Przyjaźń z Loganem była piękna. On i Erix spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. Dogadywali się i praktycznie nie było między nimi sprzeczek. Mimo tego Erix wcale nie czuł się usatysfakcjonowany. On tak naprawdę wcale nie chciał przyjaźni. Chciał, i potrzebował, miłości. Kochał, ale nie był kochany. Ciągle łudził się, że kiedyś Logan jednak zmieni zdanie. Jego uczucie rosło z każdym ich spotkaniem. Logan nie odwzajemniał wprawdzie uczucia Erixa, ale dawał mu dużo uwagi. Elf bardzo chciał mu zaimponować. W tym celu starał się zapamiętywać jak najwięcej informacji na jego temat i zapisywać je, by móc je później wykorzystać.
„Logan najbardziej lubi kolor czerwony"
„Logan kocha plaże, jeziora i rzeki"
„Logan nie może zdzierżyć alkoholu."
„Logan nie może jeść czekolady, winogron, awokado i rodzynek"
Tymczasem Logan radził sobie w zamku coraz lepiej. Stale był chwalony przez współpracowników i samą rodzinę królewską.
Wszedł właśnie do pomieszczenia, przed którym stało dwóch ochroniarzy. Jeden z nich wszedł tam za nim. Pokój był mały i praktycznie pusty. Jedyne, co w nim było, to gablotka z królewską koroną. Złota korona z kilkoma szlachetnymi kamieniami przekazywana kolejnym władcom już od stuleci była najbardziej chronionym obiektem w zamku.
Nigdy nie widział jej z tak bliska. Jej blask odbijał się w jego oczach rozszerzonych w zachwycie. Z tej odległości była jeszcze piękniejsza. Z zamyślenia wyrwał go głos stojącego za nim ochroniarza.
-Ej, coś się tak zapatrzył?
-Przepraszam! Po prostu... jest piękna.- wytłumaczył się,
-Uważaj sobie. Kilku gagatków już próbowało ją ukraść.
-Nic jej nie zrobię, obiecuję. Za chwilę wychodzę.
Logan szybko opuścił pomieszczenie. Ochroniarz również wyszedł i kontynuował pilnowanie pokoju z zewnątrz. Ich praca zdawała się nudna, ale była bardzo odpowiedzialna. Zwłaszcza tuż po przyjęciu nowych pracowników. Młody mężczyzna wyjrzał przez wielkie okno na zamkowym korytarzu. Na placu za zamkiem odbywały się szkolenia przyszłych rycerzy. Wszyscy wyglądali na silnych i bardzo zdeterminowanych. Ćwiczenia, które wykonywali nie wydawały się łatwe, nawet, jeśli szkolenia zaczęły się dopiero niedawno. Dobrze, że Avery tak dbało o to, żeby Caddellan był bezpieczny i aby ci, którzy będą odpowiedzialni za jego obronę byli jak najlepsi w swojej roli.
Erix nadawałby się na rycerza. Był odważny, zawsze pomagał innym w potrzebie i miał ten swój miecz. Jego rodzina niejednokrotnie próbowała namówić go na podjęcie się rycerstwa, ale za każdym razem odmawiał. Ciężkie treningi, wyjazdy, misje zwyczajnie nie były dla niego. Cenił sobie spokój. Zwłaszcza teraz, gdy do jego rodziny dołączyła Tutar. Od pierwszego wejrzenia ją pokochał, traktował jak swoje własne dziecko.
***
Małżeństwo, Ayal i Aita Kanzima, siedziało właśnie przy stole próbując zaplanować wydatki na następny tydzień.
-Ledwo starcza na chleb. Może powinnam pracować jeszcze trochę więcej?- spytała zmarnowana Ayal.
-Ty? Na pewno nie. Jesteś w ciąży, nie powinnaś się przemęczać. Ja wezmę jeszcze trochę zleceń.
-Elafiś nie powinna pracować na nasze utrzymanie...
Elafi słyszała całą rozmowę zza drzwi. Sytuacja rodzinna bardzo ją przygnębiała. Jakiś czas temu postawiła sobie jasny cel – musi pomóc rodzicom. Cudem została przyjęta do pracy w barze. Dawała z siebie wszystko, żeby zarobić jak najwięcej. Było jej ciężko, ale nie chciała jeszcze bardziej dołować rodziców, których tak kochała. Weszła do pomieszczenia uśmiechnięta.
-Wróciłam!- zawołała otwierając swoją torbę.
Wyjęła z niej zarobione tego dnia pieniądze. Wysypała je na stół z dumą wymalowaną na twarzy.
-Cześć, kochanie- przywitał ją jej ojciec.
-Dziękujemy- odparła matka, uśmiechnięta, ale z poczuciem winy.
Nigdy nie chciała, żeby jej własne dziecko musiało jej pomagać w utrzymaniu rodziny. Wstydziła się tego. Oczywiście była wdzięczna córce, ale wiele rzeczy ją martwiło.
Elafi pracowała z własnej woli. Sama z siebie zatrudniła się w barze, pewna swoich umiejętności samoobrony i kłótni. Dostała od szefa mały sztylet, gdyby zrobiło się niebezpiecznie a dookoła nie było nikogo, kto mógłby ją obronić. Nie dostała żadnych zmian wieczorem i w nocy, bo właśnie wtedy do baru przychodziło jeszcze więcej pijanych klientów. Jej współpracownicy robili wszystko, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo, ale ta praca i tak martwiła jej rodziców. Oraz samo to, że dziesięciolatka zarabia na utrzymanie swojej rodziny. Aita wybudował jej domek na drzewie. Było to miejsce tylko dla niej, w którym mogła być jak każde inne dziecko w jej wieku.
Elafi była mu za to bardzo wdzięczna. Uwielbiała spędzać tam czas. Nie myślała wtedy o problemach. Czasami jednak uderzała ją pewna realizacja – zabawę przerywała jej myśl, że na dole wcale nie jest tak kolorowo. Że jej rodzice ledwo łączą koniec z końcem a ona musi im pomóc. Niedługo będzie jeszcze trudniej, bo pojawi się nowy członek rodziny. Elafi zamierzała wtedy mimo wszystko podjąć się pracy również wieczorem, by móc zarobić więcej. A może tylko wieczorem, żeby cały dzień móc zajmować się młodszym rodzeństwem gdy rodzice pójdą do pracy?
***
-Serio była taka super?- dopytał Roger, młodszy brat Logana.
-Ta korona jest przekazywana chyba od samego początku władzy. Strzegli jej tak pilnie, że nie ma na sobie nawet rysy. To jeszcze bardziej „super" niż ona sama.- odpowiedział mu brat.
-A może jest zaczarowana?
-Z pewnością. Inaczej dawno by się rozpadła. Jakiś czar utrwalający.
-Przynudzasz.
Roger położył się na kanapie kładąc nogi na kolanach brata, który zdawał się tym zirytowany.
-Nie miałeś wychodzić dzisiaj z Erixem?- spytał czternastolatek.
-Nie dzisiaj. Co za dużo to niezdrowo, nawet z przyjaciółmi.
Roger miał nadzieję na przedłużenie tematu. Nudziło go to, jak dużo Logan mówił o tym samym – był zafascynowany rodziną królewską, jej historią, jak i całą historią Caddellanu. Jego wiedza na ten temat była imponująca, ale momentami irytująca. Zwłaszcza dla kogoś, kogo te rzeczy w ogóle nie interesowały. Wolał już temat Erixa. To, jak radził sobie z mieczem faktycznie ciekawiło Rogera. Podobała mu się historia o tym, jak pokonał cienistego stwora.
„Może kiedyś zawalczy z czymś bardziej niebezpiecznym"
Erixa walki mało interesowały. Lubił trenować, dawało mu to sporą satysfakcję, ale nic poza tym. Oczywiście nie wahałby się gdyby miał obronić swoich bliskich przed faktycznym niebezpieczeństwem. Był uważany za odważnego. Odważny, cichy, odnoszący się z szacunkiem, do tego dla większości przystojny. Nic dziwnego, że miał duże powodzenie nie tylko u kobiet. On jednak darzył romantycznym uczuciem tylko jedną osobę. Dawno nie odczuwał czegoś takiego. Zapomniał już, jak smakuje miłość. Logan mógł mu to przypomnieć po niemal dekadzie.
Bardzo chciał go przytulić. Złączyć ich wargi. Można nawet powiedzieć, że o tym marzył, ale szanował to, że Logan nie jest nim zainteresowany. Niestety.
„Może kiedyś coś się zmieni..."
Może były to marzenia ściętej głowy. Może elf nie zachowywał się tak dojrzale, jak powinien w wieku dwudziestu pięciu lat. W tamtej chwili jednak nie interesowało go to. Interesował go Logan i to, co jeszcze mógłby zrobić, żeby usłyszeć od niego jakiś komplement. Żeby mógł mu zaimponować.
Nie musiał za bardzo się starać, Logan doceniał praktycznie wszystko. Ale Erix chciał dać mu coś ponadprzeciętnego. Szczególnie wyjątkowego. z tym, że nie miał na to pomysłu.
CZYTASZ
Delusional
FantasyErix Bizeveron, pracujący jako kartograf i jednocześnie władający mieczem młody elf po 10 latach ponownie zostaje trafiony strzałą amora. (to nie jest romans, przysięgam) Okładka: https://pin.it/6XPHcmt