Rozdział IV
Rider
Wszedłem do warsztatu dopiero w okolicach południa, bo po kolejnej kiepsko przespanej nocy musiałem złapać drugą kawę u Sky, zanim tu przyjechałem. Warsztat otwierał Max, a chłopak już dawno temu zyskał sobie mój szacunek i bez oporów zostawiałem cały biznes na jego głowie w stu procentach ufając jego pracy. Nawet Jecta musiał w końcu przyznać, że jest w porządku. Jego siostra spotykała się z nim od prawie dwóch lat i była szczęśliwa. Początkowo obawiałem się, że skoro Julia wyjechała na studia dwie godziny drogi od Waverely to Max również gotowy jest opuścić miasto. Ale miał tu rodzinę, która go potrzebowała, a ja egoistycznie się z tego cieszyłem. Znaleźć kogoś dobrego i zaufanego wcale nie było łatwo. Na tygodniu nie było wiele do roboty. Kilka standardowych awarii, zmiana opon, oleju czy przeglądy. Właśnie tym w głównej mierze zajmował się Max i Joe, mój drugi mechanik. Ja sam w wolnych chwilach pracowałem nad zleceniami na odpicowanie jakiejś bryki i podkręceniem bebechów. Jedno takie zlecenie pozwalało mi bez obaw przetrwać do trzech miesięcy.
Szedłem przez podjazd ze zwieszoną głową chroniąc się przed wiatrem, gdy z bliskiej odległości dobiegł mnie warkot silnika. Obok mnie przemknął czerwony edge, a moje serce zabiło mocniej, bo już widziałem to auto. Zatrzymałem się gwałtownie wpatrując się w znikającą, ładną linię maski, rejestrację z Ilinois i przyciemniane szyby. Od razu ruszyłem do garażu znajdując Maxa pochylonego nad jakąś czarną beemką.
- Kto przyprowadził to auto?
Max oderwał się od auta i zmarszczył brwi patrząc na samochód jakby dopiero co go zobaczył. A potem w końcu uśmiechnął się doznając olśnienia. Pracowałem z nim na tyle długo, by wiedzieć, że jak pochłonie go praca to nie zważa na nic dookoła.
- To przecież auto Roberta.
- Nie to, to które właśnie odjechało.
- A! Siadła kontrolka ciśnienia w oponach – powiedział spokojnie. – Wystarczyło pięć minut roboty, zresetowałem...
- Nie pytałem co było nie tak, tylko kto przyprowadził wóz.
Zamrugał zaskoczony i spojrzał na mnie uważnie. Miał prawo, bo mój głos brzmiał zupełnie inaczej niż w naszych normalnych rozmowach. Ale byłem właśnie na granicy swojego zdrowego rozsądku, bo widziałem już to pieprzone auto. Wiedziałem jak wsiadała do niego kobieta, która od tyłu do złudzenia przypominała Madison Crowley.
- Jakaś panna.
- Jak się nazywała?
Znów zmarszczył brwi wyraźnie zdezorientowany.
- Nie wiem – powiedział i zaszurał nogami. – Wyglądała na roztrzepaną i w pośpiechu. Zostawiła auto przed dziewiątą. Skończyłem z camaro Wittkersa i od razu zająłem się jej. Przyjechała sama, zapłaciła gotówką. Miałem jej nie obsługiwać?
- Nie o to chodzi...
Miałem na końcu języka żądanie, żeby powiedział mi jak wyglądała z każdym najdrobniejszym szczegółem, żeby opisał mi jej głos, jej włosy, jej zadarty nos. Żeby podał mi jej numer telefonu, który powinien wziąć. A ja mógłbym zadzwonić i upewnić się, że to nie ona. Zamiast tego odetchnąłem i zakląłem cicho pod nosem. Może powinienem to zrobić, by przestały maltretować mnie wspomnienia życia, które już dawno nie było moje. Zamiast tego jednak bez słowa odwróciłem się ruszyłem do biura.
- Coś zrobiłem nie tak, szefie?
Stałem odwrócony do niego plecami, a każdy mięsień w moim ciele napinał się do granic możliwości. Próbowałem się rozluźnić, bo to nie była wina Maxa, że zaczynałem wariować z braku porządnego snu. Może powinienem wziąć numer i zadzwonić. Upewnić się, że to nie ona. Czy chciałem to wiedzieć? Zakończyć swoje katusze? Tak i nie. Bałem się własnej reakcji, gdyby się okazało, że to jednak ona. Odetchnąłem i potrząsnąłem głową nad swoją własną głupotą. Nie było szans żeby to była Madison. To całe parowanie się w klubie, obserwowanie jak moi bracia zaczynają wić rodzinne gniazdka tak na mnie wpłynęło. To było jedyne sensowne wytłumaczenie tego co się działo.
CZYTASZ
Grimm Reapers MC #5 Rider | ZAKOŃCZONE
Roman d'amourWydawało mi się, że wszystko można oszacować. Świat kręcił się wokół liczb i ich wartości. A przynajmniej tak było dla mnie. Całe życie liczyłem i szacowałem - zawsze wychodząc na tym na plusie. Tak jak potrafiłem obliczyć skomplikowane działania ma...