Od kilku dni zmierzał w stronę zamku, starając się unikać ciemności, jak tylko mógł. Do tej pory wszystko wydawało się być zbyt spokojne, wręcz podejrzane. Dlaczego jeszcze nic nie stanęło mu na drodze? Dlaczego nie napotkał żadnych trudności? Mógł uznać to za zwykłe szczęście, ale wolał być czujnym. Może tak naprawdę został zauważony już jakiś czas temu i od tamtej pory bez przerwy jest obserwowany? Nie mógł być tego pewien, więc zostawało mu być gotowym na atak o każdej porze i w każdym miejscu.
Kraj Wschodni różnił się od zachodniego pod każdym możliwym aspektem. Nawet roślinność wyglądała tu inaczej. Nie spodziewał się, że nie ujrzy tu ani jednego kwiatu odkąd przekroczył granicę, a przecież u nich roiło się od nich o tej porze roku. Temperatura również była o wiele niższa, odnosił wręcz wrażenie, jakby za moment miał spaść śnieg. Zapewne nie odbije się to dobrze na jego zdrowiu, ale to nie to było jego największym zmartwieniem. Widział już w oddali zamek, do którego zmierzał, a zgodnie z tym, co usłyszał wcześniej od sióstr, w pobliżu nikt już nie mieszkał. Opuszczone domy były więc dla niego dobrym schronieniem, ale nie na długo. Temperatura nie sprzyjała przesiadywaniu w nich przez dłuższy czas, a ogrzanie się nie wchodziło w grę, mógł zostać w ten sposób bardzo szybko namierzony.
Nie wiedział, co było gorsze na tym etapie. Wędrówka po zmroku, by dostać się do zamku, czy postój w tej przerażającej okolicy. Był tutaj podany na talerzu, gdziekolwiek by się nie ukrył...
Smak krwi towarzyszył mu od wieków i możliwe, że teraz nie robił już na nim wrażenia. Zabijał, bo był do tego przyzwyczajony. Kto mu się sprzeciwia, powinien otrzymać karę. A beztroskie włóczenie się po nocy było dla niego obrazą. Ludność bała się go i tak miało pozostać. Nie byli mu równi i powinni być tego świadomi. Siła to władza, tak zawsze ją postrzegał. Powinni rządzić najsilniejsi, to było jedyne logiczne rozwiązanie. Wszyscy, którzy podważali ten tok myślenia byli głupcami, którzy zasługują jedynie na śmierć.
Przez te wszystkie wieki przywykł już do ciągłych protestów ze strony ludności, a także czerpał radość z każdej wygranej nad tymi żałosnymi istotami. Uważał i tak, że był zbyt łaskawy za nasyłanie na niego coraz to więcej rycerzy z zachodniego kraju. Czyż nie zawarli umowy? Mieli się nie wtrącać w zamian za pokój. To, co działo się za wschodnią granicą nie było ich sprawą.
Nie chwalił się zbytnio obecną formą, wolał, żeby ludzie kojarzyli go jako potężnego i siejącego postrach potwora. Już zdążył dostrzec, że ludzie zaczynają go lekceważyć, kiedy zbytnio się do nich upodabnia. Dlatego działał pod osłoną nocy, nie ryzykując, że ktoś zobaczy go w całej okazałości. Pozostał wielką tajemnicą, której nikt nie widział, poza tymi, co już byli martwi.
Niewiele było śmiałków, którzy odważyli się wyjść w środku nocy, dlatego coraz rzadziej napotykał okazję do wykazania się swoim okrucieństwem. Niektórzy jednak nie mieli wyboru, pałętając się bez możliwości schronienia się. Bycie biednym i bezdomnym oznaczało śmierć. Nie dało się tak przetrwać w tym kraju.
Obserwując okolicę po zmroku, nie znalazł nikogo, choć dotarł już do granicy. Wrócił się więc, będąc w słabym humorze, ale wtedy jak na zawołanie pojawił się mężczyzna na koniu zmierzający w stronę zamku. Nie musiał się zbliżać, by wiedział, kim jest. Uśmiechnął się sam do siebie rozbawiony głupotą śmiałka i pozostał w oddali, podążając za rycerzem, który pewnie jako kolejny nie zdąży nawet wyciągnąć miecza, nim skróci go o głowę. Chęć mordu dzisiejszej nocy przeszła mu widząc tego głupca i wolał nieco się rozerwać, dając mu dotrzeć aż do zamku, gdzie uświadomi go, jak głupi błąd popełnił.
Im bliżej znajdował się zamku, tym mocniejszy wiał wiatr i wydawał coraz to bardziej przerażające dźwięki. Wiedział na co się pisał i wahał się, czy nie lepiej zawrócić jeszcze teraz, niż pchać się na pewną śmierć. To nie tak, że miał jakiekolwiek szanse w walce ze smokiem. Wolałby jej tak właściwie uniknąć, ale na co liczył, kiedy sam siebie podawał jak na talerzu, bezczelnie nachodząc zamek władcy, będąc jedynie marnym rycerzem z zachodu. Nie różnił się od swoich poprzedników, a jednak miał nadzieję, że zadzieje się cud.
Zamek był piękny. Trochę zaniedbany, porośnięty roślinnością, ale sama konstrukcja w stylu gotyckim robiła wrażenie. Ostre łuki i wieżyczki idealnie zgrywały się z tym, co Wooyoung czuł na myśl o właścicielu tej fantastycznej budowli. Gdyby tylko ten potwór mógł docenić, jak piękne miejsce okupuje i jak przykro jest patrzeć jak nikt nie dba o jego czystość. Podobnie zresztą ogród. Zapewne kiedyś piękny, obrośnięty kwitnącymi krzewami i przeróżną roślinnością, teraz żył swoim życiem wprawiając w niepokój. Niektóre gałęzie wyglądały wręcz, jakby za moment miały sięgnąć po ramię Wooyounga i wciągnąć go za sobą w mrok.
Pchnął ogromne drzwi, które o dziwo wpuściły go do środka. Może nie oczekiwał, że zastanie tu strażników, ale dziwnym było dla niego, że zamek był całkowicie opuszczony. Przekonany był, że jednak ktoś z przymusu tu pracował, usługując władcy. Choć właściwie... Czego mógł potrzebować smok?
Przeszedł parę kroków po ciemnym korytarzu, czując wszechobecny chłód. Zamek wydawał się być wręcz opuszczony, serce Wooyounga biło coraz mocniej z każdym krokiem obawiając się tego, co za chwilę się wydarzy. Czy możliwe, by nikogo tu nie było?
Rozglądał się wokół, obserwując meble, świeczniki, a także zakurzone obrazy zdobiące ściany. Niektóre z nich były tak zniszczone, że nie można było nawet stwierdzić, co się na nich znajduje. Wooyoung zawsze podziwiał malarzy i wyobrażał sobie, jak wyglądałby ogromny portret jego matki, gdyby tylko było go na niego stać. Jego przyjaciel miał ich mnóstwo, ale zapewne dla niego nie miały żadnego znaczenia. Były jednymi z wielu przedmiotów, na które mogła pozwolić sobie tylko rodzina królewska i kupienie nawet i pięciu takich obrazów było dla nich błahostką.
Znalazł się przed kolejnymi drzwiami. Te były znacznie cięższe. Przez chwilę myślał, że nie uda mu się wejść do środka, ale po włożeniu trochę więcej wysiłku w czynność, znalazł się w końcu po drugiej stronie, stając przed wielką salą tronową. Przynajmniej kiedyś nią była. Jedynym źródłem światła tutaj były okna, które wpuszczały teraz słaby i blady blask księżyca, wyłaniającego się zza chmur. Nie wierzył, że ktoś naprawdę może tu mieszkać.
Zrobił kilka kroków naprzód, dopóki nie usłyszał szelestu. Sięgnął po miecz, lecz jeszcze nie wyciągał go z pochwy. Czekał w ciszy, będąc czujnym na każdy najmniejszy ruch.
W ułamku sekundy wielkie misy wypełniły płomienie rozświetlające część sali, a ciepłe powietrze dmuchnęło mu w twarz sprawiając, że skrzywił się lekko. Następnie poczuł czyjś oddech na swoim karku.
- Ostatnie życzenie?
...
a/ Powiem wam, że o dziwo mam dużo pomysłów do tego ff xdd
CZYTASZ
Tears Of A Dragon • Woosan ✓
FanfictionPogrążona w ciemności i beznadziei wschodnia część kraju od ponad tysiąca lat czeka na swojego wybawcę, który odda im wolność i pokój. Starania te do tej pory szły na marne, gdy kolejni padali ofiarami potwora, którego skute lodem serce nie znało li...