Rozdział 28

29 3 9
                                    

I wtedy zrozumiałam, że ona wyrządziła mi niewybaczalną krzywdę.
Odkryłam jaka z niej była menda.
Czułam się wtedy, jak nic nie warte gówno.
Nienawidzę ludzi.
A w szczególności ludzi, będących jak ona.

Zagadka niestety rozwiązana. Szkoda, że w taki sposób.

Łzy kłębiły mi się na powiekach, a potem ciurkiem rozpłynęły mi się po twarzy. Zaczęła wypływać z moich oczu lawina problemów w postaci wielkiego morza łez. Płakałam po cichu. Zresztą praktykowałam to bardzo często. Za każdym razem, kiedy przeżywałam moją wagę. Po prostu chciałam i dalej chcę być ładna. Ale teraz to nie było ważne. Zrozumiałam, że nie potrzeba wielu powodów, aby stracić przyjaciółkę. Wystarczył jeden. Nie było już nas. Nie było już Stephanie i Karen. Nie było cichej i niewinnej dziewczyny oraz głośnej jak nie wiadomo co dziewczyny. Była Stephanie. I Karen.

Wszyscy się zastanawiali, ciągle się mnie pytali, dlaczego ja jestem szczęśliwa i radosna, skoro mam raka? Zawsze mnie to irytowało i dalej będzie. Wypłakiwanie łez w poduszkę to nie jest must-have zważywszy na raka, ponieważ miałam o wiele gorszy problem na głowie niż, moja śmiertelna choroba nazywana "rakiem". Chociażby śmierć mojej mamy i kwestię jej zamordowania. A największym problemem było odnalezienie sprawcy morderstwa. Owszem, było to trudne, a ja lubiłam trudne rzeczy. Jednakże bardziej bolało mnie, kto nim był. Adrien Patterson i Karen Fisher. Mój ojciec i moja przyjaciółka. Nie miałam już ani tego, ani tego.

Również dlatego byłam bardzo nostalgiczna. Wolałam żyć przeszłością, niż teraźniejszością. Bo wtedy wszystko było piękne i kolorowe. Świat miał barwy, a odeszły one wraz z informacją o raku mamy. Zaczęło się domino, które rozpadało się z każdym dniem coraz bardziej. Coraz bardziej bolesne domino sprawiające, że chce się odejść z tego beznadziejnego i zniszczonego świata.

Wracając do szarej rzeczywistości, powstrzymując dalsze zlatywanie łez, po cichu stawiałam małe kroczki i niezauważalnie poszłam do pokoju. Na szczęście nie miałam skrzypiącej podłogi, więc uratowałam siebie od porażki. Oraz od śmierci. Ponieważ jestem pewna, że gdyby się dowiedział o tym, iż go podsłuchiwałam, zabiłby mnie. Nie żartowałam. Byłam śmiertelnie poważna. Skoro brutalnie zabił moją matkę, mógłby zabić także mnie.

Położyłam się na łóżku i zdjęłam z siebie ciężar, który na mnie spadł w przeciągu pięciu minut. Zaczęłam znowu płakać. Opłakiwałam przez oprawcę śmierci mojej mamy, a także samą jej śmierć.

[...] 

Przez całą noc, która była dla mnie jedynie spustoszeniem, nie mogłam zasnąć. Z uwagi na to, co usłyszałam. Wstałam w piżamie z łóżka ze zmęczonymi oczami. Zeszłam na dół, aby przyrządzić sobie płatki z mlekiem.

Na szczęście ojca nie było w domu. Super.

Planowałam na niego niemały zamach, który byłby koszmarny także i dla mnie. Planowałam po jego powrocie z pracy zadzwonić na policję, anonimowo oczywiście i zgłosić, że zamordował moją matkę. Pierdolony sadysta. Już dawno powinien siedzieć w więzieniu, pomyślałam.
– Kurwa – przeklęłam, przestając rozmyślać oraz widząc rozlane mleko na podłodze. Szybko odstawiłam karton z zawartością mleka na blat kuchenny, sięgnęłam po szmatkę, która leżała na krześle i wycierałam podłogę. Brzmi to jak najgorsza syzyfowa praca, wycieranie mleka z podłogi. I właśnie tak było.

Kilka minut zajęło mi to zajęcie. Gdy już posprzątałam oraz zrobiłam sobie pyszne śniadanie, poszłam do pokoju. Potem, zachowując oczywistą ostrożność, pomału położyłam się na łóżku. Włączyłam telewizor w moim pokoju i odpaliłam serial "Plotkara".

Everything will be fine | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz