9. Uważaj, bo możesz sie sparzyć.

410 24 2
                                    

Nadszedł mój drugi poniedziałek w słonecznym Santa Clarita. Poniedziałek, który niestety nie będzie należał do najprzyjemniejszych mimo, że wciąż trwały wakacje. Za kilka godzin Gavin ma pociąg do Thousand Oaks, a stamtąd jutro wyrusza do San Luis Obispo gdzie zaczyna studia. Zamknęłam na chwile oczy mając nadzieje, że jak to zrobię, może okaże się, że ten dzień wcale się jeszcze nie zaczął. Niestety nie zadziałało.
Zegarek wskazywał godzinę 9:30. Odwróciłam się w stronę Gavina będąc przekonana, że jeszcze śpi. Tymczasem chłopak leżał na plecach i klikał coś w telefonie.

- Cześć śpiąca Królewno. - zaśmiał się zerkając w moja stronę.

- powiedział śpiący książę, któremu raz w życiu udało się rozkleić powieki wcześniej niż o 11 - fuknęłam udając obrażoną. - co robisz?

- czytam grupę, Sandy i Connor robią spam od 8 rano. - powiedział wlepiając wzrok w ekran.

- serio pierwsze co robisz rano jak otwierasz oczy to wymiana wiadomości z Sandy? - spojrzałam złowrogo.

- oko za oko, zazdrość za zazdrość? - zaśmiał się nawiazując do wczorajszej sytuacji z Jalenem. - nie pisze z Sandy tylko na grupie, gdzie wymieniamy się ważnymi informacjami. Chociażby dlatego, że jutro razem jedziemy do San Luis. - dodał.

- świetnie. - fuknęłam.

- ktoś tu wstał lewą nogą. - mruknął Gavin odwracając się do mnie po czym wbił palec w moje żebro.
Wygięłam się nienaturalnie i syknęłam oddając cios w jego ramie.
Irytowała mnie ta cała Sandy.
Irytowało Cię to, że jest taka ładna...

Wyrzuciłam te myśli z głowy i zerwałam się z łóżka. Zarzuciłam na siebie pierwsze lepsze ubrania i poszłam umyć zęby.
Gavin był chyba lekko zaskoczony moim „entuzjazmem" do życia ale nie skomentował, tylko sam też wstał i zaczął zbierać swoje rzeczy do walizki.
Po pół godzinie zeszliśmy na dół na śniadanie. Mama grasowała w kuchni, a Yash pojechał zawieźć dzieciaki do szkoły. Pierwszy dzień w nowej klasie moich sióstr.
Cóż przynajmniej było sprawiedliwie, wszyscy zaczynaliśmy od zera.
Dobrze, że mój rok akademicki zaczyna się w pierwszy wtorek września, a nie wcześniej bo to oznaczało jeszcze chwile wolnego dla mnie.
Mama była tak kochana, że zrobiła nam pyszne śniadanie, za co byłam jej bardzo wdzięczna bo totalnie nie miałam dziś weny na przygotowywanie czegokolwiek. Gavin dyskutował z nią żywo o przedmiotach dodatkowych, które wybrał popijając czarną kawę, a ja siedziałam zamyślona grzebiąc widelcem w swojej jajecznicy z bekonem.

- Stella zaraz zrobisz dziurę w talerzu - zauważyła mama spoglądając na mnie.

- zamyśliłam się. - burknęłam pod nosem.

- Jakie macie plany przed wyjazdem Gavina? - zapytała uśmiechając się delikatnie.

- wczoraj widzieliśmy fajną knajpkę w centrum. Pewnie wybierzemy się tam zjeść razem lunch.... No a później na pociąg. - powiedziałam wciąż zamyślona przygryzając końcówkę widelca. Nie ustalaliśmy wcześniej naszych planów, ale Gavin chyba nie miał nic przeciwko bo tylko zerknął na mnie przelotnie i skinął głową na potwierdzenie.

- Gdzie Gab? - zapytałam przypominając sobie o jego istnieniu.

- w biurze Yasha, dogląda ostatnich prac. Lizzy chyba dzisiaj wybrała się do San Fernando odwiedzić rodziców. - odpowiedziała mama podlewając bazylię stojącą na oknie.

- dziwnie tu bez niej, czuje jakby z nami mieszkała. - zauważyłam.

- w zasadzie to chyba tak jest, z tego co mówił Gabriel jest jakiś problem z domem studenckim i Lizzy nie ma swojego pokoju. Czasem pomieszkuje u jakiejś koleżanki, ale większość czasu spędza tutaj. - wyjaśniła mama na co lekko się zdziwiłam. Elizabeth studiowała już rok i choć nie rozmawiałyśmy zbyt wiele o studiach, nic wcześniej nie wspominała o problemach mieszkaniowych. Choć jak dla mnie to nie był wcale problem. Mogła tu siedzieć całymi dniami i nie miałabym jej dość.

Violet Lemonade 18+ #1 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz