Rozdział 17.

1.2K 96 13
                                        

Weszłam do mieszkania, w którym wszystko się zaczęło. Wydawało się większe, niż je zapamiętałam. Przesunęłam wzrokiem po każdym centymetrze przestrzeni, który dane mi było zobaczyć. Szukałam czegoś? Starałam się uniknąć zaskoczenia jak w pokoju hotelowym? A może chciałam się dowiedzieć, dlaczego zgodziłam się z nim tu przyjechać? Sama nie wiedziałam, ale pewne było jedno – musiałam mieć oczy szeroko otwarte.

- Jesteś głodna? Może chcesz się czegoś napić? Wysłałem ochronę po twoje rzeczy do hotelu, niedługo pojawią się z nimi. A może potrzebujesz świeżego powietrza? Na dachu jest prywatny taras, możesz z niego skorzystać – Victor wyrzucał z siebie pytanie za pytaniem.

Patrzyłam na jego szare oczy, które wydawały się niezwykle łagodne. Victor nie zdawał sobie sprawy, że go obserwuję. Nie zamakały mu się usta, co było dość niespotykane. Jednak jeszcze dziwniejsze było, że zależało mu, abym poczuła się w jego mieszkaniu komfortowo. Tak bardzo chciałam mu uwierzyć.

- Sara, dobrze się czujesz? – Dostrzegł moje milczenie, a ja ujrzałam jego troskę.

Mężczyzna posyłał mi takie spojrzenie, że zaczynałam mieć wyrzuty za to, jak zachowałam się przed szpitalem. A to oznaczało, że zaczynałam mięknąć. Nie mogłam do tego dopuścić.

- Chętnie skorzystam z tarasu – rzuciłam. – Gdzie znajdę wyjście?

- Na końcu korytarza, po lewej są drzwi. Za nimi znajdziesz schody, które zaprowadzą cię bezpośrednio na dach. Mogę pójść z tobą i ci...

- Nie, dziękuję. Pójdę sama – z moich ust wyrwał się ostrzejszy ton niż planowałam.

Pośpiesznie ruszyłam we wskazanym przez niego kierunku. Znalazłam właściwe drzwi, a za nimi schody. Kilka sekund później otwierałam kolejne drzwi, za którymi znajdował się mój cel. Znalazłam się na dachu zaaranżowanym w bardzo funkcjonalny sposób. Przestrzeń była duża i ogrodzona przeszkloną barierką. Wzdłuż jednej za krawędzi ciągnęły się ponad metrowe tuje, gwarantujące dyskrecję od wzroku mieszkańców sąsiedniej kamienicy. Większość metrażu zajmował prostokątny basen. Na podwyższeniu ulokowano jacuzzi, a obok bar z alkoholami. Znalazło się również miejsce na stół z sześcioma krzesłami. Podłoga została wyłożona deskami z ciemnego drewna, co nadało całemu tarasowi jeszcze bardziej relaksacyjny charakter.

Podeszłam do miejsca, gdzie barierka była najniższa. Oparłam się o nią i skierowałam oczy w kierunku dachów oświetlonego miasta. Niebo było już czarne i ozdobione błyszczącymi gwiazdami.

Wypuściłam głośno powietrze, jakbym nie robiła tego od kilku dni.

Nie ufałam Victorowi. Wcześniej również nie powinnam tego robić, a jednak był pierwszą osobą, o której pomyślałam, gdy poczułam się samotna.

Moje spojrzenie uciekło w stronę basenu. Zastanawiałam się, czy powinnam do niego wskoczyć, licząc, że woda była zimna, najlepiej lodowata? Otrzeźwiłoby mnie to. Miałam już za sobą jedną nocną kąpiel.

Zrezygnowałam z tego pomysłu.

Jeszcze przez kilka minut obserwowałam uspakajające się miasto, po czym wróciłam do apartamentu na dole, zamykając się w sypialni, którą wcześniej zajmowałam. Bez zmiany ubrań i prysznica, zanurzyłam się pod kołdrę i zasnęłam.

Obudziłam się, zaskoczona, że za oknami zrobiło się jasno. Sen trwał niczym kwadrans, a ja byłam przekonana, że wybudziłam się w środku nocy. Najwyraźniej musiałam być bardzo zmęczona.

Na szafce nocnej dostrzegłam swój telefon oraz portfel, a przy drzwiach walizkę, w której musiały znajdować się moje rzeczy – rzeczy kupione przez Javiera na polecenie Victora. Wyjęłam z niej kosmetyki oraz ubrania na przebranie i poszłam pod prysznic. Umyłam się bardzo dokładnie, aby pozbyć się z siebie zapachu mężczyzny, który chciał mnie skrzywdzić. Szorowałam skórę, licząc, że zapomnę o jego brutalności. Gdy spojrzałam na siebie w lustrze, dostrzegłam niewielki siniak na czole i zaczerwieniony policzek, co mogłam ukryć kosmetykami oraz siną plamę na brzuchu, która stanowiła pamiątkę po pięści mężczyzny. Pomalowałam się i przebrałam w dość dziewczęcą sukienkę z bufkami w fioletowo-różowe kwiaty, kończącą się kilka centymetrów przed kolanami.

IzabelaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz