Rozdział 23.

1.1K 83 11
                                    

Oboje odwróciliśmy się w stronę schodków do altany, gdzie stał Victor. Światło padające z małych lampek na wysokości trawy oświetlało go niczym tajemniczą postać, która zstąpiła na ziemię z nieba lub piekła – choć w przypadku Derbeza, pierwsza opcja została wykluczona.

Krok za krokiem ruszył w naszą stronę, więc mogłam przyjrzeć się jego twarzy obrazującej lód, zimniejszy niż ten na Antarktydzie. Aż zrobiło mi się chłodniej.

- Poznałam twojego kuzyna. – Wskazałam na Vincenta. – Dotrzymuje mi towarzystwa. Trudno uwierzyć, że jesteście spokrewnieni.

Vincent zaśmiał się, rozumiejąc moją aluzję.

- Gdyby nie on, umarłabym z nudów – dodałam.

- Wracamy na salę. – Z ust Victora wydobył się rozkaz.

Przyjrzałam się Derbezowi spod przymkniętych do połowy powiek. Znów przybrał tę swoją maskę „To ja jestem tu panem, a wy wszyscy powinniście mi się podporządkować". Miałam zbyt dobry humor, aby się z nim kłócić. Dlatego posłusznie wstałam z krzesła.

- Tak jest, generale – odparłam żołnierskim tonem, przyjmując pozycję na baczność.

Walczyłam z uśmiechem, który miał ochotę pojawić się na moich ustach w odpowiedzi na reakcję Victora. Wpatrywał się we mnie niczym w wariatkę, co wydawało się śmieszne. Aż w końcu złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.

- Miło było cię poznać, Vincent – krzyknęłam do mężczyzny.

- Do usług – odpowiedział.

- Pamiętaj, że mam buty na wysokiej szpilce, więc zwolnij – jęknęłam, gdy przez Victora zbyt szybko pokonywałam schodki.

Posłuchał się i zwolnił. Dzięki temu nie musiałam za nim biec. Wyrównaliśmy się.

- Fajny jest ten twój kuzyn – powiedziałam, uśmiechając się.

- Yhy – mruknął.

- Uratował mnie od Oscara, bo zachowuje się względem mnie dziwnie.

Tego nie skomentował.

- Podobno znalazła się „Księżniczka Izabela".

- Tak.

Nie był zbyt rozmowny, a ja nie miałam ochoty na ciszę.

- Miło spędziłam czas z Vincentem.

- Cieszę się – odparł ironicznie.

- Zajął się mną, gdy ty rozmawiałeś z tymi wszystkimi nudnymi ludźmi.

- Mówisz, że zajął się tobą...

Zbliżaliśmy się do domu.

- Więc teraz ja się tobą zajmę – oznajmił niskim, gardłowym głosem, od którego robiło mi się ciepło między nogami.

Znów przyśpieszył, więc musiałam za nim truchtać. Zamiast okrążyć dom, Victor poprowadził mnie na taras, a stamtąd do salonu pogrążonego w mroku. Docierały tu przygłuszone dźwięki muzyki i odgłosy rozmów. Przeszliśmy do korytarza i dotarliśmy do niepozornych drzwi. Victor otworzył je z rozmachem, wpychając mnie do środka. Niemal potknęłam się o własne nogi. Szampan zmniejszył moją czujność.

- Możesz być delikatniejszy? – zapytałam niezadowolona. Nie chciałam wylądować kolanami na podłodze.

Światło się zapaliło, a ja dostrzegłam, że znaleźliśmy się w łazience.

IzabelaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz