8. Siódmy dzień tygodnia.

383 27 3
                                    

Postanowiłam nikomu nie mówić o tym co usłyszałam.
Trochę dlatego, że było mi głupio, że podsłuchiwałam, ale też ze względu na to, że najpierw chciałam się dowiedzieć o co dokładnie chodziło.
Wślizgnęłam się z powrotem do swojego pokoju gdzie zastałam Gavina w trakcie przygotowań do obiadu.
Miał na sobie błękitną koszule i luźne niebieskie jeansy. Zakładał właśnie na lewą rękę elegancki zegarek na brązowym pasku.

- w co się ubierasz? - zapytał.

- jeszcze nie wiem, ale patrząc na Twój stroj zaczynam myśleć, że mama Ciebie jako jedynego uprzedziła o tym, że planuje niedzielny obiad. - uniosłam brwi przejeżdżając wzrokiem z góry na dół.

- po prostu nie byłem pewien co wymyśliłaś na weekend, dlatego wolałem mieć ze sobą chociaż jedną koszule. - zaśmiał się. - zresztą wiesz, że lubię mieć wszystko zaplanowane i pod kontrolą.

- Wiem i cieszę się, że myślisz o wszystkim - mruknęłam całując go w usta.

Zerknęłam w kierunku szafy i podeszłam do niej rozmyślając nad dzisiejszym outfitem.
Nie chciałam zbyt bardzo się stroić, ale zależało mi żeby  jednak nie odstawać od Gavina, dlatego założyłam luźne kremowe lniane spodnie z wysokim stanem i rozszerzanymi nogawkami, a na górę biały crop top z długim rękawem i odkrytymi plecami. Zrobiłam lekki makijaż, stawiając na dużą ilość różu na policzkach i ułożyłam włosy, które pozostawiłam rozpuszczone.
Około 14;30 byliśmy oboje gotowi dlatego stwierdziłam, że zejdziemy na dół sprawdzić czy mama nie potrzebuje pomocy w przygotowaniach.
W kuchni czuć było już zapach zapiekanki makaronowej.
Judith Trembley oprócz bycia najlepszą malarką na świecie, jest również najlepszą kucharką.

- oh jak ślicznie wyglądacie - rozpromieniła się na nasz widok ściągając rękawice kuchenne.

- jeśli to co gotujesz zawsze będzie tak pachniało, to chyba rozważę zmianę kierunku i przeprowadzkę do was - westchnął Gavin obserwując drzwiczki od piekarnika.

- zapraszam, myśle że nasza patchworkowa rodzina przyjmie jeszcze jedno dziecko pod swoje skrzydła. - zaśmiała się mama, a ja rozmarzyłam się na chwile o tym jak było by świetnie gdyby Gavin tu mieszkał. Ba, gdyby nawet mieszkał gdzie indziej, ale w tym mieście.
Zaniosłam sztućce do salonu połączonego z jadalnią i rozłożyłam je po kolei przy każdym z miejsc siedzących. Yash zabrał dzieci na krótką przejażdżkę, pewnie dlatego, że zanim mama zdążyłaby cokolwiek przygotwać ta trójka rozniosłaby już dom.

Usłyszałam za plecami chrząknięcie i odwróciłam się w stronę wejścia do salonu.

- Niech zgadnę, Twoje zapasowe klucze? - zapytałam powstrzymując się przed przewróceniem oczami. Jezu na prawdę mi tak zostanie.

- Nie, akurat drzwi było otwarte - wyszczerzył się Jalen.

- mama jest w kuchni. - powiedziałam spoglądając na kwiaty, które trzymał w ręce prawdopodobnie dla niej.

- Tak, widziałem. - odpowiedział przechylając głowę i lustrując mnie z góry na dół. Sam ubrany był w białą koszule i jasne jeansy kończące się tuż nad kostką. Wyglądał dość elegancko i schludnie. Jego włosy dzisiaj nie były roztrzepane jak zwykle, tylko ładnie uczesane, co zdecydowanie dawało mu vibe grzecznego, bogatego chłopca. Uśmiechnęłam się lekko na tą myśl.

- Wyglądasz dzisiaj... - zaczął.

- ładnie? Dziękuje. - uśmiechnęłam się szeroko z lekką sztucznością.

Violet Lemonade 18+ #1 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz