- Kochanie podałabyś mi klucz dziesiątkę? - usłyszałam głos ojca leżącego pod autem który właśnie naprawiał. Przerywając mycie podłogi, podeszłam do ściany, gdzie były powieszone wszelkie klucze i inne narzędzia. Wzrokiem znalazłam ten, którego akurat potrzebował mój tata i mu go podałam. - Dzięki, jesteś super! - skomplementował mnie.
Wróciłam do mycia podłogi. Ojciec od zawsze dba w warsztacie o porządek i tego też mnie nauczył. Szanować swoje miejsce pracy i przedmioty, którymi się pracuję. Nigdy dwa razy nie musiał mi powtarzać: „posprzątaj" bądź „odnieś na miejsce". Od dziecka mam zakodowane, że wszystko ma swoje miejsce w warsztacie, z resztą nie tylko tam. Na ziemi też wszystko i wszyscy mają swoje miejsce, nawet jeśli o tym nie wiedzą. Często się nad tym zastanawiam i wciąż go szukam.
Wieczory w Chicago są zjawiskowe. Piękne zachody słońca otaczają miasto dając cudowne widoki. Mieszkając na uboczu widać to jeszcze lepiej niż w centrum. Zbliżała się godzina dwudziesta pierwsza.
- Będziemy zamykać! - krzyknęłam do taty który dalej leżał pod autem naprawiając jego spód.
- To już? - spytał wysuwając się. Wstał i podszedł do mnie. - Czuje się jakby kilka godzin minęło a nie cały dzień. - dodał.
- Praca, kiedy ją lubisz, jest przyjemna i wciągająca. Pomyśl o ludziach w wieżowcach którzy pracują tam, gdzie muszą, nie czerpiąc żadnej frajdy z tego. Osobiście wątpię, że kogoś fascynuję wypełnianie cały dzień dokumentów i klikanie w komputer przez osiem godzin. - podsumowałam.
- Masz racje. - przyznał.
Podeszłam do drzwi i odwróciłam plakietkę na sznurku, tak by pokazywała napis „ZAMKNIETE". Wtedy, na prawie pustym parkingu, zjawił się samochód. Żółte camaro z czarnymi paskami na masce. W środku siedział starszy człowiek.
- Proszę pana, już jest zamknięte. - oznajmiłam.
- Przepraszam, nie mogłem podjechać wcześniej, byłem w pracy. - powiedział z lekkim smutkiem. - Błagam, moglibyście naprawić moje auto? Silnik ledwo co działa i co chwilę gaśnie.
- W drodze wyjątku. - ostatecznie się zgodziła.
- Bardzo dziękuję droga pani. - mężczyzna zdjął kapelusz i się lekko ukłonił w moja stronę.
- Dobra Harriet, weź pana samochód i wjedź nim na drugie stanowisko w garażu. - bez słowa zaczęłam iść do camaro. Gdy byłam już blisko, drzwi auta otworzyły się same z siebie.
- A to dziwne. - powiedziałam zaczynając przyglądać się pojazdowi. Odwróciłam się ku naszemu klientowi.
- Ah te stare modele, już tak mają. - zaśmiał się starzec. - To auto to po części zardzewiała, jeżdżąca puszka. Czasem drzwi same odskakują. - Ignorując ta sytuacje postanowiłam wsiąść do środka i zaparkować. Położyłam ręce na kierownicy i zaczęłam rozglądać się wokół siebie. Auto jak na słowo właściciela, który twierdzi, że jest stare, było naprawdę w dobry stanie. Zwróciłam uwagę na znaczek na kierownicy. Była to głowa jakiegoś robota czy coś w tym stylu.
- Pewnie custom. - powiedziałam cicho sama do siebie. Przekręciłam kluczyk w stacyjce a silnik zaczął głośno warczeć.
- Panie, co pan gada, że to zepsute? - powiedział mój ojciec. Zmieniłam bieg i wcisnęłam hamulec by ruszyć i wjechać do pomieszczenia.
- Dziękuję bardzo. - zaczął starszy pan. - Jutro wieczorem po pracy mogę odebrać swój wóz?
- Jeśli będzie gotowy to pewnie. - powiedział tata. Odwrócił się i podszedł do biurka biorąc kartkę i długopis. - Da pan mi swój numer? - spytał. Gdy wraz z ojcem się obróciliśmy, starca nie było.
- Przed chwilą tu stał. - powiedziałam zdziwiona nie dowierzając, co się właśnie wydarzyło. Wybiegłam na parking z myślą, że zastanę tam właściciela camaro. Nic z tego, plac był pusty.
____________________________________________________________
Hejka!
Dla wstępu i zarysowania życia głównych postaci ludzkich tego FFa, krótki rozdział pierwszy!
CZYTASZ
Transformers - Little Bee
Hayran KurguHarriet chodzi jeszcze do szkoły i jest w klasie maturalnej. Z nudów pomaga ojcu w warsztacie samochodowym. Jest typem introwertyczki, więc woli siedzieć i pracować na zmianę z nauką do egzaminu. Pewnego dnia, starszy pan zostawia u nich w warsztaci...