Niebo przykryły ciemne chmury, ale na ziemię nie spadła ani kropla wody. Było ponuro, ciemno, a Wooyoung siedział w komnacie zastanawiając się, co aktualnie robi San. Nie wiedział nawet jak daleko się teraz znajduje i czy odpowiada teraz na atak wojsk królewskich przy granicy, czy dalej wstrzymuje się, czekając na ruch z ich strony. Może gdyby teraz ruszył za nim...
Nie. Nie mógł znowu robić wszystkiego po swojemu. Nie dość, że zdenerwował by Sana swoją obecnością, to rozproszył by Serima, który mógłby przez to znaleźć się w niebezpieczeństwie. Najlepiej było zostać w zamku i czekać, aż wszystko się skończy. Nawet jeśli poczucie winy zżerało go od środka i czuł wielką potrzebę wsparcia swoich przyjaciół.
Cisza jednak sprawiła, że znudziło mu się siedzenie w komnacie i zaczął przechadzać się po całym zamku, zakładając do przeróżnych zakamarków. Część pomieszczeń była zaniedbana do tego stopnia, że nie nadawały się w ogóle do użytku. Miał szczęście, że San posłał go do jednej z najlepiej zadbanych komnat, gdzie miał nawet ubrania na zmianę. Swoją drogą, nigdy nie zastanawiał się skąd się tam wzięły.
Krążąc dookoła coraz bardziej doskwierała mu samotność. Poza służącymi, których i tak było niewiele, nie miał się do kogo odezwać, a sam nastrój panujący na zamku sprawiał, że było mu zimno i miał ochotę wrócić do domu. Współczuł jednak Sanowi. Jakkolwiek okrutny by nie był, nawet jeśli nienawidził ludzi i wolał żyć samotnie, na pewno bardzo cierpiał. Może sam przed sobą nigdy tego nie przyznał, ale Wooyoung był niemal pewien, że w środku wielokrotnie tęsknił za możliwością spędzenia czasu z drugą osobą, porozmawiania, czy chociaż zobaczenia drugiej twarzy. Przynajmniej taką nadzieję miał Wooyoung. Ich charaktery różniły się diametralnie, więc i w tej kwestii mógł być w ogromnym błędzie.
Po spędzeniu kilku tygodni w tym miejscu czuł się jednak inaczej. Świadomość, że San jest naprawdę niebezpieczny powoli zanikała, a on naprawdę zaczynał mu ufać. To mogło doprowadzić do jego zguby, ale wolał zginąć w ten sposób, niż pokazywać Sanowi, że sam mu nie ufa, choć próbuje go do siebie przekonać. To nie o to w tym wszystkim chodziło.
Miał tylko nadzieję, że nie przywiąże się zbytnio.
San nie chciał się od razu ujawniać. By nie zwracać na siebie uwagi, schował się w lesie, wyczekując jakichkolwiek oznak nadchodzącego ataku. Myślał nie tylko o tym, że sam będzie musiał walczyć, ale także o tym, jakie skutki będzie miała kolejna wojna. On sam był wręcz maszyną do zabijania, potrafił zrównać teren z ziemią, a to oznaczało szkody dla mieszkańców. Nigdy jakoś specjalnie się tym nie przejmował, ale teraz, kiedy poznał bliżej Wooyounga, faktycznie zaczął rozważać, czy nie mógłby ponownie komuś zaufać. Nie wszyscy pragnęli rozlewu krwi, a zwykli cywile nie byli niczemu winni. Dlaczego mieli ginąć bez powodu? Do niedawna nie dopuściłby do siebie takich myśli. No bo co ich obchodziło życie tych wszystkich ludzi? Dlaczego miał się nimi przejmować?
CZYTASZ
Tears Of A Dragon • Woosan ✓
FanfictionPogrążona w ciemności i beznadziei wschodnia część kraju od ponad tysiąca lat czeka na swojego wybawcę, który odda im wolność i pokój. Starania te do tej pory szły na marne, gdy kolejni padali ofiarami potwora, którego skute lodem serce nie znało li...