cհαթԵҽɾ 14

184 26 1
                                    

Przebudził się dopiero o poranku, za zdziwieniem stwierdzając, że znajduje się z powrotem w swojej komnacie. Nie pamiętał, żeby tu wracał, tak naprawdę w ogóle nie pamiętał, co się stało w kaplicy. Czy zasnął? Całkiem możliwe. Był tak wyczerpany płaczem, że nie kontaktował już ze światem. Oznaczało to jednak, że ktoś inny musiał sprowadzić go do zamku i nie mógł to być nikt inny jak San. Przecież nikogo więcej tu nie było, oprócz Ruki, a przynajmniej tak myślał.

Podniósł się powoli, czując jak ociężałe jest jego ciało po tym głębokim i długim śnie. To oznaczało, że zmarnował jeszcze więcej czasu i wciąż nic nie osiągnął. Postanowił więc od razu odszukać Sana i porozmawiać z nim. O czymkolwiek. Tylko tak mógł jakkolwiek przekonać go do swojej osoby i sprawić, że mu zaufa. Siedzeniem i czekaniem nie załatwi nic.

Wstał z łóżka, zmierzając prosto do wyjścia, jednak gdy otworzył drzwi, na korytarzu już stał mężczyzna z zaskoczonym wyrazem twarzy.

- A ty dokąd? - spytał przyglądając się jego sylwetce.

- Oh... Właśnie miałem cię szukać.

- W takim wydaniu chciałeś latać po całym zamku? - zwrócił uwagę na jego ubiór. Dopiero teraz Wooyoung zorientował się, że ma na sobie zaledwie koszulę. Kiedy zdążył się przebrać? Czy naprawdę nic nie pamiętał?

- Mniejsza - mruknął zażenowany i skulił się, chcąc jakoś utonąć w miękkim materiale, który jako jedyny osłaniał jego nędzne ciało. - Daj mi chwilę. Chciałem z tobą porozmawiać.

- O czym?

- Tak po prostu - mruknął i zamknął drzwi, idąc się przebrać. Z wczorajszego wieczoru zbyt wiele rzeczy pozostało dla niego niewiadomymi. Zamierzał zapytać o to Sana.

Po kilku minutach wyszedł z komnaty i udał się wraz z Sanem przed siebie, zapewne na zewnątrz, bo tam rozmowy podczas spacerów były naprawdę przyjemne. Nawet jeśli miał świadomość, jaką osobą jest San i tak naprawdę szedł ramię w ramię z potworem, nie czuł tego samego strachu, co wcześniej. Jego koniec i tak nadejdzie, a póki co w jego oczach potwór zyskiwał ludzką twarz. Owszem, wciąż miał w sobie mnóstwo niewyjaśnionej nienawiści do ludzi i był obojętny wobec czyjegoś cierpienia, jednak podczas ich wspólnych rozmów Wooyoung czuł się aż nazbyt spokojny.

- Wczoraj poszedłem do kaplicy - zaczął, gdy byli już na zewnątrz.

- Wiem - odparł San beznamiętnie.

- Więc to ty mnie zabrałeś z powrotem do zamku?

- Skrzydeł nie dostałeś - prychnął z kpiną. - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, jak żałośnie wyglądałeś i się zachowywałeś.

Wooyoung zamyślił się na chwilę. Czy zachowywał się żałośnie? Co prawda płakał, ale czy to samo w sobie było postrzegane jako żałosne?

- To było jak sen na jawie - powiedział z delikatnym uśmiechem, aczkolwiek przepełnionym smutkiem. - Oczami wyobraźni widziałem matkę i to, jak mnie przytula. Zawsze to robiła, kiedy coś szło nie po mojej myśli, a ja nie chciałem przyznać, że to pomaga. Zawsze ją wtedy odpychałem, mówiąc, że jestem już dorosły i nie musi mnie traktować jak dziecko.

San nic nie powiedział. Widocznie nie czuł takiej potrzeby. Wooyoung natomiast kontynuował, zanurzając się we wspomnieniach poprzedniej nocy.

- Nawet jeśli słyszałem burzę, czułem się bezpieczny. Zupełnie, jakby była przy mnie.

- Jesteś idiotą - skomentował San. - Jeśli słyszysz burzę, schowaj się w zamku. Chyba że chcesz przetestować swoje szczęście.

- Przecież nic się nie stało. W kaplicy byłem bezpieczny.

- Spójrz na jej otoczenie. Jest w środku lasu. Równie dobrze piorun mógł trafić w drzewo i zwalić je na kaplicę, albo rozniecić pożar. Myślałem, że nie prędko ci do śmierci.

Słuchając go, Wooyoung faktycznie musiał przyznać mu rację. Mimo to wciąż nie uważał, by zrobił coś złego. Co bardziej go zainteresowało to troska potwora. Z jego słów mógł wywnioskować, że poszedł po niego, by ochronić go przed potencjalnym zagrożeniem. A może zwyczajne nadinterpretował jego zachowanie?

- W takim razie dziękuję.

San prychnął, ale nie powiedział nic więcej. Bawiły go podziękowania od chłopaka, który i tak miał umrzeć z jego ręki.

Po zapadnięciu zmroku potwór wzbił się w powietrze, obserwując dalekie równiny z góry

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Po zapadnięciu zmroku potwór wzbił się w powietrze, obserwując dalekie równiny z góry. Potrzebował spokoju, wyciszenia, choć w teorii miał je na co dzień. Jego rozmowy z chłopakiem ograniczały się do zaledwie godziny, czy dwóch dziennie, więc czemu tak bardzo pragnął przerwy od tej codzienności?

Prawda była nieco bolesna dla jego dumy. Potrzebował odpoczynku od nieustannie kotłujących się w jego głowie myśli krążących wokół osoby Wooyounga. Im dłużej wmawiał sobie, że nie obchodzi go los chłopaka i nie zamierzał sięgać wstecz pamięcią, by wyjaśnić dziwne przywiązanie, tym bardziej go to męczyło. Możliwe, że pierwszy raz od kilkuset lat coś tak bardzo go trapiło.

Widok z góry był taki jak zawsze, a mimo to odnosił wrażenie, że coś się w nim zmieniło. Chłodne, nocne powietrze również nie było tak rześkie, jak zwykle. Zaczynał mieć powoli tego wszystkiego dosyć. Niepotrzebnie zatrzymał go przy życiu. Niepotrzebnie wchodził w ten cały układ i pozwolił mu żyć jeszcze przez następny miesiąc. Wszystko mogło być znacznie prostsze, gdyby tylko zabił go na miejscu.

Na pytanie, dlaczego w takim razie tego nie zrobił nie potrafił jednak odpowiedzieć. Nie chciał szukać w tym głębszego znaczenia, uznał to za przypadek. Czemu niby po setkach lat jakiś chłopak miał być wyjątkiem w jego podejściu do ludzi? Był taki sam jak oni wszyscy. Może jedynie bardziej naiwny i optymistyczny. Jednak jego umysł, wbrew jego woli, wciąż szukał jego twarzy w pamięci, jakby naprawdę już kiedyś go spotkał.

Długie życie miało parę wad. Niektóre wydarzenia powoli zanikały w jego pamięci, zupełnie, jakby nigdy nie miały miejsca. A jedynym, który mógł je pamiętać był przecież tylko San. Ludzie, miejsca, zdarzenia - to wszystko z czasem traciło zupełnie znaczenie, gdy oddalało się w jego pamięci.

Nawet on sam zapomniał, jaki był kiedyś. Nie zawsze kierował się okrucieństwem, nie zawsze patrzył na wszystkich z góry. Te czasy jednak były tak odległe, że sam zatracił sens swojego istnienia i zwyczajnie szukał czegokolwiek, co mogłoby go zająć. Nie chciał mieć nudnego życia, choć powoli się takie stawało.

Jego wzrok zwrócił płomień w oddali, tuż przy granicy z zachodnim krajem. Zszedł niżej, wyostrzając wzrok, by dostrzec cokolwiek w mroku. Widział trzech żołnierzy, uzbrojonych, siedzących przy ognisku. Przez chwilę przez myśl przebrnęły mu słowa Wooyounga. Czy naprawdę planowali atak? Cóż za niemądre stworzenia. Jakie mieli szanse z taką potęgą, jaką był panujący od tysiąca lat smok?

Jeśli dłużej się nad tym zastanowił, faktycznie i bitwy stawały się coraz bardziej rozmazane w jego pamięci. Spokój, jaki zapanował na tych ziemiach był wręcz nienaturalny i sam odczuł brak chaosu wojny i zniszczenia.

Jednak czy to o to chodziło? O pokazanie wszystkim, że jest najsilniejszy, żeby wszyscy drżeli ze strachu pod jego panowaniem?

Chyba udzielała mu się już głupota Wooyounga.

...

a/ Trochę krótszy, ale nie miałam go kiedy skończyć 💀

Tears Of A Dragon • Woosan ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz