tylko czy taka nie jest miłość? Miłość ma taka być. Niemożliwa. O to w niej chodzi i dlatego jest piękna. Bo dzięki niej dzieją się rzeczy, które bez niej nigdy by się nie przydarzyły. Owszem można zakochać się w godzinę. Zadecydować, że chce się spędzić ze sobą resztę życia, w minutę, a potem umrzeć z tej miłości dosłownie sekundę później. Czas w miłości nie ma żadnego znaczenia. Miłość jest za bardzo skomplikowaną emocją, jednakże jednego nie można jej odmówić. Niemożliwości. I tą definicję miłości, uważam za najcenniejszą i najbardziej wyjaśniającą definicję miłości - wyrecytowałam, gdy nagle ku moim uszom usłyszałam huczne bicie rękami na oznakę gratulowania. No takiej reakcji to się nie spodziewałam. Nawet pani Russell mi biła brawo. W rzeczywistości to przepisałam ją do zeszytu z mojej jednej z kilku ulubionych książek. Nie umiałam być romantyczna. Przepisałam ją niczym kopiuj i wklej. Natomiast była taka świetna ta definicja, że już ją czytając nauczyłam się jej na pamięć.
- Stephanie, nie jestem w stanie opisać tego, jak bardzo piękna jest twoja praca. Przede wszystkim wygląda na pisaną od serduszka i bardzo szczerą definicję. Jestem z Ciebie dumna, proszę usiądź. Otrzymujesz za to A+.
- Dziękuję bardzo! - mruknęłam, kiwając głową w podziękowaniu. Gdy usiadłam nauczycielka kontynuowała zajęcia literatury.

Everything will be fine | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz