Epilog
Rider
- Uch.
- Co się stało?
- Kopie.
Poderwałem się na równe nogi i w sekundę znalazłem się przy kanapie klękając obok Didi. Zaśmiała się cicho, gdy objąłem jej brzuch dłońmi. Odsunęła je i podniosła swoją koszulkę ukazując mi nagą skórę. Dopiero wtedy ponownie pozwoliła się dotknąć. Obserwowałam z napięciem jak jej skóra nagle podnosi się i opada. Od razu przesunąłem tam dłoń i sekundę później to poczułem. Kopnięcie. Silne, zdecydowane.
- Cześć, skarbie – powiedziałem cicho, zachrypniętym głosem. – Masz już dość siedzenia w tej ciemnicy, co?
Didi zaśmiała się lekko na moje słowa, a jej smukłe palce zaczęły gładzić moje dłonie. Kontrast pomiędzy moją wytatuowaną skórą, a jej delikatną, nadal wywoływał ścisk w mojej piersi. Musiałem ją chronić. Je chronić. Ta potrzeba była jak podstawa mojego własnego kody DNA. Kolejne kopnięcie, potwierdzająca odpowiedź mojego dziecka. Dziecka, które tym razem dojrzewało w brzuchu swojej mamy na moich oczach. Nie zajęło mi to wiele czasu z czego byłem cholernie dumny. Rok temu złożyłem najbardziej niespodziewane oświadczyny jakie tylko mogłem. A teraz siedziałem w domu z żoną w szóstym miesiącu ciąży.
Spojrzałem w górę patrząc na delikatny uśmiech na ustach Didi, na zmarszczkę pomiędzy jej brwiami, gdy pojawiło się kolejne kopnięcie. Uwielbiałem to. Obserwować jak nosi moje dziecko, jak rozkwita będąc w ciąży. Uwielbiałem nawet jej humory, awantury jakie urządzała pod wpływem hormonów. Nie lubiłem porannych nudności, które na szczęście to miała już za sobą, za to kochałem do szaleństwa jej obecny stan wiecznego podniecenia. Bo ja też chodziłem wiecznie podniecony. Nigdy wcześniej nie rozumiałem dlaczego Jecta tak bardzo uwielbia Charlie w stanie błogosławionym, dopóki nie miałem przy sobie Didi. A teraz mogłem czerpać z tego doświadczenia wszystko to co najlepsze i najgorsze.
- Skarbie, nie możesz tak się rozpychać – wyszeptałem skupiając uwagę na brzuchu. – Mamusia czuje się niespokojna.
- Czuję raczej coraz silniejszą potrzebę skorzystania z toalety.
Zaśmiałem się przesuwając dłońmi po jej brzuchu i składając pocałunek tuż nad pępkiem.
- Słyszysz? Trochę cierpliwości, skarbie i już niedługo będziesz tutaj razem z nami. Poznasz swoją siostrzyczkę, która nie może się już doczekać twojego przyjścia na świat. I swoją mamę, najwspanialszą kobietę pod słońcem.
- I swojego tatę – dodała Didi splatając nasze palce.
Nie było na tym świecie siły, która ponownie odciągnęłaby mnie od tej kobiety. Była moim światem przez całe moje życie, nawet jeżeli próbowałem sobie wmówić, że jest inaczej. Ona, moja córka i to maleństwo, które niedługo przyjdzie nam wychowywać.
- Didi – powiedziałem tylko całując ją ponownie w brzuch, a potem podnosząc się i całując ją w usta.
- Ja ciebie też.
Nie musiałem nawet tego mówić. Ona to wiedziała, bo każdego dnia robiłem wszystko, by jej to udowodnić. I miałem zamiar robić to do końca swojego życia, bo zasługiwała na to jak nikt inny.
Rok później
- Tatko, a możemy zaprosić mojego chłopaka?
Moje ciało zamarło, każdy mięsień napiął się, gdy spojrzałem na dół na swoją ośmioletnią córkę. Musiało mi się coś przywidzieć, prawda? Bo nie było cholernej opcji, żeby moja księżniczka miała chłopaka.
- Kogo?
- No Marcusa, mojego chłopaka – powtórzyła patrząc na mnie jakbym był kosmitą. – Wczoraj podzielił się ze mną babeczką i mnie pocałował.
Z boku dobiegło mnie ciche prychnięcie i kątem oka zobaczyłem Didi, która stała oparta o kolumnę i trzymała w ramionach Hailey. To był jakiś żart, prawda?
- Co zrobił?
- Podzielił się babeczką i pocałował mnie. Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Patrzyłem na córkę, która zacisnęła usta w dziubek, gest zupełnie w stylu jej matki, gdy była o krok przed wygłoszeniem mi kazania. Oczywiście, że kurwa, słuchałem. Ale to co mówiła było tak oderwane od rzeczywistości, że mój mózg tego nie ogarniał. Kucnąłem naprzeciwko Callie i założyłem jej za ucho złocisty lok na co prychnęła i sama poprawiła sobie włosy.
- Skarbie, gdzie cię pocałował?
- O tu – powiedziała wskazując na swój policzek.
Ok, nie było tak źle. Chociaż moja złość na smarkacza rosła z każdą sekundą tej śmiesznej rozmowy. Rozmowy, która nie powinna się wydarzyć jeszcze przez najbliższe dwie dekady. Do diabła, która nigdy nie powinna się wydarzyć.
- Żaden chłopak nie powinien cię całować.
- Ale to mój chłopak.
- Nie masz chłopaka, Callie.
- Mam. Marcusa, a on powiedział...
Didi zaśmiała się cicho, a ja jej rzuciłem wściekłe spojrzenie. Nie przejęła się tym, jedynie poprawiła uchwyt na naszej młodszej córce i pochyliła nad zawiniątkiem.
- To będzie zabawne – wymruczała wyraźnie rozbawiona.
Czy naprawdę miała gdzieś, że nasza ośmioletnia córka ma chłopaka? Że ten smarkacz ośmielił się ją pocałować?
- Callie, nawet Marcus nie ma prawa cię całować, rozumiesz? Ani przytulać, ani dotykać, ani... w ogóle nie ma żadnego prawa, do cholery.
- To jest brzydkie słowo! Musisz wrzucić dolara do słoika!
Niech się cieszyła, że używam tylko tego. Bo najchętniej bluzgałbym w tym momencie jak pojebany. Odetchnąłem głęboko i spojrzałem w jej śliczne oczy w ciepłym zielono orzechowym kolorze. Były idealną mieszanką moją i Didi.
- Rozumiesz, mnie?
- Ale ty całujesz mamę i to prawie bez przerwy!
- Bo to moja żona, Callie. Jak będziesz miała męża to wtedy będzie mógł to robić. Ale męża, ok?
- W takim razie Marcus i ja weźmiemy ślub.
Didi znów parsknęła śmiechem narażając się na moje kolejne wściekłe spojrzenie.
- Tak, jak już się pobierzecie. Na razie masz mu na to nie pozwalać, rozumiesz? To bardzo ważne, skarbie. Obiecujesz?
- Ale...
- Mała, obiecujesz?
Sapnęła wyraźnie niezadowolona, ale w końcu skinęła i wymruczała potwierdzenie. Ok, czyli miałem przynajmniej jedną dekadę spokoju. Dekadę w której moja córka okaże się przykładowo aseksualna, prawda? Może nigdy nie będzie się nawet interesować chłopcami.
Callie odeszła zamaszyście, aż jej kitka falowała za nią, a spod trampek wylatywały kłęby ziemi. Didi zrobiła dwa kroki i dołączyła do mnie, gdy wciąż stałem na podwórku obserwując swoją pierworodną.
- Do ślubu, co?
- Albo i dłużej – warknąłem.
- Pamiętasz kiedy odebrałeś mi wianuszek? – Zapytała ze śmiechem, a mnie zmroziło.
Chryste. Dopiero teraz zdawałem sobie sprawę z tego jakim musiałem być gnojkiem, gdy śliniłem się do Didi i ją obmacywałem, gdy miała ledwie szesnaście lat. Zemdliło mnie na samą myśl. A moja żona, która zdawała się czytać w moich myślach tylko roześmiała się i poklepała mnie po ramieniu.
- I pomyśleć, że będziesz przechodził przez to dwukrotnie.
Ja pierdolę. Miała rację. Miałem dwie, cholernie nieświadome i narażone na potencjalnych idiotów córki.
- Idę zadzwonić do Aleksa.
- A co mój brat ma z tym wspólnego?
- Skoro ich jest dwójka, to nas też powinna być, do diabła!
CZYTASZ
Grimm Reapers MC #5 Rider | ZAKOŃCZONE
RomanceWydawało mi się, że wszystko można oszacować. Świat kręcił się wokół liczb i ich wartości. A przynajmniej tak było dla mnie. Całe życie liczyłem i szacowałem - zawsze wychodząc na tym na plusie. Tak jak potrafiłem obliczyć skomplikowane działania ma...