Rozdział XXVI
Rider
Rozejrzałem się po obskurnym lokalu i oparłem o ścianę boksu obserwując kelnerkę zmierzającą w naszą stronę. Rude włosy, ewidentnie farbowane miała upięte w koka, a twarz zdobił tak mocny makijaż, że nawet nie szło zgadnąć ile miała lat. Gdzieś między szesnaście, a trzydzieści – to był mój jedyny strzał. Jecta przyglądał nerwowo telefon i nawet nie zauważył, że kobieta stanęła blisko niego i omal nie oblizała się na jego widok. Sin stukał palcem w stół wyraźnie znudzony, a Joker milczał wpatrując się menu, choć nie sądziłem, by zamówił coś więcej niż kawę.
- Co dla was, kochani?
- Kawy, cztery – powiedział Joker nie podnosząc nawet głowy znad karty.
Kobieta jednak nie wydawała się chętna do odejścia. Rzuciła szybkie spojrzenie na Jokera, Sina i na mnie, a w końcu i tak wróciła do Jecty. Ten w końcu uniósł wzrok znad telefonu i spojrzał na nią.
- Coś dla ciebie, przystojniaku?
Musiałem przygryźć wargę, by nie parsknąć śmiechem na jego minę.
- Kawy, cztery kawy – powiedział zimno wracając spojrzeniem do komórki.
Cokolwiek na niej widział, ewidentnie się wkurzał. Mogłem to rozpoznać bez trudu obserwując jak pulsuje mu żyłka na czole.
- Może coś na deser? Do kawy?
Jej głos był tak słodki i ociekający, że aż się wzdrygnąłem. Jej nieustępliwość w końcu zaalarmowała Jokera, który podniósł wzrok i wyprostował ramiona omal mnie przy tym nie zrzucając z boksu. Cholerne ciasne miejsca w przydrożnych barach. Nie były dostosowane, by wcisnęło się do środka czterech, dość rosłych facetów. Jecta odłożył telefon i niemal teatralnie uniósł dłoń w górę przeczesując krótkie włosy, ale nawet w słabym świetle koszmarnych jarzeniówek ciężko było przegapić błysk platynowej obrączki.
- Niczego więcej nie chcemy, dziękujemy – niemal warknął.
Kobieta wzruszyła ramionami i odeszła. Siedzieliśmy w ciszy czekając na jej powrót. Przyniosła nasze kawy, a obok tej postawionej przy Jectcie zostawiła chusteczkę. Poczekał, aż odejdzie, a potem podniósł ją i z parsknięciem pokazał nam numer telefonu i hasło Jakbyś zmienił zdanie.
- Sądziłem, że obrączka działa jakoś odstraszająco.
- Na niektóre to jebany wabik – powiedział Jecta odkładając w końcu telefon i patrząc na Sina. – O której ma być?
- Powiedział, żeby spotkać się o trzeciej.
Spojrzałem na zegarek i skrzywiłem się, widząc, że już jest pięć po, a Martina wciąż nie było widać. Jechaliśmy prawie dwie godziny do tej obskurnej knajpy i naprawdę nie miałem zamiaru spędzać tu więcej czasu niż konieczne. Miałem co robić w Waverley. Madison już zapewne odebrała Callie i właśnie wraca do domu. Pewnie zjedzą niedługo jakiś obiad, a potem mała zajmie się zabawą, podczas gdy Didi sprawdzi prace swoich uczniów. Mógłbym w tym czasie obserwować jak marszczy nos wczytując się w niektóre głupoty albo zagryza wargi z rozbawienia. Mógłbym też wykorzystać tą okazję i przyprzeć ją do ściany w kuchni i mocno całować. A potem...Kurwa, mój kutas zaczynał twardnieć na samą myśl o tym co mógłbym zrobić potem. I co na pewno zrobię, gdy tylko wrócę do miasta. Te ostatnie dwie noce? Brak mi słów. Wydawało mi się, że pamiętam każdy jej dźwięk, każdy pomruk, każdy dotyk. Ale moje wspomnienia straciły na wyrazistości. Bo teraz Didi była jeszcze lepsza, słodsza, seksowniejsza, choć wydawało mi się to wręcz niemożliwe. Nie mając ochoty siedzieć z półtwardym kutasem przy jednym stole z braćmi skupiłem się na niespokojnym vice.
CZYTASZ
Grimm Reapers MC #5 Rider | ZAKOŃCZONE
RomanceWydawało mi się, że wszystko można oszacować. Świat kręcił się wokół liczb i ich wartości. A przynajmniej tak było dla mnie. Całe życie liczyłem i szacowałem - zawsze wychodząc na tym na plusie. Tak jak potrafiłem obliczyć skomplikowane działania ma...