cհαթԵҽɾ 31

129 26 2
                                    

San zacisnął zęby, biorąc jeden głębszy oddech, nim spojrzał za siebie. Mógł się spodziewać, że zyskanie zaufania mieszkańców nie będzie takie proste i będzie musiał na to trochę poczekać, ale nie sądził, że spotka się z agresją.

- Nikt ci w to nie uwierzy! - krzyknął młody chłopak, trzymając drżącymi rękoma miecz, którym przed chwilą próbował zabić Sana.

Wszyscy w osłupieniu przyglądali się tej scenie, nie wiedząc, co powinni zrobić. Chłopak miał rację, nie mogli zaufać smokowi tylko dlatego, że przyszedł osobiście ich przeprosić. Z drugiej jednak strony nie chcieli przyczyniać się do czyjejś krzywdy, nawet jeśli był to potwór. San musiał dać sobie chwilę na opanowanie, bo zapewne bezmyślnie zabiłby chłopaka na miejscu. Mimo wszystko wciąż był potworem.

- Owszem, zdobycie waszego zaufania może być trudne - powoli pozbył się ostrza, czując jak kręci mu się w głowie. Mimo to stał prosto i rzucił broń na ziemię. - Ale mimo to zamierzam spróbować.

Bliźniaczki niepewnie podeszły do niego chcąc zaoferować pomoc, ale ten powstrzymał ich z delikatnym uśmiechem.

- W porządku. To jeszcze za mało, żeby mnie zabić - zaśmiał się cicho, po czym powoli zwrócił się do chłopaka. - Nie oczekuję, że zaakceptujesz mnie od razu jako władcę, ale pozwól, że złożę ci ofertę.

- Czemu mam ci zaufać?! Zabijesz mnie, gdy tylko nikt nie będzie patrzył!

San wiedział, że chłopak jest przerażony, a zdradzały to oczy pełne łez. Naprawdę myślał, że to jego koniec, więc zaczynał się żegnać z życiem. Ciężko byłoby go przekonać, kiedy był wrogo nastawiony do tego stopnia, że nie mógł nawet na niego spojrzeć.

- Jeśli mogę spytać, jak ci na imię? - spróbował na spokojnie.

- Y-Yeosang...

- Więc Yeosang. Jeśli mam być szczery,  przyszedłem tutaj z nadzieją, że znajdę ludzi, których będę mógł zabrać ze sobą na zamek. Przez te setki lat nie myślałem o zadbaniu o to miejsce, bo mieszkałem tam tylko ja. Dlatego moja oferta to dach nad głową i praca. Wiem, że sam nie dam rady, więc postanowiłem zwrócić się do was.

Zapadła chwilowa cisza, Yeosang wciąż nie podniósł wzroku, a jego ciało drżało w przerażeniu. Przez ten moment San zwątpił, że to może się udać. Mieszkańcy zbytnio się go obawiali, nie mieli do niego zaufania, by tak po prostu zgodzić się na jego propozycję, nawet jeśli wielu potrzebowało dachu nad głową i pewnej pracy.

- Czemu miałbyś brać ze sobą sierotę, która próbowała cię zabić? - odezwał się znów Yeosang, a San uśmiechnął się delikatnie.

- To co zrobiłeś jest niczym w porównaniu z tym, co ja robiłem przez setki lat. Należało mi się.

Chłopak w końcu podniósł wzrok, zachęcony spokojem w głosie Sana, a jego nogi stały się miękkie jak z waty, przez co upadł na ziemię. Nie interesowało go już, czy San kłamał, czy nie. Jeśli miał zginąć to chociaż z nadzieją na lepsze jutro.

Na zamek zabrał ze sobą niewielką grupę ludzi, którzy postanowili mu zaufać

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Na zamek zabrał ze sobą niewielką grupę ludzi, którzy postanowili mu zaufać. Wśród nich był Yeosang, który jednak do końca był podejrzliwy. Wyjaśnił im wszystko, całą sytuację, a także oprowadził osobiście po całym zamku. Przedstawił im także Rukę, która w końcu będzie mogła odpocząć po latach ciężkiej pracy. To ona podjęła się wytłumaczenia wszystkim, jak powinni zajmować się zamkiem. Przedstawiła też plany na część zamku niezdatną do użytku. San bardzo chciał doprowadzić zamek do takiego stanu, by mógł przyjmować w nim gości. Co prawda do tego też była długa droga, ale wierzył, że Wooyoung pomoże mu we wszystkim. W końcu to przez niego w Sanie pojawiła się chęć zmiany.

Dzięki temu zamek odżył, a wieczna cisza teraz wypełniana była przez kroki ludzi, którzy byli szczęśliwi, że dostali taką szansę. Dla wielu z nich ostatni rok był istną szkołą przetrwania i byli już gotowi pożegnać się z tym światem. Byli wdzięczni nie tylko Sanowi, jako władcy, za przyjęcie ich jako służbę, ale także Wooyoungowi, mimo że go nie znali, za spowodowanie tej wielkiej zmiany.

- Ten pokój zostaw mi - powiedział do Yeosanga, gdy widział, że się zbliża.

Chłopak nic nie powiedział, a jedynie skinął głową i odwrócił się, by następnie odejść. Od czasu, kiedy tu przyszedł wydawał się być nieco bardziej ufny wobec Sana, choć możliwe, że to wyrzuty sumienia za ranę, jaką mu zadał. Był wrażliwy i San to widział. Mimo że w przypadku normalnego człowieka już dawno by umarł, on funkcjonował w miarę normalnie, jakby nic mu się nie stało. Oczywiście, potrzebował prędzej czy później pomocy lekarza, nie mógł tak po prostu tego tak zostawić.

Wszedł do pomieszczenia, w którym niegdyś bardzo lubił przebywać. Sprawiało, że czuł ulgę, widząc na własne oczy ilu ludzi pozbawił życia. Na ten moment czuł wstyd, że tak zwyczajnie bawił się czyimś życiem, kiedy sam nie miał w nim żadnego celu. Był potworem.

Zaczął od pozbycia się z komnaty wszelkich oznak cierpienia. Wszystkie obrazy zebrał na stos, a następnie spalił  oraz własnoręcznie pozbył się śladów zaschniętej już krwi. Musiał nadać temu pomieszczeniu nowe znaczenie, ale jeszcze nie wiedział jakie. Raz na zawsze chciał się pozbyć wszelkich śladów po jego okrucieństwie, choć był świadomy, że nigdy nie zmaże swojej krwawej przeszłości.

Na tego typu sprawach minął im ponad tydzień. Zamek był wysprzątany, a San zaczynał czuć się swobodniej wśród ludzi. Odzyskiwał też nadzieję, że może kiedyś będzie mógł nazwać się ich królem. Do tego jednak potrzebował Wooyounga u swojego boku.

Swoją drogą, tęsknił za nim i miał nadzieję, że niedługo do niego wróci. Chciał zobaczyć jego minę, gdy dowie się, jakie zmiany zaszły na zamku w ciągu ostatnich kilku dni i jak bardzo San zbliżył się do mieszkańców królestwa. On sam zaczynał wierzyć wręcz, że nie dzieli ich wcale tak wiele. Mieli uczucia, cele, bliskich. Po prostu chcieli czerpać z życia to, co najlepsze. I tego też uczył się od nich San.

Nie ukrywał też, że zbliżył się do Yeosanga, który ufał mu coraz bardziej, choć dalej był skryty i niewiele mówił. Póki co San zdołał się dowiedzieć, że naprawdę jest on sierotą i od kilku lat plątał się po ulicach, mając ochotę umrzeć. Teraz w jego oczach mógł dostrzec pewien blask, który mówił, że odzyskał chęć do życia. Sana bardzo to cieszyło, w końcu nie wyglądał na starszego od samego Wooyounga. Swoją drogą, wiedział, że na pewno się dogadają.

W połowie następnego tygodnia zaczynał już odczuwać nieobecność chłopaka. Chciałby już go zobaczyć i pokazać wszystko, co udało mu się osiągnąć. Każda minuta zdawała się coraz bardziej dłużyć.

Aż w końcu usłyszał pukanie.

Ruka weszła do środka z delikatnym uśmiechem.

- Wrócił.

...

a/ Skończę to skończę to skończę to skończę to skończę to skończę to skończę to skończę to skończę to skończę to...

Tears Of A Dragon • Woosan ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz