Rozdział 24.

964 83 15
                                    

Znów stanęliśmy po przeciwnych stronach. Los ponownie uczynił z nas wrogów. Może nie przestaliśmy nimi być? To oznaczałoby, że Victor był świetny manipulatorem, który tylko wyłączył moją czujność.

- Gdy zaczniesz zadawać pytania, mój ojciec nie będzie tak miły jak ja.

Prychnęłam sucho.

- Ty niby byłeś miły? – Weszłam w głąb salonu. – Zamknąłeś mnie siłą w swoim mieszkaniu, później w rodzinnym domu, groziłeś śmiercią... Chyba mamy inne rozumienia słowa „miły" – zaznaczyłam, posyłając mu nieustępliwe spojrzenie.

Victor przesunął dłonią po nadal idealnie ułożonych włosach. Przesunął szklankę do ust i na raz opróżnił całą jej zawartość. Z impetem odstawił szkło na stół, aż się dziwiłam, że nie pękło.

- Hector preferuje radykalne rozwiązania i bardziej niż ja nie lubi, jak ktoś węszy wokół naszej rodziny.

- Jeżeli nie macie nic do ukrycia, nie powinniście się bać pytań.

- Kurwa, Sara! – ryknął. – Próbuję cię chronić. Od początku robię, co mogę, abyś wróciła do domu cała i bezpieczna, a ty na każdym kroku mi to utrudniasz. – Wyrzucał z siebie słowa ze złością.

Z nas dwojga, to nie on miał prawo się wściekać. Ja byłam tą, którą zmanipulowano. Natomiast Victor próbował zrzucić winę na mnie. Na to nie zamierzałam mu pozwolić.

- Jedyne, co próbujesz robić, to odciągać mnie od prawdy! – Również podniosłam głos. – Twierdziłeś, że umówisz mnie z Kenzą i pomożesz dotrzeć do ludzi, którzy ostatni widzieli Izabelę przed śmiercią.... Gówno prawda! Jestem przekonana, że nawet z nią nie rozmawiałeś, bo wtedy dowiedziałabym się, że nie z tobą spotkała się moja siostra, tylko z Hectorem.

Widziałam, jak wściekłość zalewała jego spojrzenie. Zacisnął mocno pięści, jakby zamierzał wykorzystać je lada moment. Jednak gdzieś tam głęboko we mnie odzywał się głos, który sugerował, że nie powinnam się go obawiać.

- Ty nic nie rozumiesz... – Złapał się za głowę. Pochylił się lekko do przodu, chcąc zebrać myśli.

Pragnęłam, aby to wszystko się skończyło. Bolało mnie. Bolał mnie widok Victora. Bolały wspomnienia naszej bliskości. Bolało mnie, że mu zaufałam.

Tego, co wydarzyło się w kolejnych sekundach zupełnie się nie spodziewałam. Derbez agresywnie chwycił brzeg stołu i przewrócił go na ziemię. Rozległ się głośny huk, przez co cofnęłam się, zwiększając dystans między nami.

- Kurwa! – krzyknął wściekle.

Zakryłam usta dłonią.

Przeszła mi przez myśl ucieczka. Obejrzałam się asekuracyjnie za drzwiami. Pamiętałam, że ich nie zamknął, więc szacowałam swoją szansę na skuteczną ucieczkę.

- Nie kłamałem, gdy mówiłem, że zależy mi na tobie. – Głos mężczyzny zaczął się uspokajać. – Przysięgam, że cię nie skrzywdzę, bo... myślę, że się w tobie zakochałem.

Moje oczy szybko wróciły na Victora, którego klatka piersiowa unosiła się szybciej niż normlanie. Wpatrywałam się w niego zdezorientowana. On wydawał się patrzeć na mnie w ten sam sposób. Jakby sam był zaskoczony tym, co wydostało się z jego ust.

- Kłamiesz – powiedziałam bardziej do siebie. Pierwszy raz chciałam, aby skłamał. Sam zbudował między nami mur, a teraz powinien za nim pozostać.

- Nie. – Delikatnie pokręcił głową. – Nie planowałem się zakochiwać, szczególnie w tobie. – Ruszył w moją stronę.

- Nie zbliżaj się. – Wystawiłam przed siebie otwartą dłoń, a on od razu się zatrzymał.

IzabelaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz