Rozdział 26.

1K 88 10
                                        

Z własnej woli wróciłam do gniazda os.

Gdy solidna brama rozsunęła się, moje ciśnienie przyśpieszyło. Wpatrywałam się w budynek, gdzie od początku znajdowały się wszystkie odpowiedzi na moje pytania. Po prostu zadałam je niewłaściwym osobom.

- Olimp, a oni są jak zamieszkujący go mityczni bogowie – rzucił taksówkarz, wpatrując się w imponującą budowlę.

Musiałam się z nim zgodzić. W tym, co powiedział mężczyzna dało się dostrzec sporo prawdy. Derbezowie byli jak bezkarni greccy bogowie, którzy uwielbiali bawić się ludzkim losem. Kpili z nas, traktowali jak swoją własność. Ale też istniało kilka mitów opowiadających o miłości, któregoś z bogów do śmiertelnika, lecz nigdy nie kończyło się to dobrze.

- Dziękuję. – Pochyliłam się do przodu i zapłaciłam za kurs kartą w telefonie.

Gdy wysiadłam z samochodu słońce chyliło się ku horyzontowi. Stopniowo skrywało się za domem, aby za kilka minut zniknąć z oczu mieszkańcom tej części półkuli.

Weszłam do budynku, gdzie przywitała mnie cisza – nie pierwszy raz. Dom był na tyle duży, że musiało przebywać w nim jednocześnie kilkadziesiąt osób, aby hałas niósł się po wszystkich pomieszczeniach.

Wiedziałam, że Hector był w domu. Przy bramie posłużyłam się kłamstwem, informując ochroniarza, że Victor przysłał mnie po dokumenty od ojca. Dzięki temu wpuszczono mnie, dając do zrozumienia, że senior Derbez nie opuścił rezydencji od rana.

- Hectorze! – krzyknęłam, kierując się do salonu.

Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi.

Nasłuchiwałam uważnie wszelkich dźwięków, lecz otrzymałam wyłącznie ciszę, jakbym była sama.

Wnętrze przytłaczało swoimi rozmiarami. Czułam się jak w muzeum, tylko tam nigdy nie mogłabym liczyć na samotność.

Dotarłam do salonu, gdzie dostrzegłam uchylone drzwi tarasowe. Podchodząc do nich bliżej, ujrzałam na zewnątrz męską sylwetkę. Patrzyłam na Hectora, który stał przy basenie. Sądząc po lekko pochylonej głowie, wpatrywał się w spokojną taflę wody.

Wyszłam na taras. Nim postanowiłam dać znać o swojej obecności, zwróciłam uwagę, że mężczyzna przez cały czas nawet nie drgnął. Tkwił w jednej pozycji, jakby spojrzał w oczy Meduzie, a ona zamieniła go w kamień.

- Hectorze. – Odezwałam się schodząc z ostatniego schodka.

Musiałam z nim porozmawiać. On znał prawdę. Mógł mi ją dać szybciej niż policja.

Mężczyzna nie zareagował. Nawet, gdy stanęłam obok niego, nie drgnął. Wpatrywał się w dno basenu z twarzą pozbawioną jakichkolwiek emocji. Więcej można było ujrzeć na twarzach lalek.

- Hectorze, chciałabym porozmawiać o Izabeli – zaczęłam łagodnie.

Najwyraźniej imię mojej siostry podziałało niczym kubeł zimnej wody, ponieważ mężczyzna wyprostował się i przeniósł wzrok na mnie.

- Moja księżniczka Izabela...

Nawet nie próbował kłamać, on jedyny.

Spojrzenie, które na mnie spoczęło, wydawało się puste. Rysy twarzy mężczyzny lekko się zmieniły. Zniknęła stateczność, powaga i ciepło, którymi potrafił mnie obdarzyć. Teraz przypominał kogoś obcego.

- Jesteś do niej podobna. – Hector wyciągnął prawą dłoń i zaczął kreślić nią koła przed moją twarzą.

- To moja siostra.

IzabelaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz