Kroki...

2K 45 2
                                    

*Pov Vincent*
Była godzina druga w nocy. Wszyscy już dawno spali. W pewnym momencie obudziłem się przez płacz dziecka, a dokładniej Aurory. Nie minęła sekunda a już byłem pod jej drzwiami. Wystraszyłem się, że mogło coś jej się stać. Wszedłem do jej pokoju i zastałem ją siedzącą na łóżku, całą przerażoną i zapłakaną. Podszedłem do niej od razu mocno do siebie przytulając. Kołysałem ją delikatnie i głaskałem po włosach, gdy w końcu się uspokoiła, chciałem się dowiedzieć co się stało.
- Co się stało księżniczko ? - zapytałem szeptem by nie budzić reszty o ile to możliwe. Aurora pokazała paluszkiem w stronę okna. Spojrzałem w tamtą stronę lecz niczego nie dostrzegłem. - Musisz mi powiedzieć kochanie - uśmiechnąłem się delikatnie.
- T-tam był jakiś pan i tu p-pukał - powiedziała cichutko i wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. Mam nadzieję, że jej się to przyśniło jednakże nie zamierzam ryzykować.
Podszedłem do okna delikatnie się rozglądając, a następnie zasłoniłam roletę. Wziąłem Aurorę ze sobą do pokoju gdyż wolę mieć ją przy sobie w razie czego.
Poczułem jak Aurora ciągnie mnie za koszulkę. Była prawie trzecia w nocy, dlaczego nie spała? Podniosłem na nią spojrzenie.
- Coś nie tak ? - zapytałem naprawdę cicho.
- T-Tatusiu ktoś tam chodzi... - nie zrozumiałem z początku o co jej chodzi lecz po chwili stwierdziłem, że na pewno któryś z chłopaków szedł przez korytarz.
- To pewnie chłopcy. Nie bój się.
- To nie oni.. - ledwo ja usłyszałem
Po chwili rzeczywiście usłyszałem coś nietypowego na korytarzu. Wstałem z łóżka i wziąłem broń.
- Zostań to dobrze ? Bądź bardzo cichutko. - pocałowałem ją w główkę i cicho wyszedłem z pokoju.

W pierwszej kolejności sprawdzam piętro. Kiedy doszedłem do skrzydła pracowniczego zauważyłem jakiegoś mężczyznę. Było ciemno więc ledwo go widziałem. Nie był jakoś dobrze zbudowany, a z uzbrojenia tylko jakiś słaby pistolet. Czego chciał? Celowałem do niego z pistoletu kiedy nagle się odwrócił.
- No proszę, proszę, proszę kogo my tu mamy. Vincent Monet we własnej osobie
- Czego chcesz. - warknąłem
- Hmm no nie wiem. Pieniędzy ? Dokumentów? Herbatki ? A może jednak zemsty ?
- Weź sobie tyle pieniędzy ile chcesz tylko zostaw moją rodzinę w spokoju. - mój ton był zimny i wrogi.
- Nie wiem jakoś mało mi się to opłaca.
- Radzę ci stąd uciekać, albo strzelę - To już nawet nie była groźba. Ja to po prostu zrobię.
- Tak ? A może gram na czas. Może odwracam Twoją uwagę od twojej córki. - Zamarłem - Tak Vincent twoja jedyna córka. Mała urocza Aurora. Właśnie twoja dziewczynka odjeżdża. Cóż chyba ju.. - nie dokończył bo postrzeliłem go i wybiegłem z domu.

Nigdy wcześniej nie biegłem tak szybko. Cały się trząsłem. Wybiegłem za bramę, a sto metrów przede mną gnał samochód. Strzeliłem w oponę. Auto się zatrzymało wpadając przy tym w drzewo. Zacząłem biec. W pewnym momencie drzwi od strony kierowcy się otworzyły, a z nich wybiegł mężczyzna. Biegł w stronę lasu, ale mnie to nie interesowało. Interesowała mnie tylko Aurora. Zajrzałem przez szybę i jej nie było. Bagażnik! Starałem się otworzyć bagażnik lecz to na nic. Zaklinowało się. Uderzałem, szarpałem i nic.
- Kurwa - byłem bezradny.
Otworzyłem tylne drzwi i niemal wyłamałem oparcie foteli. Z tyłu leżała moja nieprzytomna córka. Drżącymi rękami wyciągnąłem ją i zacząłem sprawdzać puls i oddech. Oddycha. Odetchnąłem, jednocześnie szybko zmierzałem do samochodu. Nie wiem czy ma jakieś urazy. Wsiadłem do auta kładąc Aurorę na kolanach i pojechałem do szpitala. Prędkość przekroczyłem chyba trzykrotnie, ale nie obchodziło mnie to w ogóle.

Wbiegłem do szpitala z Aurorą na rękach krzycząc by ktoś mi pomógł. Nikt nie wie jakie to jest uczucie trzymać nieprzytomne dziecko na rękach dopóki samemu tego nie przeżyje. Pielęgniarki wzięły ode mnie córkę i zabrały na jakąś salę.

Po dwóch godzinach nie wytrzymywałem. Co się tam działo ? Dlaczego to tyle trwało. Na miejscu od godziny było ze mną Will i chłopaki. Ze stresu groziłem lekarza, że jak nie uratują mojej córki to źle się do dla nich skończy, jednocześnie oferowałem im pieniądze za uratowanie jej chodź i tak to robili. Chodziłem napięty wzdłuż korytarza i wyczekiwałem przyjścia lekarza.
W pewnym momencie wyszedł. No nareszcie ile można czekać.
- Pan Vincent Monet ? - zapytał
- Tak to ja - mimo, że mój głos był opanowany w środku byłem przerażony
- Musieliśmy wykonać operację. Iż z powodów licznych obić i uderzeń panienka Monet miała krwotok wewnętrzny. Wszystko poszło zgodnie z myślą i za niedługo powinna się obudzić. - odetchnąłem chciałem zapytać o salę, ale lekarz mnie uprzedził - Sala numer 13

Skierowałem się do tej sali i od razu zauważyłem Aurorę leżąca na łóżeczku podpięta do różnych aparatur z maską tlenową na twarzy. Nie powinienem do tego dopuścić. Przysięgam, że Ci ludzie zginą w torturach. Chwilkę później weszli moji bracia.
- Vincent co się odjebało? - zapytał wciąż zaspany Tony.
- Słownictwo.
- Przecież ona tego nie słyszy - zacisnąłem szczękę. Usiadłem na fotelu obok i złapałem jej rączkę. Kątem oka widziałem jak Will morduje Tony'ego spojrzeniem. Westchnąłem.
- Aurora obudziła się koło godziny drugiej i mocno płakała. - zacząłem bez emocji. Opowiedziałem im szczegółowo co się wydarzyło.
- Jakim cudem my kurwa tego nie słyszeliśmy - warknął Dylan
- Nikt tego nie słyszał oprócz małej - powiedział Shane
- Ale taki chyba był zamiar. No bo skoro przed jej oknem ktoś był. - rzekł Tony - A te kroki.. myślisz, że oni jej szukali ?
- Nie wiem, nie mam pojęcia, bardzo możliwe. - odpowiadając na jego pytanie wciąż przyglądałem się córce.
- Vincent a co z tym gościem co jechał autem ? - zapytał Will bacznie mi się przyglądając.
- Uciekł. Ale znajdę go. Nie ujdzie mu to. Moi ludzie już go szukają, a gdy go znajdą będzie mnie przepraszał, że się urodził.

Cały czas patrzyłem na córkę, liczyłem, że obudzi się szybciej, ale mijały minuty i kolejne i tak cały czas. Tak naprawdę nawet nie wiem ile minęło, ale dłużyło mi się to okropnie.
Twarz Aurory była spokojna, jej blond włoski byle teraz lekko brudne i roztrzepane, a na rękach, dekolcie i twarzy miała parę siniaków, które już zdążyły się zrobić i zadrapań. Bałem się jej dotknąć, ale musiałem sprawdzić czy na reszcie ciała nie ma czegoś czego nie zauważyłem od razu. Podwinąłem delikatnie jej koszulę. Miała praktycznie zielony brzuch. Zacisnąłem szczękę tak mocno, że to cud, że mi się zęby nie złamały. Opuściłem koszulę i przykryłem ją z powrotem.

Hejoooo 💞
Jak wam się podoba ?
Ja wiem jak już będą wyglądać następne cztery rozdziały, ale wam nie powiem 😁
Dostałam takiego olśnienia, że hit tego się raczej nie spodziewacie 😘
Tym, którzy czytają to w nocy dobranoc, a tym, którzy czytają to rano miłego dnia 🫶🏻

Pomysły ———->

Uwagi ———->

Córeczka Vincenta Moneta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz