– Dzięki tato za podwózkę. Do zobaczenia – odparłam w podziękowaniu ojcu za to, że przywiózł mnie do szkoły, pozwalając mi uniknąć dojścia do niej.
Pogodziłam się z nim i zrozumiałam, że po prostu się o mnie martwił. Przeprosiłam go wtedy za swoje wcześniejsze zachowanie. Obiecał mi, że więcej nie poruszy już tego tematu, który był kłamstwem.
– Nie ma problemu. Pamiętaj o chemioterapii! Do zobaczenia, Stephanie – przypomniał mi wraz z odjazdem jego Mercedesa.Miałam do napisania kartkówkę i musiałam oddać pracę domową z chemii, którą robiłam na szybko wczoraj wieczorem. Na ostatnich dwóch lekcjach musiałam jechać do szpitala na chemioterapię oraz do psychologa. Akurat na dwóch lekcjach matematyki.
- Ojej, jak mi przykro. Popłaczę się – pomyślałam. Nie lubiłam matematyki. Jednak przy chemii, matematyka jest królową nauk, jest najbardziej przydatna i kocham ją nad życie. Gdybym miała wybrać chemię czy matmę, prędzej wybrałabym to drugie. Od zawsze miałam jakiegoś pecha do nauczycielek chemii. Pani Black uczy nas od tego roku szkolnego, a już jej nienawidzę. Od pierwszej lekcji. Fajnie, że zauważyłam.Weszłam do szkoły i pokierowałam się do szatni, w której o dziwo nie spotkałam mojego byłego chłopaka. Wreszcie. W końcu pozbyłam się tego gnoju.
Przebrałam się, a potem zobaczyłam wchodzącą do niej Karen. Miała na sobie czarną, zimową kurtkę z futrem na końcówkach kaptura. Zdjęła ją oraz szalik, który otulił jej szyję. Podeszłam do niej i się z nią przytuliłam, witając się z nią.
– Hej Stephanie – przywitała się uśmiechnięta.
– Hej Karen – przywitałam się.
– Nie uwierzysz. Zakochałam się – odparła prosto z mostu, będąc szczęśliwa. Cieszyłam się jej szczęściem. Do czasu.
– SUPER! Pokaż mi jego zdjęcie. Chodzi z nami do szkoły? A może do klasy? Oby nie, z wyjątkiem Cartera, Diega i Ashera reszta to same pasztety. Jak wygląda? Jest ładny? – zadawałam jej masę pytań. Ona przeglądała swój telefon w poszukiwaniu chłopaka.
– Nazywa się John Clark. Chodzi do naszej szkoły, lecz nie do naszej klasy. Jest brunetem oraz szatynem. Jest przystojny.
– Co to znaczy? – zapytałam zaciekawiona kolorem włosów chłopaka.
– W sensie?
– W sensie, że jest brunetem i szatynem?
– Na jednej połowie głowy jakby jest brunet, a na drugiej części jest szatynem – wytłumaczyła mi. Ledwo ją zrozumiałam, bo nie wiedziałam, że jest taka możliwość. – Carter ma taki kolor – odparła. Faktycznie. – Kolory – poprawiła siebie samą. Wyciągnęłam mi telefon przed twarz i pokazała zdjęcie chłopaka.Był okropnie brzydki. Załamałam się psychicznie. Był pryszczaty i można zauważyć, że kompletnie nie zamierza nic z tym zrobił, ani nie zacząć dbać o cerę. Był trochę gruby, ale to dało się przeboleć. Na tym zdjęciu miał bardzo paskudną bluzę, co wskazywało na to, że ma szkaradny gust.
– Karen.
– Tak? – zapytała, przestając wpatrywać się w niego niczym w dzieło sztuki. Jak już dzieło sztuki, to byłoby warte 50 centów.
– On nie jest przystojny – mruknęłam szczerze.
– Zobacz, jakie on ma mięśnie – powiedziała, wskazując na jego ramiona, które autentycznie były zasłonięte bluzą.
– Chyba z tłuszczu – oświadczyłam znowu szczerze, zaczynając się śmiać. Jestem zbyt szczera. Karen patrzyła na mnie zuchwale, a potem spojrzała na mnie jeszcze bardziej złowrogo. Odetchnęłam głośno. – No wybacz, ale mam rację. To nie jest przystojniak, tylko pasztet.
– Nie zesraj się, bo popuścisz i będzie źle – odpowiedziała wrednie. Chyba straciła formę w przypadku ripost. Odziedziczyłam jej zdolności pociskowe, zabierając je jej przy tym.Poszłyśmy pod klasę i czekałyśmy znerwicowane na dzwonek. Bardziej ja. Była lekcja chemi z moją ulubioną nauczycielką chemii. Panią Black.
– Nasza ukochana lekcja – zironizowałam.
– Masz rację, kochana – zgodziła się ze mną Karen.
CZYTASZ
Everything will be fine | Tom 1
Mystery / Thriller"𝑁𝑎 𝑏ł𝑒̨𝑑𝑎𝑐ℎ 𝑢𝑐𝑧𝑦𝑚𝑦 𝑠𝑖𝑒̨ 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑤𝑡𝑒𝑑𝑦, 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦 𝑛𝑎𝑠 𝑏𝑜𝑙ą." 𝐏𝐢𝐞𝐫𝐰𝐬𝐳𝐲 𝐭𝐨𝐦 𝐰𝐚𝐭𝐭𝐩𝐚𝐝𝐨𝐰𝐞𝐣 𝐭𝐫𝐲𝐥𝐨𝐠𝐢𝐢 "𝐅𝐢𝐧𝐞". Spokojnie żyjąca, Stephanie Patterson kończąca szkołę podstawową, dowiaduję się o...