Rozdział 8 EMILY

620 15 1
                                    


- Kto na ciebie "leci" jak to ujęła Sophia?

Obie spojrzałyśmy na siebie wymownie.

- Eeee, ten no...- zaczęłam. 

- Taki Adam. - odparła szybko Sophia. - Poznali się kiedyś, w... - zawahała się a ja już wiem, że aktorstwo to nie jej działka. - W klubie. Tak to była intensywna noc nie Emily? - zaczęła ruszać brwiami. A ja myślałam, że ją zabije. 

Albert spojrzał na nas obydwie dziwnym wzrokiem. Nie sądzę aby uwierzył w te bzdury. 

- Czy zatem mam spodziewać się pod tymi drzwiami tego Adama? Ochrona musi o nim wiedzieć. - odparł znudzonym wręcz lekko wkurzonym głosem. 

- Całkiem możliwe. - nie zdążyłam nic powiedzieć bo Sophia mnie wyprzedziła. - Lata za nią jak głupi, a jak to mówią młodzież musi korzystać. Zresztą jest całkiem, całkiem. - odparła ze sprytnym uśmiechem. Wiedziałam co kombinuje. Chce zobaczyć czy wywoła zazdrość w Panie Massetti. 

- Dobrze jednakże prosił bym aby nie zjawiał się kiedy zajmujesz się Mią. A teraz wybaczcie ale idę do pracy. A ty Emily jedz śniadanie. 

Do końca dnia nie widziałam już Pana Masseti i zadziwiająco nie widziałam też Sophie. Jest godzina dwudziesta i skończyła pracę cztery godziny temu. Pisałam sms-y i cisza. Zaczęłam się bardzo martwić. W końcu zdecydowałam, że po raz piętnasty wykręcę jej numer i jaką ulgę poczułam gdy odebrała. 

- Halo?

- Gdzie ty jesteś do jasnej cholery?! Odchodzę od zmysłów nie odpisujesz na sms-y. 

- Jestem w mieszkaniu, ciężki dzień i spałam sory. - zaraz. Jakim mieszkaniu? Przecież miałyśmy mieszkać tutaj razem. 

- Jak to? Ja też jestem i cię tu nie ma. 

- Bo ja jestem w moim a wy jesteście w waszym. - Nie podoba mi się to coraz bardziej. - Ujmę to tak Pan Masseti gdy jeszcze byłaś nieprzytomna powiedział mi, że ja mieszkam tu a ty tam. 

- Dlaczego? Nie chcę mieszkać sama. 

- Nie mieszkasz sama.

-To kurwa z kim!

- Ze mną. - usłyszałam za swoimi plecami.  W drzwiach stanął Alberto, a Sophie zakończyła połączenie. 

- Miałam mieszkać z Sophie? Co to za kombinowanie. 

- Nie nazwał bym tego kombinowaniem, a logistyką. Masz się zajmować moją córką więc nie widzę sensu żebyś miała mieszkać gdzieś indziej.

- A moja opinia, zgoda? - zapytałam.

- Dobrze zatem zapytam o opinię. Dobrze się spało? 

Wiedziałam, że to kpiny. Robił sobie ze mnie jaja, a jego twarz jak zwykle była jak z kamienia. 

- Uśmiecha się Pan czasami?

- Miałaś nie mówić do mnie per pan a Albert. Jeśli mam powód to się uśmiecham.

- Jaki musi być powód? - zapytałam podchodząc do niego bliżej. 

- Na przykład uśmiechnął bym się gdybyś w końcu zaczęła się słuchać i była grzeczna. 

- Oj nie znasz mnie jeszcze niegrzecznej uwierz mi. Potrafię zaleźć za skórę. - odparłam po czym udałam się w kierunku łazienki. Chciałam wziąć prysznic i pójść spać. 

Nie znoszę kiedy ktoś decyduje za mnie. Kiedy ktoś ma gdzieś moją opinię i moje zdanie. Na Sophie również byłam zła. Wiedziała o wszystkim i nawet nie raczyła pisnąć słówka. Zaczęłam się rozbierać i włączyłam prysznic. Zostałam w samej bieliźnie i zaczęłam ściągać opatrunek aby choć trochę wyczyścić moją ranę. Jednak odklejanie opatrunku było bardzo bolesne, że aż krzyknęłam. Do tego od widoku krwi, a bardziej jej ilości zrobiło mi się słabo. Chwyciłam się brzegu wanny stojącej naprzeciwko i usiadłam na ziemi starając się oddychać równomiernie. Zrobiło mi się cholernie niedobrze.

- Emily? - usłyszałam zza drzwi. - Wszystko ok?

- Tak! - odkrzyknęłam. - Rana mnie zapiekła po prostu, ale już jest dobrze. 

- Myślę, że jednak sprawdzę te rane. 

- Nie! - krzyknęłam szybko. - Jestem w samej bieliźnie! Poza tym wszystko jest w porządku!

Nie posłuchał otworzył drzwi, a ja przeklinałam, że nie było w nich zamka. Zobaczywszy mnie na podłodze od razu uklęknął przy mnie. 

- Co się stało? Spójrz na mnie. - Chwycił moje policzki. 

- Za dużo krwii i trochę słabo mi po prostu. - odparłam. Ten złapał mnie jak pannę młodą - mam deja vi chyba i położył mnie na łóżku po czym otworzył wszystkie okna. 

-  Potrzebujesz zimnego chłodnego powietrza. - odparł. Ja za to zaczęłam się zasłaniać. W końcu leżałam w samej bieliźnie. Albert udał się do łazienki a po minucie był już koło mnie z apteczką w ręce. - Zabierz te ręce. Nie masz tu nic czego nie widziałem. 

- Dupek.

- Słucham? - zapytał przykładając wacik nasączony wodą utlenioną do mojej rany na co pisnęłam z bólu.

- Nic. - odparłam zaciskając zęby. Wszystko poszło mu całkiem sprawnie i w miarę bezboleśnie. Mając już gotowy opatrunek chciałam iść chociaż trochę się przemyć, ale on złapał mnie za ręce i z dominacją, ale zarówno delikatnością rzucił mnie na łóżko. 

- Skłamałem Emily. - odparł trzymając moje ręce i patrząc mi prosto w oczy. Znowu zrobiło mi się gorąco. Jego dotyk rozpalał mnie. 

- Co? - głos odmówił mi posłuszeństwa. 

- Nie widziałem takich rzeczy. Widziałem coś normalnego, co stworzyła natura. Te inne kobiety... Nigdy nie widziałem tak idealnego ciała jak twoje. Niczym bogini. - odparł zbliżając twarz do mojej. Nasze usta prawie się ze sobą złączyły gdyby nie fakt, że w drzwiach pojawiła się Mia.

- Tato! Wiesz gdzie jest... wparowała i spojrzała na nas.-  A co tu robicie? 

- Nic! Twój tata pomagał mi...eee...

- Pomagałem wyjąć jej rzęsę z oka.

- Okej? Jestem głodna, odgrzejesz mi tato zapiekankę? - odparła. Szybko uwierzyła. O ile uwierzyła. 

- Tak już idę. - Puścił mnie gwałtownie i udał się za Mią do kuchni. Stanął jeszcze przed wyjściem z pokoju, spojrzał na mnie wzrokiem pełnym pożadąnia i odszedł. 

A do mnie dotarło wszystko jakby ze zdwojoną siłą. Co to kurwa było?

Najgłośniej krzyczy serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz