Rozdział 17 (po 2 mies czeknia)

73 2 0
                                    

-to jest masakrycznie nudne. w dupie to już mam. nasz i nasz związek. stan, nie zależy mi. już nie. jesteśmy razem, zrywamy, jesteśmy razem, zrywamy i tak kurwa od nowa. to boli mnie coraz bardziej. mam już dość zajmowania się tak tobą. nie kocham cię. nie jak kogoś z kim mogę być. to mnie przerasta. jeśli chcesz i tobie nadal zależy, możemy być dobrymi znajomymi. okej?... - powiedziałem spokojnie.
- ...okej... tylko..Kyle..czy tobie..czy tobie kiedykolwiek na mnie zależało?..-spojrzał na mnie ze łzami w oczach. był spokojny. ale widziałem że się powstrzymal od łez.

stałem wpatrzony w niego. czy on nie widział jak się staram przez ten cały czas? kto był przy nim jak rzygał w kiblu bo się nachlal i nie wiadomo co jeszcze brał? kto był przy nim jak Wendy z nim znowu zerwała? kto był przy nim kiedy potrzebował czegokolwiek?..nie rozumiem go. czy odpowiedź na to jego durne pytanie nie jest oczywista??...z resztą, muszę być ponad to. zajmę się wreszcie sobą. to koniec tego rozdziału.

- ...myślę że to oczywiste, po tym co dla ciebie robiłem. - rzuciłem i udałem się w stronę przystanku autobusowego.

stan stał nieruchomo. nie powstrzymywał mnie. może mu też się już znudziło to wszystko? a może po prostu nie wiedział co powiedzieć? nie mam pojęcia, w dupie to mam tak szczerze. to nowy rozdział. nowy rok, stare problemy. ale teraz sobie poradzę, bez niego będzie mi łatwiej.

- perspektywa stana (cuz why not) -

on... odszedł. znowu.. nie potrzebuje mnie już.. cóż, to zrozumiałe. nagrabilem sobie.

udałem się do miejsca w którym ostatnio często przesiaduje. bar. nachlam się i minie. Kyle i tak wróci.. zawsze wraca..albo to ja zawsze wracam i błagam go o litość aby znów mnie zaakceptowal i wybaczył mi. głupota.
chwyciłem kieliszek i wypiłem do dna. wypiłem jeszcze trochę a potem nie pamiętam. pojebane to wszystko..

- Perspektywa kyla. -

- co za debil.. - powiedzislem sam do siebie. znów się upił. nie interesuje mnie to. przyszedłem tu tylko dlatego, bo chciałem się upewnić że tym razem pójdzie do domu. znaczy, nie zależy mi już!! po prostu chciałem być pewny! ....chyba. mniejsza o to...to raczej logiczne że tu przyszedł.

spojrzalem na niego jakbym go nie znał. ledwo siedział na krześle przy barze i ciągle pił więcej. żałosne. zadzwoniłem po jego siostrę żeby go odebrała ale jak można się spodziewać nie odpowiedziała na mój telefon. cóż, próbowałem...powinienem go tu zostawić czy zanieść do domu..?.. na pewno sobie poradzi...

uśmiechnąłem się lekko patrząc na żałośnie wyglądającego byłego przyjaciela. był taki... zabawny.
chyba czułem nawet drobną satysfakcję gdy widziałem ten wrak człowieka.. a może to było współczucie, dziwne współczucie..?
nie mam pojęcia. w każdym bądź razie, wyszedłem z tego ochydnego miejsca. strasznie tam cuchnie. obrzydliwe. stan sobie poradzi.

Old enough for love? :: {style sp} {pl}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz