cհαթԵҽɾ 21

205 32 2
                                    

Każda kolejna minuta wydawała się Sanowi coraz bardziej monotoniczna. Słyszał tylko szczęk żelaza, krzyki żołnierzy i rżenie koni. Nie wiedział ile czasu już minęło, ale zaczynał odczuwać efekty ciagłego wysiłku. Miał nadzieję, że wkrótce wojska się wycofają, orientując się, że nie mają szans z takim potworem. To nie tak, że był niezniszczalny, też miał swoje limity. Na ten moment to wojska królewskie były bliżej wyczerpania swoich limitów, ale San dobrze wiedział, że wkrótce nadejdzie pomoc. Jemu nikt nie pomoże, wszystko musiał robić sam. Wcale mu to nie przeszkadzało. Za nic nie chciał mieszać w to Wooyounga, bo wiedział, że myślenie o drugiej osobie podczas walki tylko wszystko utrudnia. Był samowystarczalny i nie potrzebował, by ktoś zajmował jego umysł.

Fakt, z jaką łatwością przychodzi mu zabijanie przerażał w tym momencie nawet i jego. Nie miał jednak wyboru. Jeśli zachodni kraj zdecydował się na wtargnięcie na jego terytorium i odebranie siła władzy, musiał się bronić. Przez chwilę myślał nawet, czy nie mógłby po prostu się poddać. Gdyby teraz się wycofał, uciekł gdzieś, zaszywając się w górach i już nigdy nie ingerując w sprawy ludzi, wszyscy byliby zadowoleni. Wooyoung wróciłby do rodziny, w końcu tego pragnął odkąd tu przybył.

Coś jednak sprawiało, że odrzucił te myśli ze złością. Nie chodziło już nawet o samą przegraną i przyznanie się do niej. Nie chciał wyobrażać sobie możliwości, by miał nie pokazać się już Wooyoungowi i sam go nie zobaczyć. To było dziwne uczucie.

Możliwe, że jego serce wciąż szukało Min Jiyoung. Osoby, którą mógłby obdarzyć tym silny uczuciem, jakim jest miłość. Jednak Wooyoung nią nie był, a jedynie przypominał ją swoim zachowaniem, spojrzeniem i upartym charakterem. San za swój obowiązek uznawał, by nie dopuścić, by skończył on tak samo jak Jiyoung. Nawet jeśli chłopak nie był dla niego tak ważny, jak dziewczyna, to nie mógł nawet dopuścić do siebie myśli, by znów popełnić ten sam błąd.

Różnica między nimi była diametralna, pomimo widocznych podobieństw. A dotyczyły one pochodzenia, miejsca, w którym się wychowali i warunków,  podobnie jak czasy, a przede wszystkim płeć. Jiyoung była delikatną dziewczyną, która czasem nie myślała o konsekwencjach, które mogły ją stanowczo przerosnąć. Pomimo wielkiej odwagi, brakowało jej siły, by mogła się bronić. Natomiast Wooyoung był żołnierzem, wyszkolonym i dobrze zbudowanym. W jego przypadku obrona mogłaby być znacznie skuteczniejsza, a sama umiejętność posługiwania się mieczem dawała mu duże szanse na przeżycie w przypadku ataku. To powinno sprawić, że San byłby spokojniejszy, ale nie był. Nie mógł oprzeć się myśli, że Wooyoung jest jedynie człowiekiem i nie posiada wystarczającej siły, by obronić się przed każdym zagrożeniem.

 Nie mógł oprzeć się myśli, że Wooyoung jest jedynie człowiekiem i nie posiada wystarczającej siły, by obronić się przed każdym zagrożeniem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Siedem dni. Tyle czasu minęło odkąd Wooyoung ostatnio widział się z Sanem. Nie miał pojęcia, co aktualnie się z nim dzieje, gdzie jest i co robi. Podejrzewał, że walka nie skończy się za szybko, gdy już się zacznie, ale w głębi serce miał jednak nadzieję, że do niej nie dojdzie. Wierzył, że Serim jest rozsądny i potrafi dojść do porozumienia z Sanem bez konieczności walki.

Cóż, może potrafiłby myśleć racjonalnie, gdyby nie fakt, że chciał pomścić swojego przyjaciela, którego wszyscy uznali za zmarłego. Gdyby tylko mógł udać się na pole bitwy i pokazać, że nic mu nie jest... Może to by coś dało. Obecnie jednak było na to za późno, a San nie byłby zadowolony, gdyby nie spełnił jego polecenia. W końcu nakazał mu zostać w zamku, by był bezpieczny. Przynajmniej tak Wooyoung to odbierał.

Uczucie trwającej wojny było dla niego dziwne. Mimo świadomości, że gdzieś za lasem toczy się bitwa między armią króla, a potężnym potworem, któremu sam zaczął ufać, okolice zamku były tak spokojne, że zapominał momentami o zainstniałej sytuacji. Nawet w pobliżu kaplicy, która była oddalona od zamku, słychać było jedynie radosny śpiew ptaków i owady latające wokół. Nic nie wskazywało na nadchodzące niebezpieczeństwo.

Czasem spoglądał przez okno w dal, doszukując się jakichkolwiek śladów bitwy, ale mgła i wysoki las skutecznie ograniczały jego widoczność. Nie wiedział, co powinien zrobić, czy czekać, czy iść na pomoc. Czy jakkolwiek by się przysłużył? W końcu wrogiem byli jego przyjaciele... Takie zachowanie byłoby wzięte za zdradę.

Nawet jeśli San nie był człowiekiem, kilka dni na polu bitwy musiało być wyczerpujące. Był silny, ale nie niezniszczalny. Nawet on miał swoje limity i Wooyoung obawiał się, że właśnie owych dosięgnie. Był rozdarty między chęcią wsparcia Sana, a pozostania grzecznie w zamku, jak tamten mu nakazał. To było równoznaczne z tym, że był słaby. Nie mógł zaprzeczyć, choć jego duma na tym cierpiała. Może i znał się na walce, potrafił posługiwać się mieczem i miał za sobą szkolenie jak każdy żołnierz. Jednak w porównaniu do siły, jaką dysponował San, był niczym kot z tygrysem.

Odwiedzał co jakiś czas kaplicę. Nie miał nic innego do roboty. Ignorował przy tym słowa Ruki, która odradzała mu wychodzenia z zamku za każdym razem, gdy tylko widziała go kierującego się w stronę wyjścia. Rozumiał ją, ale nie mógł przecież wiecznie zataczać kółka od komnaty, poprzez jadalnię, do biblioteki. Nawet jeśli zbiory ksiąg były tam ciekawe, w końcu zaczynał odczuwać znużenie. Potrzebował kogoś do rozmowy.

Nie liczył nawet godzin spędzonych na modlitwie. Może był naiwny myśląc, że to w jakikolwiek sposób pomoże komukolwiek z bliskich mu osób, a także jemu samemu. Nie chciał jednak tracić nadziei, że jeszcze wszystko się ułoży.

- Wooyoung? - usłyszał dziwnie znajomy głos, przez co odwrócił się w stronę wejścia do świątyni.

- Taehui? - zdziwił się widząc znajomego chłopaka z armii królewskiej. Wielokrotnie ćwiczyli razem, choć nie byli blisko. - Co ty tu robisz? Gdzie wszyscy?

- Rozproszyli się po całym lesie, a ja dotarłem aż tutaj. Myśleliśmy, że nie żyjesz...

- Ale w takim razie... Gdzie jest San- To znaczy smok? Pokonaliście go?

- Nie. Gdy nadeszło wsparcie, wielu z nas zniknęło z pola bitwy. Możliwe, że wciąż walczą.

- A Serim...?

- Został ranny, ale szybko udało im się zapanować nad sytuacją. Myślę, że nic mu nie jest. Ale czemu tutah jesteś? Dlaczego nie wróciłeś, skoro udało ci się przeżyć?

- Ja... - zaśmiał się cicho pod nosem na samą myśl. - To długa historia. Powiedzmy, że mamy rozejm.

- Ty i ten potwór? - zdziwił się Taehui. ' Jak to możliwe?

- Nie jest taki zły... Przynajmniej jak zaufa.

- To potwór! Morderca i tyran! Jak możesz mówić, że nie jest taki zły?!

- To nie tak jak myślisz-

Na zewnątrz rozległ się ogromny huk, który zwrócił ich uwagę. Zamilkli, nasłuchując kolejnych dźwięków w przerażeniu.

- Co to mogło być? - spytał Wooyoung.

- W obecnej sytuacji wszystko.

Stali jeszcze chwilę w środku pomieszczenia nasłuchując, po czym Taehui odwrócił się w stronę wyjścia, nakazując.

- Zmywajmy się stąd. Trzeba przekazać księciu, że żyjesz!

- Taehui zaczekaj-

Nim zdołał zatrzymać żołnierza ciągnącego go za nadgarstek, ponownie rozległ się huk, a przed nimi budowla zaczęła się walić. Odruchowo Wooyoung zasłonił się rękami, nie patrząc już nawet na swojego towarzysza, który nie zdążył nawet wydobyć z siebie krzyku, nim oboje zostali przysypani przez stertę gruzu.

...

a/ Wybaczcie ten time skip, ale nie chciało mi się opisywać całej walki xd

Tears Of A Dragon • Woosan ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz