10. Wyścig z czasem

75 6 1
                                    

- Halo, halo! - usłyszałam radosny głos detektywa. Nie otwierając oczu machnęłam dłonią w powietrzu, mając nadzieję, że uda mi się trafić w twarz tego paszczura. - Woah! Było blisko - powiedział, najwyraźniej unikając uderzenie.

- Zamknij się - mruknęłam w półśnie.

- Mamy robotę do wykonania, moja słodka rzodkieweczko.

No teraz to przesadził. Jak poparzona wstałam z pościeli i kopnęłam chłopaka w brzuch. Tym razem nie udało mu się w porę wymknąć.

- Poranne pieszczoty jak widzę - zaśmiał się wykrzywiając się z bólu.

- Nie pozwalaj sobie - warknęłam. Co jak co, ale to była dla mnie skuteczna pobudka. Zastanawiam się, czy chłopak specjalnie mnie podjudzał.

Ogarnęliśmy się szybko, ubraliśmy się w płaszcze, które zasłaniały nam twarze i w drodze zjedliśmy śniadanie przygotowane przez staruszkę. Przez całą drogę trzymałam sporządzony wczoraj wieczorem kanapkowy dokument tak, żeby był widoczny. Zatrzymaliśmy się przy zawalonej pułapce. Heizou szybko ją ustawił tłumacząc mi jak to wszystko działa. Dla osób które by nas obserwowały musiało to wyglądać całkiem naturalnie.

- Tam ktoś jest! - krzyknęłam teatralnie pokazując w pierwszym lepszym kierunku.

Zaczęliśmy uciekać, a ja "przypadkiem" upuściłam kanapkowy dokument tak, że spadł zaraz za pułapką. Biegliśmy aż do skraju lasu, a gdy już się zatrzymaliśmy usłyszeliśmy przenikliwy wrzask, dochodzący z głębi lasu.

- Chyba udało się nam złapać jakiegoś liska - uśmiechnęłam się.

- Na pewno zyskamy przez to kilka sekund - przytaknął wesoło. - Ale musimy teraz uważać. Jesteśmy na otwartym terenie i nie będziemy mogli ukryć się wśród drzew.

Ruszyliśmy żwawym krokiem, lecz dla bezpieczeństwa postanowiliśmy dojść do głównej drogi. Wprawdzie zajmie nam to więcej czasu, ale mamy pewność, że nie zostaniemy skasowani, ponieważ drogi są często gęsto patrolowane przez żandarmów. Gdy dochodziliśmy do pierwszych zabudowań Miasta Inazumy dochodziła godzina dwunasta.

- Zdążymy? - zapytałam, ścierając z czoła pot.

- Dziś jest sobota, urząd działa krócej - obawiał się Shikanoin. - Mamy dwanaście minut - oznajmił i przyspieszył, a ja wraz z nim. Wbiegliśmy do miasta, gdy przechodnie spoglądali na nas ze zdziwieniem. - Wiesz gdzie mieści się budynek sądu? - zapytał.

- Zawsze omijam go szerokim łukiem - odpowiedziałam i nagle stanęłam jak wryta, gdy zauważyłam kto idzie z naprzeciwka.

To była kobieta, którą spotkaliśmy nad rzeką! Obok niej szedł muskularny brodacz, wyglądający na szefa tej bandy i jeszcze kilka innych, groźnie wyglądających opryszków. Złapałam detektywa za kołnierz i pociągnęłam w ciasną uliczkę.

- To oni - wyszeptałam mu do ucha.

- Chyba nas nie zauważyli - odpowiedział chłopak wychylając się za ścianę. - Ale idą w naszą stronę.

Na nasze nieszczęście, uliczka na którą trafiliśmy była ślepa. Stało tu tylko kilka rozwalających się ławek i drewnianych kufrów. Ukryliśmy się za jednym z nich w samą porę, ponieważ grupa wojowników jak na złość weszła w ślepą uliczkę i rozgościła się na zniszczonych ławkach! Byliśmy w pułapce. Nie mogliśmy wyjść, ponieważ bandyci nas blokowali. Nie mogliśmy też zostać, ponieważ do zamknięcia urzędu zostało dosłownie kilka minut. Obserwowaliśmy faceta z brodą, jak rozmawiał ze swoimi ludźmi. Próbowałam usłyszeć co mówi, ale rozumiałam jedynie pojedyncze słowa. Serce biło mi niemiłosiernie szybko ze strachu. Miałam wrażenie, że Heizou doskonale je słyszy. Zerknęłam na miłego kontem oka.

Skradła mi serce | Heizou x OC/readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz