Rozdział 11

400 23 8
                                    

POV: Nicholas 

Byliśmy na pogrzebie Alex'a. Rodzina pożegnała go tak pięknie i wzruszająco, że gdybym miał emocje może uroniłbym łzę. Gdy zbieraliśmy się do samochodów, ktoś nas zaczepił. A raczej mnie.

- Gdyby mój syn nie uparłby się, że on chce u Ciebie pracować, pewnie teraz nadal by żył. I rozwijał swoje pasje jak każdy normalny dzieciak w jego wieku - przyznał Jack, ojciec Alex'a. Skinąłem twierdząco głową, zgadzając się z jego słowami. 

- Wiem, szczere wyrazy współczucia - wyszeptałem. Nagle za facetem ujrzałem jego żonę, matkę chłopaka. 

No teraz to się zacznie...

- Jak śmiesz tu przychodzić? - spytała Flora. Spojrzałem jej głęboko w oczy. Zdjąłem okulary i dałem je ochroniarzowi. 

- Chciałem złożyć państwu kondolencje - powiedziałem, zgodnie z prawdą. Kobieta zaczęła się śmiać. Chociaż ciężko było mi stwierdzić, bo z oczu spływały jej łzy. 

- Nic nam po twoich kondolencjach. To mi nie wróci syna, śmieciu! - krzyknęła w moją stronę. Wokół nas zebrali się ludzie, którzy nas obserwowali. 

W końcu ciekowość ich zżerała, gdyż biedna rodzina rozmawiała z tajemniczym, szemranym mężczyzną z masą goryli u swego boku. 

- Przykro mi, że państwo teraz cierpią - przyznałem. Flora zrobiła dwa kroki w moją stronę. Widziałem w jej oczach odrazę do mojej osoby. A na twarzy malował jej się ból i smutek. Gdyby mogła pewnie teraz naplułaby mi na twarz. 

- Nie wiesz co to jest za ból...Nie wiesz jak czuje się matka, która straciła dziecko. Swoje pierwsze, wyczekiwane oraz jedyne dziecko...- syknęła przez zaciśnięte zęby. Kiwałem głową, a następnie Flora podeszła do mnie i zaczęła bić pięściami w klatkę piersiową. 

- Flora! - krzyknął, jej mąż. Ale kobieta nie miała zamiaru się ode mnie odsunąć. Chciała żebym w jakimś stopniu poczuł jej ból. Lecz ja go nie czuje od ośmiu lat. 

- Zabiłeś mojego syna! - wykrzyczała na cały głos. Ludzie obserwowali całą tą sytuację. Szeptali coś między sobą. - Zabiłeś mojego małego synka...- wymamrotała. Chwyciła mój płaszcz w swoje dłonie oraz nagle zaczęła osuwać się na ziemię. 

Wtedy moi ochroniarze oderwali ją ode mnie. Kobieta podniosła swój zapłakany wzrok na mnie. To co teraz chciała zrobić nie wiedział nikt, poza mną i nią. Patrzyła na mnie z pogardą, złością oraz nienawiścią. 

- Ty morderco! Obyś zdechł w męczarniach! - burknęła. Po czym splunęła w moją stronę. Na szczęście nie dostałem, ale sam fakt, że ludzie mnie nienawidzą jest przerażający, lecz nie dla mnie. 

- Szefie, wracamy do rezydencji - oznajmił Aiden. Wsiadłem do samochodu, po czym odjechaliśmy. Wyciągnąłem słuchawki z pudełka, które włożyłem sobie do uszu. 

"I might just call an Uber just to go alone
I might just be better off walking home alone
Ignoring the messages that are on your phone
I might just appreciate the time I'm alone.



The words you're saying and the things you do
They don't match the action
You put me in a place where I don't really belong
Hand in hand, now it's just you and me.


Medicine, is what you were to me
But this lifestyle I'm living is not good for you
It kills you inside, baby, it burns you
You're asking me to stay and if I don't succeed.


My soul has already left my body
Go, go, go and kiss me again
Go, go, you're my medicine
Go, go, go and kiss me again
Go, go, you're my medicine.

I want to love you #2 [18+] (W TRAKCIE KOREKTY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz