Rozdział IX
Madison
To prawdopodobnie było szaleństwem z mojej strony, ale nie miałam wyjścia, prawda? Evan miał prawo do przyjaźni, a zwłaszcza jeśli to wiązało się z tym, że pozna Callie. Bałam się tego, ale chciałam. Pragnęłam, żeby pokochał ją tak bardzo, jak na to zasługuje. I tylko dlatego zgodziłam się na jego przyjaźń. I tylko dlatego w piątek po naszej rozmowie zapakowałam Callie do samochodu i jechałam do jego domu na kolację. Gdy zapytałam co mam przygotować, na co uznał, że nie ma potrzeby żebym się tym martwiła. Mam przywieźć siebie i córkę. Uprzedził mnie gdzie mieszka oraz o tym, że będzie to po prostu jedną wielką ucztą. Nie była to randka, prawda? A jednak czułam się jakbym właśnie na taką szła. I to nie na zwyczajną, ale taką na które spotykam całą rodzinę. Wesele, urodziny, pogrzeb - cokolwiek. Odetchnęłam parkując przed dużym domem ze strzeżoną bramą, a moje serce podskoczyło, gdy w tylnym lusterku zobaczyłam jak dwóch mężczyzn zamyka kratę. Evan musiał uprzedzić o moim przyjeździe i najwyraźniej wyczekiwali naszego przyjazdu.
- Czy będą tutaj inne dzieci? – Zapytała Callie kręcąc się nerwowo na swoim miejscu.
- Tak. Będzie chłopiec o którym mówiła panna Sky, pamiętasz? Ten w twoim wieku.
- Ok.
Moje zdenerwowanie udzielało się Callie, która zazwyczaj tryskała energią i była aż nazbyt chętna do poznawania nowych ludzi. Teraz jednak wyraźnie czuła obawę przed wkroczeniem do dużego, obcego domu. Posłałam jej pokrzepiający uśmiech i złapałam za rączkę wchodząc po schodach. Zanim miałam okazję dotrzeć na ich szczyt, drzwi otworzyły się i pojawiła się grzywa pofalowanych, kasztanowych włosów.
- Ten świat doprawdy jest mały.
Posłałam uśmiech do Charlie i skinęłam jej głową.
- Cześć.
- Wchodźcie, bo zimno – powiedziała i odsunęła się, by zrobić nam miejsce. – James, zabierz kurtki.
Zaraz obok nas pojawił się James i posłał mi szeroki uśmiech.
- Cześć, Madi.
- Cześć.
Zmusiłam się do nerwowego uśmiechu, po pomieszczenie do którego weszłam nie przypominało ani salony ani przedpokoju. Bliżej było do holu czy recepcji w hotelu. Drgnęłam, gdy Callie położyła dłoń na mojej nodze i delikatnie zacisnęła pięść. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się szczerze.
- Charlie, to jest Callie.
Charlie pochyliła się lekko, na tyle na ile pozwalał jej ciążowy brzuch. Wyciągnęła dłoń do Callie i posłała jej szeroki uśmiech.
- Czekaliśmy na ciebie – powiedziała, a moje serce zadrżało od nadziei i z obawy jednocześnie. – Leo już nie mógł się ciebie doczekać. Co ty na to, żebyśmy najpierw sprawdziły co u niego, a potem zawołam was na jedzenie? Lubisz słodkości?
- Bardzo – potwierdziła Callie, a jej oczy rozbłysły.
- W takim razie, jak zjecie obiad to Sky ma dla was słodką niespodziankę.
Charlie wyprostowała się, a Callie spojrzała na jej duży brzuch i wskazała na niego palcem.
- Ma pani tam dzidziusia, prawda?
Charlie roześmiała się i położyła dłoń na brzuchu delikatnie go gładząc.
- Zgadza się.
- Chodźmy, małpko – powiedziałam łapiąc Callie za rękę i ucinając tą rozmowę zanim moja córka zacznie zadawać kolejne pytania.
CZYTASZ
Grimm Reapers MC #5 Rider | ZAKOŃCZONE
RomanceWydawało mi się, że wszystko można oszacować. Świat kręcił się wokół liczb i ich wartości. A przynajmniej tak było dla mnie. Całe życie liczyłem i szacowałem - zawsze wychodząc na tym na plusie. Tak jak potrafiłem obliczyć skomplikowane działania ma...