Rozdział 14

21 3 0
                                    

2024r. Współczesny świat, o którym nikt nie zapomni za wszelką cenę. Masakra.

Byłam w szpitalu, gdzie zaczynała się moja chemioterapia. Miałam nadzieję, że tym razem nie zasnę na niej ze zmęczenia. Weszłam z moim tatą do szpitala i od razu kierowaliśmy się w stronę gabinetu onkologicznego mojego onkologa, który zajmował się również moją nieżyjącą mamą Samanthą. Czasami lubiłam sobie przypominać o jej istnieniu, bo to wprawiało mnie w chociaż chwilowe ukojenie. Wtedy czułam jej obecność obok mnie. Gdy doszliśmy do gabinetu, po chwili dziwnego czuwania i czekania przy jego drzwiach, weszliśmy.
– Dzień dobry. Dlaczego staliście przed drzwiami, zamiast wchodzić? – zapytał się onkolog. Obróciłam głowę w stronę drzwi, po czym zaśmiałam się pod nosem, jednocześnie czując zażenowanie. Przecież były na nich okna. Zaczęłam wymyślać odpowiedź, ale mojemu tacie przyszła ona sama do głowy.
– Chwilkę jeszcze rozmawialiśmy i zagapiliśmy się – rzekł, na co ja się uderzyłam w głowę.
– No dobrze, uznajmy, że faktycznie tak było – odparł, machając ręką. – Zanim jednak zaprowadzę was na salę, musimy przeprowadzić konsultacyjną rozmowę. A więc jak było na ostatniej chemioterapii? – zapytał. Spojrzałam na niego ze śmiechem. Ciekawe, jak zareaguje na fakt, że zasnęłam. Pewnie się wkurwi. No trudno. Życie.
– Zasnęłam – odparłam, na co on głośno westchnął, pokazując swoje drobne załamanie dzięki mnie.
– Pani Patterson.. – zaczął mówić, ale ja mu przerwałam mając zastrzeżenia.
– Nie musi pan tak do mnie się zwracać. Wystarczy Stephanie. Nie jestem nikim ważnym, ani żadną dorosłą osobą, żeby musiał się pan do mnie zwracać pani. Nie jest to potrzebne. Zresztą, jestem jeszcze stosunkowo młoda, mam 14 lat – wygłosiłam swój monolog, uświadamiając sobie, że w sumie nie był on konieczny.
– Stephanie, mówiłem tobie, że podczas pierwszego podawania chemii nie możesz zasypiać. Byłaś informowana o tym – odparł, patrząc na mnie pełnym pustki wzrokiem. Przeniósł wzrok na tatę. – Proszę pilnować córki, aby nie zasnęła teraz przez przynajmniej 2 godziny. Dobrze?
– Jasne – potwierdził mój tata, uśmiechając się do mnie.
– Świetnie. W takim razie skoro nie było o czym rozmawiać, zapraszam na salę oddziału onkologicznego. A jeszcze jedno.. – przerwał chwilowo, próbując sobie przypomnieć istotną rzecz. – Czy byliście państwo u psychologa? – zapytał, na co ja z tatą spojrzeliśmy na siebie nawzajem zawiedzeni. No kurwa gorzej być nie może. – Proszę państwa. Proszę wziąć się w garść i ruszyć do psychologa. Mówiłem, że w związku z sytuacją rodzinną, Stephanie koniecznie przed każdą chemioterapią musi ją odbywać. Nie możecie tego lekceważyć. To jest ważne, bo bez potwierdzenia od psychologa, nie będę mógł przeprowadzić badania. Proszę pojechać na wizytę, a ja ją skonsultuję z waszą panią psycholog – powiedział zdenerwowany naszym zachowaniem, na co my pędem poszliśmy do naszego czarnego Mercedesa.
– Jacy my jesteśmy zapominalscy – odparł mój tata, który próbował śmieszkować z tej sytuacji. Mnie to jednak nie bawiło, bo musieliśmy pojechać do pani psycholog. Szczerze mówiąc, nie lubiłam do niej jeździć. Na ostatniej wizycie się rozkleiłam. Karen mówiła, że czasami nie umiem dostrzec w sobie plusów i znajdować ich w niektórych sytuacjach. Tyle, że ja nie potrafiłam.

Dojechaliśmy pod poradnię psychologiczną. Szybko wyszliśmy z samochodu i szybkim chodem przyszliśmy pod gabinet naszej pani psycholog. A właściwie mojej. Bo ojciec jedyne co robił w tamtych chwilach to siedział bezczynnie i się nie odzywał. Dostrzegłam otwierające się drzwi gabinetu, a po chwili również panią Sinclair.
– Zapraszam państwa Patterson! – powiedziała głośnym, wściekłym tonem głosu. Bezzwłocznie wstałam wraz z tatą. Weszliśmy do jej pokoju. – Dlaczego państwo nie przyszli? – zapytała z odczuciem wyrzutu w głosie.
– Kompletnie zapomnieliśmy o wizycie. Najmocniej przepraszamy! – rzekł mój tata, siadając na krześle. Po krótkiej chwili zrobiłam to samo. Pani Sinclair spojrzała się na nas wściekłym spojrzeniem. Ale wiedziałam, że po niej wszystkiego można było się spodziewać.
– Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy – odrzekła psycholog Sinclair. Cicho odsapnęłam czując ulgę. – No to w takim razie zaczynajmy. Stephanie, opowiedz jak ostatnio się czułaś? – spytała.
– A więc, czułam się szczęśliwa i radosna. Pełna energii i otwarta na wszystko. Chłopak, który mi się podobał, zapytał mnie o związek. Oczywiście się zgodziłam. Nazywa się Carter. Jest przystojnym brunetem ze ślicznym uśmiechem. Zawsze mnie rozumie i zawsze ma czas, aby mnie wysłuchać.
– Niezmiernie się cieszę, że udało ci się nie czuć smutku przez ostatnie dni. Słuchaj Stephanie, mam dla Ciebie przygotowane pewne zadanie. Napisz mi taki prolog, który opowiada o początku waszego związku, zadedykowany dla... Jak mu tam?
– Carterowi.
– No właśnie jemu. Zadedykuj mu ten wiersz. Zaczynaj, masz tu kartkę – powiedziała, po czym podała mi kartkę papieru. Zaczynałam się zastanawiać nad treścią i wpadłam na pomysł.

Everything will be fine | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz