✩ forty nine ✩

199 15 7
                                    



⸺ ☾ELIZA☽ ⸺ 



Parę kolejnych dni minęło jak z bicza strzelił, jeśli ktokolwiek dalej używa takiego porównania. Jednakże, jak jesteście ciekawi krótkiego streszczenia, to nie ma problemu, mogę opowiedzieć. 

Po telefonie od Nicoli, mieliśmy pewien problem z odnalezieniem drogi powrotnej, ale jakoś udało nam się wrócić Googlem Mapsem (Matty dalej nie wierzy w to, jak mogłam zapomnieć drogę w rodzinnym mieście). Jak najciszej się da zabrałam wszystkie swoje rzeczy, wybłagałam Michała o klucze do domu, pożegnałam się z babcią, obiecując jej częstszy kontakt i nawet zdążyłam rzucić jedno sukowate spojrzenie nowej partnerce mojego ojca — co jest rzecz jasna ogromnym eufemizmem co do jej osoby. 

W tym czasie Matty opierdalał swojego przyjaciela od góry do dołu, czekając na zamówioną już wcześniej taksówkę. Oczywiście nie było to aż takie łatwe zadanie, ponieważ jak zwykle był on wielce obrażony, jak pierwszy lepszy kierowca nie zrozumiał jego popieprzonego brytyjskiego akcentu — generalnie nic nowego, jeśli by tak wrócić myślami do naszej wspólnej wizyty w lodziarni we Włoszech. 

Wtedy tak naprawdę nie wiedziałam nic. Spontanicznie uznałam, że spierdalam, gdzie pieprz rośnie a Matty uznał, że musi mnie w tym wesprzeć. Teoretycznie powinni oni właśnie wrócić na zgrupowanie, więc nie mogłam udać się prosto do Birmingham. Oprócz tego nie byłam wstanie zabrać ze sobą wszystkich rzeczy na raz — jak niby miałam wszystko spakować to pieprzonej taksówki? 

Szybko jednak znalazło się rozwiązanie w postaci jakiegoś podejrzanego busa, którego wymyślił chuj wie skąd Nicola i nagle wszystko stało się prostsze (no może poza tym, że sąsiadka przez szybę dokładnie obserwowała, co się wyprawia na moim podwórku). 

Nie byłam sentymentalna. Spakowałam jak najwięcej się da, wmawiając sobie, że chyba kiedyś po to jakoś wrócę. Jednakże nie miałam serca tak po prostu wyrzucić bukietu od Matty'ego, którego już wcześniej obiecałam nawet wysuszyć. Byłam pewna, że jak go zostawię, to nigdy więcej już go nie zobaczę. Nie chciałam go stracić, ponieważ był przypomnieniem chwili, która się już nie powtórzy. Odczuwałam tą chęć posiadania go jako słabość, więc spakowałam bukiet, odrobinę już zwiędłych poprzez braku dostępu do wody konwalii, do jednej z wielu torebek, nie chcąc dać Matty'emu tej satysfakcji, że nie potrafiłam go wyrzucić. Może to było głupie, ale cóż mogę na to poradzić. 

I tak oto skończyłam w pokoju hotelowym w Warszawie, który był piętro niżej od pokoi zajmowanych przez piłkarzy. Brzmi niemożliwe, ale tak właśnie się stało. Matty jakoś magicznie dogadał się z właścicielem hotelu i bum nagle mieli dla mnie miejsce. Pierwotnie nie chciałam być konkretnie tutaj, ponieważ czy ktoś z was widział z was cenę za jedną noc w tym pokoju? Szybko przekonałam się, że moje zdanie nie za bardzo ma jakiekolwiek znaczenie, ponieważ zapłacił za mnie zanim w ogóle zdążyłam się zorientować, że mogę faktycznie tu zostać. Spowodowało to niemałą kłótnię pomiędzy nami, ale generalnie doszliśmy do jakiegoś kompromisu ponieważ to moje pieniądze i mogę wydawać na co je chcę oraz kurwa, nie możesz czegoś chociaż raz ułatwić?.

Tym oto sposobem, siedziałam teraz naprzeciwko samego Wojtka Szczęsnego, tasując karty do Uno ze złością, ponieważ chyba po raz setny zostałam przez niego ojebana. 

— Gra z tobą buduje moją samoocenę. — mrugnął do mnie, a ja natychmiast prychnęłam. 

— Z Liamem grasz tak samo?

𝗥𝗘𝗙𝗟𝗘𝗖𝗧𝗜𝗢𝗡𝗦 ● Matty CashOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz