Rozdział 14 - EMILY

467 12 0
                                    


Na drugi dzień było lepiej. Połknęłam z rana leki. Tym razem nie zapomniałam. Robiłam Mii śniadanie i nagle do pomieszczenia wszedł mężczyzna a raczej goryl w garniaku. Założył dłonie na siebie i tak stał. Patrzył na mnie i na Mię intensywnie. A ja zaczynałam czuć zagrożenie. Nagle Mia podniosła główkę, spojrzała na bysiora z uśmiechem.

- Vincent! Jak fajnie, że jesteś! - krzyknęła i z tostem pobiegła do mężczyzny tuląc się do nogi. - Zobacz, zobacz! To jest Emily! Najcudowniejsza ciocia na świecie! - pokazała chwytając go za rękę i wskazując na mnie.

- Witam, jestem Vincent Guerro. Jestem ochroniarzem Mii i od dziś również Pani. - odparł podając mi rękę. Oczywiście, że ją uścisnęłam. Trochę się zdziwiłam. Ale rozumiem Alberto martwi się o córkę. 

Mia usiadła z powrotem do stołu ciągnąc za rękę Vincenta.  

- Może chce Pan coś do picia lub do jedzenia? - zapytałam patrząc na mężczyznę. 

- Dziękuje, nie trzeba. I proszę mów do mnie Vincent. Pan czuję się staro. - uśmiechnął się delikatnie i wrócił wzrokiem do Mii. 

Nagle mój telefon wydał dźwięk przychodzącej wiadomości. Zerknęłam na niego i ujrzałam wiadomość od Sophie. 

Wariatka <3 : Kiedy przeszczep?

No tak mogłam się spodziewać, że nie popuści tego. 

Ja: Sophie, najpierw trzeba mieć na to pieniądze. 

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. 

Wariatka <3: Pomogę ci, poza tym zawsze możesz zagadać z Albertem. Jest ci winien przysługę. 

Może i był, ale to nadal za duża przysługa. Nie mogła bym o to prosić. 

Wariatka <3: Jeśli ty tego nie zrobisz. Ja to zrobię. Masz tydzień. Buziaki :*

Była zdolna do tego. Nie mam odwagi mu tego powiedzieć. Co to to nie. 

- Emily? Nie jesz śniadania? - zapytał mnie Vincent. 

- Nie, ja na ogół jem później. Nie jestem głodna o tej godzinie. - odpowiedziała, a on miałam wrażenie, że nie kupuje tego co mu mówię. 

- Emily? - usłyszałam głos Alberto z korytarza. Co on tu robi? Tuż za nim do pomieszczenia weszła kobieta coś może koło pięćdziesiątki. - Emily poznaj Angel. Jest prywatną nauczycielką Mii. Przyjeżdża cztery razy w tygodniu. Od poniedziałku do czwartku. Żebyś się nie zdziwiła. Podałyśmy sobie z kobietą dłonie. Na pierwszy rzut oka kobieta bardzo przyjazna. - Poznałaś już Vincenta? Na jego obecność również musisz się przygotować. A teraz Mia idzie się uczyć, natomiast ciebie Emily chciałby poprosić do gabinetu. Chciałbym o czymś porozmawiać.

Słowa "musimy porozmawiać" nigdy nie kojarzyły mi się dobrze. Czyżbym zrobiła coś nie tak? A może to za ten tekst co walnęłam, że go nie opuszczę? Dotarliśmy do jego gabinetu. On zdjął swój płaszcz i położył na kanapie, ręką wskazał krzesło abym usiadła. 

Wykonałam czynność, o którą prosił. On również usiadł po drugiej stronie na swoim fotelu.

- Emily, czy jest coś o czym powinienem wiedzieć? - złożył swoje dłonie twardo i oparł się na biurku. Seksownie to wyglądało. Cholera. 

- W jakim sensie? Co chciałby Pan wiedzieć? - zapytał nie do końca rozumiejąc o co chodzi. 

-Już mówiłem, że masz nie mówić do mnie per pan. - wziął głęboki wdech.  -  Chodzi mi o twoje zdrowie Emily. Przyznam, że jestem idiotą, że nie spytałem o to wcześniej, ale lepiej późno niż wcale. Czy chorujesz na coś? Potrzebujesz pomocy? Bierzesz jakieś leki? - zapytał patrząc na mnie wyczekująco. - Wiesz jako twój pracodawca myślę, że powinienem to wiedzieć. 

Nie wiedziałam co powiedzieć. Jeśli się dowie zapewnie mnie wyrzuci, gdyż może uznać, że jestem niezdolna do opieki nad jego córką. Kilka prac, które na początku miałam właśnie dlatego mnie nie przyjęło. "To może w Pani kondycji lepiej nie, ale dziękujemy". 

Nie mogłam pozwolić sobie na utratę tej pracy. Poza tym lubiłam Mię. 

I możliwe, że podjęłam najgorszą możliwą decyzję. 

- Nie, na nic nie choruje. Ale dziękuje, że mimo wszystko chodź trochę się Pan.. w sensie ty martwisz. - odpowiedziałam. Czy wbiłam sobie gwóźdź do trumny? Tak chyba z trzy na raz. 

- Jesteś pewna? - zapytał ponownie. O kurde, a jeśli on już wie i sprawdza czy powiem mu prawdę?

- Tak. Jestem pewna. - odparłam zaciskając pięści ze stresu. 

- No dobrze. A teraz posłuchaj. Mój lekarz gdy byłaś nieprzytomna, zrobił ci badanie krwi. Coś mu się tam nie podoba. Wspominał coś o anemii, ale nie był pewien. Polecił abyś położyła się na dwa dni do jego kliniki. Myślę, że to dobry pomysł. Opłacę wszystko, potrzebuje tylko twojego podpisu tutaj. - patrząc mi cały czas w oczy podsunął mi kartkę papieru. Na niej znajdowało się oświadczenie, że sama zgadzam się na pobyt w klinice. 

Wiedziałam, że nie mogę tam iść. Wszystko wtedy wyjdzie na jaw. Nie wiedziałam co wymyślić na poczekaniu. 

- To jest prywatna klinika... to za duża ilość pieniędzy, nie sądzę, żeby to było niezbędne. Przynajmniej na daną chwilę. - odparłam kręcąc się trochę w moich argumentach, a on chyba coraz bardziej przestaje mi wierzyć.  

- Myślę, że kilka badań nie zaszkodzi, a wręcz pomoże zwłaszcza po ostatnim incydencie. 

- Albercie doceniam troskę, ale naprawdę nie trzeba. - odparłam wstając powoli z krzesła. Musiałam wiać z tego gabinetu jak najszybciej. Albert zaczął wstawać razem ze mną. 

- W takim razie zacznij jeść Emily. Bo z tego co wiem, nie jadłaś dziś śniadania. - odparł. A mi lekko szczęka opadła. - Moja propozycja jest cały czas aktualna. I mam nadzieję, że z niej skorzystasz. 

Odparł po czym chwycił swój płaszcz i już miał wyjść z gabinetu, ale zatrzymał się na chwilę i odwrócił się do mnie gwałtownie. 

- Będę dziś wcześniej, może. W sensie wiem, że uwielbiasz Mię, ale mam wrażenie, że czujesz się ze mną niekomfortowo. Tak myślę, że może wyjdziemy gdzieś na kolacje. Oczywiście lepiej się poznać. Moja siostra przyjedzie zająć się Mią. - To było słodkie i zarazem tak słodkie. Jego niepewność i zawahania. Kto by pomyślał, że tak wielki postrach i pan biznesmen bał by się zaprosić kobietę na randkę? No właśnie, chwila czy to miała bym randka?

- Tak, myślę, że to dobry pomysł. - odparłam uśmiechając się lekko. On odwzajemnił uśmiech. 

- W takim razie bądź gotowa na ósmą. I do zobaczenia. - odparł i wyszedł z gabinetu. Mnie jednocześnie zszedł cały stres z naszej rozmowy, ale również poczułam motylki w brzuchu. O MÓJ BOŻE CO TU SIĘ WŁAŚNIE STAŁO!


***************************od autorki******************

Trochę mnie nie było, ale wróciłam. Długo się zbierałam aby napisać do was coś od siebie. Ale uff udało się. 

Była bym bardzo wdzięczna byście wsparli mnie i jeśli moja książka się wam podoba dajcie gwiazdkę, i oczywiście komentarz to była by rewelacja. 

Wszelkie poprawki lub zastrzeżenia również mile widziane. Przecinki to moja zmora - więc mogą być błędy - sorry :(.

Miłego dalszego czytania <3 

buziaki 

katy558120

Najgłośniej krzyczy serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz