Szłam po trawie, czując w sobie dziwną lekkość. Uśmiech nie schodził mi z ust, choć hamowałam się, aby nie szczerzyć się jak wariatka. Nic się nie zmieniło, a mimo to było mi wyjątkowo dobrze.
Kroczyłam boso po równo przystrzyżonym trawniku. Nie zraziłam się, czując pod stopami wilgoć od spryskiwaczy, które musiały wyłączyć się dopiero kilka minut wcześniej.
Spojrzałam w lewo, gdzie obok mnie kroczył Victor. On również wydawał się być w dobrym humorze. Może nie uśmiechał się tak jak ja, ale jego spojrzenie miało w sobie lekkość. Milczeliśmy, bo najwyraźniej oboje toczyliśmy sami z sobą wewnętrzny dialog.
- Idę do gabinetu – poinformował mnie, gdy wchodziliśmy na taras. – Muszę wysłać jeszcze kilka maili.
Cisnęło mi się na usta, aby zwrócić mu uwagę, że było po północy. Darowałam sobie, gdyż nie moją rolę stanowiło wyznaczani mu tego, co powinien bądź nie.
Pokiwałam tylko głową.
Rozstaliśmy się przy schodach prowadzących na piętro. Pokonując ostatni schodek, zstąpiło na mnie zmęczenie. Dopiero teraz moje nogi odczuły odległość, którą pokonaliśmy w Kordobie. Spacerowaliśmy prawie dwie godziny. Ten czas minął błyskawicznie, lecz uliczki, które nierzadko prowadziły w górę, wymęczyły moje stopy.
W pokoju, przeszłam do garderoby. Zdjęłam z siebie suknię, choć walczyłam chwilę z zamkiem, aż mi się udało. Narzuciłam na siebie czarny szlafrok, wykonany z cienkiego materiału. Dopiero, gdy moje oczy napotkały duże lustro, przypomniałam sobie o biżuterii, która nadal zdobiła mój dekolt i uszy. Sięgnęłam na kark, aby spróbować rozpiąć naszyjnik.
- Nie rób tego.
Do moich uszu dotarł zaborczy ton.
Odwróciłam się za siebie, zastając w drzwiach do garderoby Victora. Opierał się plecami o futrynę, krzyżując przy tym nonszalancko ramiona na piersi.
- Chcę iść pod prysznic, więc musze. A ty nie miałeś być w gabinecie?
Zauważyłam, że nie miał już na sobie marynarki, a muszka pod szyją została rozwiązana.
- Zmieniłem zdanie – powiedział.
Derbez nawet nie próbował być dyskretny. Ostentacyjnie przesuwał wzrokiem po moim ciele, zaczynając od powolnego prześledzenia odkrytych nóg, przez zasznurowany w talii pasek, piersi ukryte pod materiałem szlafroka i dekolt, który nadal zdobił naszyjnik z granatowym kamieniem.
Mój oddech przyśpieszył.
- Naprawdę pasuje do ciebie, jakby znalazł swoją właścicielkę. – Ruszył do mnie powolnym krokiem.
Prychnęłam ironicznie, ale też nerwowo.
- Jakaś się na to nabrała? – zapytałam hardo.
Victor zatrzymał się przede mną i uśmiechnął się chytrze.
- Na co? – Wsadził ręce w kieszenie spodni. Wiedział, co miałam na myśli, ale chciał się ze mną podroczyć.
- Porównywanie jej do kamienia za kilkaset tysięcy euro i sugestii, że idealnie do niej pasuje. – Starałam się pozostać twarda, lecz drżał mi głos.
Brunet uśmiechnął się jeszcze szerzej, prezentując mi uśmiech, od którego miękły nogi. Szczególnie, że nie rozdawał go na prawo i lewo.
- Ty mi powiedz, Saro. Jesteś pierwszą kobietą, która ma na sobie ten naszyjnik od trzydziestu lat. – Założył mi włosy za uszy, muskając przy tym wrażliwą skórę szyi.

CZYTASZ
Izabela
RomansaSara wiedzie dość spokojne życie . Wszystko zmienia się za sprawą jednego telefonu z informacją, że ciało jej młodszej siostry zostało wyłowione z rzeki w Sewilli. Świat wali się kobiecie na głowę. Czuje, że wraz ze śmiercią siostry utraciła część s...