Rozdział 7 - Pięć punktów

109 7 2
                                    

Wczoraj wieczorem, Hermionie szczęśliwie udało się wrócić niepostrzeżenie do swojego dormitorium. A było to nie lada wyzwanie, gdyż miała ochotę krzyczeć i skakać z radości.

Pozornie bezpardonowy i chłodny Severus Snape, względem niej był taki czuły i romantyczny. Do tej pory, czuła tę niesamowitą spolegliwość jakiej doznała w jego objęciach. Czyż mogła domagać się od losu czegoś więcej? Zdecydowanie nie. Po tym pocałunku i prowokacyjnym klapsie, czuła się kompletna i w pełni spełniona.

Rankiem, dziewczyna wstała odrobinę wcześniej, niż miała to w zwyczaju. Chciała wykorzystać dodatkowy czas na zrobienie lekkiego makijażu aby delikatnie podkreślić swą urodę, zdążając z tym jeszcze przed śniadaniem. Tak też i zrobiła. W pełni wyszykowana na dzień dzisiejszy wyszła z sypialni i skierowała się w stronę wielkiej sali.

Zaraz przy topornych drzwiach auli, spotkała profesora Sape'a, który właśnie suszył głowy jakimś pierwszoroczniakom za bezmyślne bieganie po korytarzu.

- Dzień dobry profesorze.- Stanęła przed nim z promiennym wyrazem na twarzy.

Mężczyzna zlustrował ją oziębłym spojrzeniem od stóp do głów i pogardliwym ruchem ręki nakazał odejść uczniom pierwszego roku.

- Dobrze pan dzisiaj wygląda. - Rzuciła, uprzednio rozglądając się dyskretnie, czy aby przypadkiem żaden z uczniów nie zwrócił na nich swojej uwagi.

Severus niespecjalnie zareagował na tę niespodziewanie miłą uwagę odnoszącą się bezpośrednio do jego prezencji tego dnia. Spojrzał na wyraźnie niższą od niego dziewczynę z góry. Uniósł lekko brew z zauważalną siurpryzą a usta zacisnął w niezgrabnym grymasie, łudząco przypominającym uśmiech. Skinął głową a następnie odwrócił się i odszedł, bez słowa.

Hermiona przez chwilę stała zmieszana w miejscu, aż nagle poczuła lekkie uszczypnięcie na ramieniu.

- Co tak stoisz jak wół na polu? Chodź na śniadanie. - Odezwał się Ron, następnie wprowadzając przyjaciółkę pod ramię do środka wielkiej sali.

Dziwne. Jego oczy były zupełnie inne niż wczoraj w nocy. Patrzył na mnie tak beznamiętnie z suchą rezerwą. - Pomyślała zasiadając do stołu.

*******
Po zjedzeniu śniadania, Miona udała się prosto na zajęcia z obrony przed czarną magią. Profesor Gilderoy Lockhart jak zwykle zaczął lekcje od wykładu polegającego na samouwielbieniu i próżnych przechwałkach. Znudzona tym nastolatka, odpłynęła myślami do zdarzenia z wczorajszej nocy. Na jej twarzy pojawił się grymas rozmarzenia.

- Paniennko Granger, zdaje się pani być nieco nieobecna. Czyżbym panią nudził? - Spytał dogłębnie poruszony profesor, przerywając swój wywód o tym jakich wspaniałych i wielkodusznych czynów dokonał w swoim życiu.

Dziewczynie chwilę zajęło nim zorientowała się, że mężczyzna mówi właśnie do niej.

- Nie nie, panie profesorze. Proszę kontynuować. - Powiedziała speszona.

- Co z nią? - Ron spytał szeptem Harrego szturchając go w ramię, na co ten odpowiedział.
- Nie wiem. Od rana jest jakaś nieprzytomna. Buja w obłokach. - wzruszył ramionami.

- Ty... może ona się zakochała czy co? - zainsynuował rudzielec za co w tym samym momencie został zdzielony w tył głowy, przez Hermione.

Zamilkł.

******
Kolejną lekcją były właśnie eliksiry. Uczniowie siedzieli już w ławkach oczekując na belfra, który po chwili wparował do pracowni z tą samą, charakterystyczną wściekłością co zwykle.

To nie Ja //Sevmione//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz