13. Happy Birthday May!

312 26 5
                                    

Zeszłam na dół z zamiarem wyjścia z domu w kierunku przystanku, ale dostrzegając, że nikogo nie ma, ruszyłam do barku alkoholowego w kuchni.
Może coś na rozgrzewkę?
Nie zastanawiając się zbyt długo otworzyłam drzwiczki szafki i wyjęłam z niej czystą wódkę, która na moje szczęście była już napoczęta.
Wzięłam kieliszek i nalałam sobie jeden.
Potrzepało.
Chwyciłam trunek żeby nalać kolejny...
Dobra pierdolić kieliszek.
Przyłożyłam usta do butelki i pociągnęłam solidny łyk z gwinta. Ogień, który rozszedł się po moim gardle palił niemiłosiernie, ale później kiedy nieco się rozluźnię, sama sobie za to podziękuje. Po kilku minutach powtórzyłam czynność, ale tym razem już tak fajnie się nie przyjęło.
Ohyda.
Odłożyłam alkohol z powrotem do barku i wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi.
Byłam już prawie spóźniona, ale nie przejmowałam się zbyt bardzo.
Dom Jalena przy Sheldon Avenue znajdował się niedaleko. W zasadzie na upartego mogłabym przejść się tam spacerem, ale miałam mało czasu.
Po 10 minutach byłam na miejscu i zęby zbierałam prawie z ziemi na widok miejsca w którym mieszkał. Nasz dom to był pikuś przy jego. Nie dość, że ogromny to na prawdę piękny. Ściany zbudowane z drobnej ciemnoszarej cegły, a okna sięgające do samej ziemi. Do drzwi prowadziły duże szerokie  schody a po ich obu stronach stały betonowe donice z kwiatami. Można było do nich dotrzeć ścieżką wysypana z kamyczków, która wiodła przez idealnie zadbany trawnik. Zza garażu wystawało kilka pięknych palm i aż mnie kusiło żeby zajrzeć na tyły domu, ale stwierdziłam, że nie wypada.
Zadzwoniłam dzwonkiem, a drzwi otworzył mi Theodor.

- cześć. - rzucił obojętnie. Byłam w lekkim szoku widząc go mimo, że w zasadzie powinnam się spodziewać, że tu będzie.
Stałam jak wryta nie wiedząc co zrobić.

- cześć. - wydukałam nie ruszając się nawet o krok.

- wchodzisz, czy imprezujesz dziś przed drzwiami? - zapytał przesuwając się lekko dając mi tym samym lepszy dostęp do wejścia. Błyskawicznie przekroczyłam próg nie chcąc wchodzić z nim w dalszą konwersacje. Moja pewność siebie ostatnio gdzieś uleciała, a wiedziałam, że Theo jest mocny w gębie i nie będzie mnie oszczędzał.
Hol był niewielki. Po prawej stronie od wejścia znajdowały się ciemnobrązowe schody prowadzące na piętro, a tuż obok kilka małych schodków w dół dzięki którym można było dostać się do niewielkiej biblioteki. Po lewej stronie znajdował się aneks kuchenny połączony z wielkim salonem, w którym znajdowało się już sporo osób. Większości oczywiście nie znałam ale zakładałam, że to pewnie jacyś znajomi May, może z pracy albo studiów, o ile studiowała. Cholera nawet tego nie wiedziałam.

- o Stella! dobrze, że już jesteś. - usłyszałam głos Alexa, który właśnie zmierzał w moim kierunku. Alkohol krążący sobie już powoli w moich żyłach sprawił, że bezproblemowo zrobiłam krok w stronę chłopaka całując go w policzek na powitanie.
I wcale nie poczułam się speszona.

- gdzie reszta? - zapytałam uśmiechając się lekko.

- Gabriel i Zyon na tarasie przygotowują basen, Lizzy miała sprawdzić czy tort się nie roztopił, Holly i Brad będą za 15 minut a Jalen i...
oh w sumie już są. - spojrzał Alex w kierunku schodów, a mój wzrok podążył tam tuż za nim.
Jalen w swoim czarnym dopasowanym golfie i jeansach z dziurami wyglądał nienagannie, ale to nie on przykuł w głównej mierze moją uwagę. Chłopak prowadził za rękę dziewczynę i to nie byle jaką dziewczynę. Wyglądała jakby ją ktoś żywcem wyciągnął z okładki magazynu. Mniej więcej mojego wzrostu, długie zgrabne nogi, blond idealnie proste włosy sięgające do połowy pleców, lekko wystające kości policzkowe i usta tak okrągłe i pełne, że byłabym w stanie pokusić się o opinie, że były powiększane. Jezu ideał. Miała na sobie srebrną krótką sukienkę wykonaną całą z frędzelków, która mieniła się tak okazale, że widać było by ją z drugiego końca stanu. Ja w swojej czarnej spódnicy i bluzce hiszpance wyglądałam przy niej jak menel. Autentycznie.

Violet Lemonade 18+ #1 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz