19. Shnaznaya

50 7 2
                                    


Tak z okazji walentynek dostaniecie rozdział wcześniej, żeby wam pokazać jak was kocham. A w ogóle to dziękuję za wszystkie gwiazdki, komentarze i oczywiście za to że czytacie tą książeczkę głupiutką <3

Poza tym to już 19 rozdział, wow. Powinnam ogarnąć jakąś okładkę, bo na razie jest tylko art z pinteresta, bardzo ładny btw.

No ale nie przedłużam już. Kochanych walentynek i miłego czytańska, do zobaczonka w poniedziałek<3

◇ ◇ ◇

W Shnaznayi było zimno jak cholera. Całe szczęście miejscowa policja zaopatrzyła nas w rzeczy niezbędne do przetrwania w tym klimacie. Dlatego teraz stałam przed Shnaznayańskim komisariatem okutana w gruby puchaty płaszcz i wełniany szal, a mimo to było mi troszkę zimno.

W końcu Heizou wyszedł z budynku. Miał tam wejść tylko na chwilkę, by przekazano mu ważne dokumenty i klucze, ale zeszło mu nieco dłużej. Nieco bardzo dłużej. Widząc na mojej twarzy wymalowany wyraźny znak niezadowolenia uśmiechnął się przepraszająco i podszedł szybkim krokiem.

- Przepraszam że tyle mi zeszło - powiedział skruszony. - Akurat mieli przerwę i skusili mnie na spróbowanie tej słynnej ognistej wody. Nie odpuściliby gdybym się nie zgodził.

- Ach tak? - podniosłam jedną brew powątpiewająco.

- Mówię prawdę. Ale już nigdy więcej nie dam się tak oszukać! - obiecał. - Gardło nadal mnie pali...

Nie mogłam się nie zaśmiać. Przynajmniej nie byłam jedyną poszkodowaną w tej sytuacji.

- Jest zimno, lepiej udajmy się do przydzielonego nam mieszkania - zaproponował potrząsając kluczem z niebieską plakietką. To naprawdę miło ze strony Shnaznayańskiej policji, że zadbała nawet o nasze zakwaterowanie.

Po krótkim spacerze dotarliśmy do małej drewnianej chatki na obrzeżach miasta, obok której płynęła niewielka rzeka niosąca na swych mroźnych falach fragmenty kry. Chłopak przekręcił klucz w zamku i weszliśmy do środka. Mieszkanko było trochę zapyziałe, ale w dużo lepszym stanie niż to moje slumsowe, więc nie narzekałam. Co do detektywa Romeo... Był trochę niezadowolony, ale był za bardzo zmęczony, by interweniować. Za nami była długa, wyczerpująca podróż, więc od razu poszliśmy spać, pełni nadziei, że jutro będzie cieplej...

Nie było. Nie było ani trochę cieplej.

Ale praca to praca, więc trzeba było wyjść rano spod cieplej pierzyny, zjeść śniadanie z uciążliwym detektywem, a potem udajemy się na komisariat, ponieważ umówiliśmy się na spotkanie z funkcjonariuszem, który przed nami zajmował się sprawą.

- Funkcjonariusz Wasilij - przywitał się policjant. Przez jego twarz ciągnie się ciemna blizna, co dodaje grozy jego wizerunkowi. Ten policjant to podobno najlepszy funkcjonariusz w całej Shnaznayi.

- Jestem Heizou, a to moja asystentka Sayuri - przedstawił nas detektyw włosy wiśnia. Wyczuł, że nie jestem przyjaźnie nastawiona wobec Wasilija i postanowił wszystkim zająć się sam.

- Oto wszystkie akta dotyczące tej sprawy - policjant podał Shikanoin teczkę wypełnioną papierami. - Jest tu opis miejsca zbrodni jak i zapisy rozmów ze świadkami i podejrzanymi.

- Nie jest tego zbyt wiele... - mruknął Heizou gdy otworzył plik i szybko go przejrzał. - Co z wnioskami do których Pan doszedł? Czy śledztwo w ogóle doszło do jakichś wniosków lub podejrzeń?

- Niestety, ta sprawa pokonała nawet mnie. Dlatego moi przełożeni chwytając się ostatniej deski ratunku pokierowali się plotkami o niezwykłym detektywie i poprosili o pomoc ciebie.

W głosie Wasilija dało się usłyszeć nutkę goryczy. To zrozumiałe. Do tej pory był najlepszy, a teraz okazuje się, że możliwe jest, że jest ktoś lepszy.

- No cóż, trudno - wzruszył ramionami chłopak. - Nie z takimi rzeczami się mierzyłem. Wszystko się rozwiąże, może Pan na nas liczyć - zapewnił z uśmiechem. Ten to nigdy nie traci pewności siebie.

- Oczywiście - policjant kiwnął głową pospiesznie. - A teraz pozwólcie, że wrócę do moich obowiązków.

- Nie tak sobie wyobrażałem "najlepszego funkcjonariusza" - oznajmił Heizou gdy Wasilij już odszedł.

◇ ◇ ◇

Wróciliśmy do chatki nad rzeką, rozłożyliśmy papiery na stole i zaczęliśmy pracować. Za oknem zrobiło się pohmurno i zaczął padać śnieg. Krótko mówiąc, pogoda była zamulająca.

- A więc i tutaj chodzi o pierścień - Heizou pokiwał głową ze zrozumieniem. - I Shnaznayańscy przestępcy są łasi na biżuterię.

- Ja chcę spać... - zamajaczyłam kładąc głowę na stole. Trzymałam w dłoni kartkę, której treść przeczytałam już ze siedem razy, ale mój mózg był tak zamulony, że nadal nie rozumiałam jej treści.

Chłopak mnie zignorował. Pomimo wczesnej godziny był bardzo energiczny i skrzętnie rozpracowywał i składał zagadkę skradzionego pierścienia. Siedział naprzeciwko mnie i w skupieniu przeglądał papiery. Był ubrany w czarny garnitur, elegancką koszulę i jasnoczerwony krawat. Najprawdopodobniej były to ubrania które tutaj dostał.

- Heizou, muszę ci coś powiedzieć - poinformowałam. Chłopak od razu oderwał się od pracy.

- Czego potrzebujesz, Sayuri? - zapytał.

- Muszę z tobą poważnie porozmawiać.

- Słucham? - zapytał, pokazując że jego uwaga jest skupiona wyłącznie na mnie.

- Ten krawat nie pasuje do twoich oczu - wyznałam. Jasna czerwień krawatu aż gryzła moje oczy. Pomyślałam, że jeżeli natychmiast go nie zdejmie, to go na tym krawacie powieszę. On natomiast popatrzył w dół, na swój krawat, a potem z powrotem na mnie.

- Czy to oznacza, że zwracasz uwagę na moje oczy? - zapytał, uśmiechając się nonszalancko.

- Oczywiście, że nie. Ale krawat jest naprawdę beznadziejny. Zdejmuj go - rozkazałam.

- Serio? Myślałem, że wyglądam w nim sexy... - westchnął zawiedziony.

- Zdejmuj - powtórzyłam, a on pomimo niezadowolenia, wykonał polecenie.

- No dobrze, co takiego chciałaś mi powiedzieć naprawdę?

- Och, nic istotnego. Po prostu myślałam, że poinformuję cię o tym, jakie mam szczęście, mogąc codziennie słuchać twoich beznadziejnych żartów - odparłam.

- Moje żarty wcale nie są beznadziejne! Po prostu musisz docenić moje poczucie humoru, żeby je zrozumieć - wyjaśnił. - Nie jest takie łatwe być zabawnym w obliczu twojej sarkastycznej natury.

- Zabawne? To słowo, którego użyłabym jako ostatnie, żeby opisać twoje poczucie humoru, Heizou - parsknęłam.

- Dobrze, przejdźmy do rzeczy. O co tak naprawdę chodzi? - zapytał już poważnym tonem. Odsunął dokumenty na bok i oparł łokcie na stole.

- No więc... trochę się cykam - przyznałam niepewnie. - Tu chodzi o morderstwo...

- W naszej pierwszej sprawie również była istotna kwestia morderstwa - nie rozumiał mojego niespokojnego podejścia.

- Ale to było tam, w domu. Teraz jesteśmy w zupełnie obcym miejscu, w Shnaznayi. Może dla ciebie nie jest to nic wielkiego, może już nie raz tutaj bywałeś, ale ja jestem jedynie slumsowym opryszkiem. Jedyne co potrafię, to zwinąć ci z kieszeni sakiewkę lub nadgniłego pomidora z bazaru.

- Boisz się? - zapytał. Niechętnie przyznałam mu rację. - Każdy się czasem boi. Nawet ja. Ale strach nie jest słabością - zaczął mnie pocieszać. - Może nas napędzać do działania.

- Odpuść sobie te mądrości, nie pomagają.

- W takim razie powiem ci, że nie masz się czego obawiać, bo jestem tu z tobą i obiecuję, że będę cię chronić. Co ty na to? - zaproponował.

- Jesteś wkurzający - prychnęłam. Chociaż w głębi duszy musiałam przyznać, że ucieszyły i uspokoiły mnie te słowa.

- Tak źle i tak nie dobrze - westchnął teatralnie. - I weź tu dogadzaj kobiecie!

Skradła mi serce | Heizou x OC/readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz