Zadzwonił budzik.
Raz. Drugi, oraz jak w moim zwyczaju w awaryjnej sytuacji, gdyby drugi alarm nadal nie był wystarczający, na trzeci pocisk dla mojej świadomości wlatywała pięciominutowa drzemka, taka pod tytułem: ,,odpocznij, ale za chwilę wyskakujesz z łóżka".
Niestety, drzemka odpocznij-ale-za-moment-wyskakujesz zawaliła swoje zadanie.
A ja zawaliłem swoją obietnicę, przegapiając szansę na wywołanie uśmiechu Kate choćby ostatni raz.
Dzień wcześniej mieliśmy taki opier... ochrzan, że najprawdopodobniej wszyscy nastolatkowie z Hellsttron i okolic odpuścili wymykania się bez wiedzy rodziców na dłuższy czas. Mógłbym przysiąc, że tej staruszce wczoraj leciała para z uszu, a charakterem utożsamiła się ze smokiem ziejącym ogniem.
-Chuligani! Człowiek oddaje serce, pasje, poświęca czas, próbuje pokochać i zrozumieć dwójkę dzieci z tragiczną przeszłością, a wy odwdzięczacie się w tak okrutny i bolesny dla nas sposób? - wołała rozpaczliwie kobieta, gdy nocą w kuchni zastała dwie próbujące nie stracić równowagi i ustać na nogach istoty, którymi byliśmy ja i Żabka. Nigdy nie powinno dojść do sytuacji, bym był nietrzeźwy przy Katie, bo traciłaby ona wtedy swojego anioła stróża, jednak informacja, że Żabka również poczęstowała się alkoholem, była po prostu nie do pojęcia przeze mnie i byłem dręczony przez tak okropne wyrzuty sumienia, że wróciłem wtedy jeszcze na tamtą posiadówkę, by zorganizować Kate najlepszą możliwą imprezę urodzinową, jaką w ogóle kiedykolwiek mogłaby sobie wymarzyć. Ustalanie z Radersami szczegółów przyjęcia, szybkie zorganizowanie tortu na ósmą rano czy prośba o kupienie dekoracji w mieście przez Bridget zajęła na tyle długo, że nie miałem wiele czasu na sen. Co więcej, nie mogłem pod żadnym pozorem dopuścić do drugiego wybuchu Amber, ponieważ kobieta po tamtej sytuacji i tak nie wiedziała co z nami zrobić, więc miałem przeczucie, że dobrze zrobiłem załatwiając mnie i Kate nocleg u Radersów na dzień następny. By jednak uniknąć niepowodzeń, Colt, Mase i Dom dzielnie odprowadzili mnie aż pod okno mojego pokoju, a następnie z pomocą drabiny którą samodzielnie przytachali ,,odłożyli" mnie do Cloudsów.
Byli chyba pierwszymi takimi kolegami w moim życiu, na których naprawdę mogłem liczyć, bo już nawet nie wspominając o moim dawnym dzieciństwie w Tucson, w Pannvile też nie znalazłem żadnych godnych zaufania znajomych, no chyba że mowa o Kate i Lil... a właśnie, co do naszej drogiej Lil, za nic nie miałem zamiaru tęsknić za tą dziwką, która mną zmanipulowała i prawie zniszczyła moje życie, ale przede wszystkim Kate, chcąc ją upokorzyć przed każdym w Pannvile. Żabka nie zasługiwała na to, więc nigdy w życiu, choćby nie wiem co nie nadejdzie moment, w którym bym żałował tego, co zrobiłem.
■■■
- Co tak późno?
- Zaspałem, ale na szczęście Żab... znaczy się Katie jeszcze śpi. - pozasłaniałem też rolety, bo Żabka zazwyczaj budziła się, gdy światło dzienne się ukazywało, dlatego była dość duża szansa, że zdążylibyśmy na czas z przyjęciem urodzinowym dla niej. Co więcej, pewnie miała kaca, więc wstanie nie okazałoby się dla niej raczej łatwe tak jak zazwyczaj. - Macie wszystko?
- Tak. Znaczy się prawie, bo Bridget jeszcze nie wróciła. Cind i Mad pojechały razem z nią, by kupić prezenty dla Katie, ale powinny zaraz być, bo wyjechały dość dawno. - odezwał się ponownie Mase. - Jak zamierzasz tu przyciągnąć Kate?
- Zadzwonię do niej. Podłożyłem jej w nocy telefon pod poduszkę. Śmiesznie będzie usłyszeć jej zaspany i zdezorientowany głos, a to będzie dopiero początek niespodzianek. - zaśmiałem się, na co chłopacy mi zawtórowali, wracając po chwili spowrotem do dekorowania pokoju, gdzie odbędzie się impreza.
Aurelia miała pojawić się później, bo wiem, że Żabka jest o nią zazdrosna, dlatego stwierdziłem, że powiem później dziewczynie o tym, jak niechcący zrobiłem literówkę pisząc godzinę imprezy. Słowo niechcący w dużym cudzysłowiu.
Dla Żabki zawsze chciałem robić wszystko, dbając o jej zdrowie psychiczne, jak i fizyczne. Nie wiem, czy błędem było odzyskanie telefonu już w drugi dzień pobytu z wiedzą Amber, nie dając nic znać Kate. Może. Zresztą, nigdy się nie dowiem. Oczywiście miałem powody - nie chciałem, by Żabka odnowiła kontakt z Lilianną, bo na pewno by się to dobrze nie skończyło, co potwierdzała Maddie, która sama dobrze wiedziała, jak okrutna potrafiła być jej siostra bliźniaczka, mając dość duże doświadczenie z Pannvile, do którego razem z nią uczęszczała. Z tego powodu skasowałem numer z telefonu Katie, a by to nie był przypadek, usunąłem również jej wszystkie kontakty poza moim i szperając trochę w telefonie. Wytłumaczę jej się, że chyba to Amber usunęła nam kontakty, a ja swój wpisałem jako alarmowy później, po tym jak je dzień wcześniej go ,,ukradłem", jednak prawda była całkowicie inna, zasłonięta kurtyną kłamstw, która ukazywana była Żabce jako rzeczywistość. Jednak każdy ma moment w życiu, kiedy żyje w kłamstwie i jest to moment obowiązkowy, bo czasem lepiej prawdy nie widzieć, nawet wiedząc, że nie miało się z nią styczności.
- Przyjechały - wybudził mnie z moich przemyśleń Colt, gdy kończyliśmy zawieszać dekoracje.
Maddie rzuciła się mi na szyję, przez co mogłem poczuć wyraźny zapach jej perfum z nutą zielonej herbaty. Przysunąłem brunetkę do siebie - ostatnio była z panią Cynthią u fryzjera, więc dziewczyna za zgodą mamy zdecydowała się na przefarbowanie włosów oraz ścięcie ich na dość krótko, więc z dumą mogłem przyznać, że jak zawsze wyglądała pięknie. Pachniała domem i mamą, którą mi zastępowała.
Nie chciałem, by Kate wiedziała o naszym związku. Po prostu nie chciałem, bojąc się, że Żabka się wtedy zdystansuje, myśląc, że się narzuca. A tego nie chciałem - obie były najważniejszymi kobietami w moim życiu po mamie, więc póki Made nie miała nic do Katie i ją akceptowała, było okej. Bałem się, że nie będzie to pracować w drugą stronę i wszystko się zrujnuje, po to te tajemnice. Może i nie lubiłem sekretów, ale znałem Maddie dłużej od Katie i po prostu bałem się ją stracić. Poprawka - bałem się stracić je obie, ponieważ kochałem obydwie na dwa różne, wyjątkowe sposoby.
- Hej - przywitałem się, głaskając Mad czule po głowie, jednak po chwili podeszłem również do Aury, by nie wyjść na głupka, również ją przytulając, jednak na krócej i w inny sposób. Bardzo dużą zaletą Maddie było to, że była całkowitym przeciwieństwem siostry. W trakcie związku potrafiła być lojalna, ale również rozumieć, że ja też wtedy taki byłem, więc akceptowała Katie i dziewczyny, które po prostu znałem - Cind i Aurelia są głównymi przykładami. Rozumiała mnie, nie to co Lily. - No już, pochwalcie się, co macie.
Aurel zaprezentowała mała torebkę służącą za kosmetyczkę z kilkoma produktami w środku. Kilka dni przed wydarzeniem wypytała mnie o kosmetyki do makijażu, które stosuje Kate, jednak po dowiedzeniu się, że Katie nigdy się nie maluje, podpytała o produkty do włosów i pielęgnacji. Nie byłem znawcą, ale podstawowe marki w które była zaopatrzona przyjaciółka znałem. Nie zmieniała swoich ulubionych kosmetyków od czasów w Pannvile, więc nie było to wysiłkiem.
Natomiast moja dziewczyna postawiła na kilka książek, o których kiedyś opowiadała jej i rozmarzała Kate. Nie kupiła dużo, ale zamierzała wręczyć Żabce album ze zdjęciami, który przygotowała już dawno temu, chwaląc się mi nim wcześniej.
Chłopacy zapłacili za tort, kupili też Kate trochę ubrań i za moim pozwoleniem Żabka miała otrzymać alkohol, jednak dopilnowałem, by nie był mocny i wysokoprocentowy. Nie chciałem powtórki z ostatniej nocy. Chłopacy mieli już prawko, mnie też udało się je w ostatnim czasie wyrobić - zaskoczyli mnie tym w moje dziewiętnaste urodziny, jednak również poza wiedzą Kate. Przed oczami już widziałem, jak się zamartwiała o moje zdrowie przy marnym siedemdziesięciu na godzinę. Radersowie na tyle mnie polubili, że stwierdzili, że będę mógł korzystać z czarnego challengera chłopaków kiedy tylko chcę, pod warunkiem, że będę się dorzucać do ich miesięcznej składki paliwa. Tym razem również skorzystałem z ,,darmowej" fury, by przejechać się do miasta obok i kupić Katie prezent. Miał być on naprawdę specjalny i miałem nadzieję, że tym razem nie zawiodę.
■■■
Nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa jak w momencie, gdy stałam przed ołtarzem naprzeciwko miłości mojego życia, Conora Felsaya. Po krótkim wypowiedzeniu regułki, łez i założeniu sobie obrączek, mogliśmy usłyszeć oficjalne: ,,ogłaszam was mężem i..."
I było to zbyt piękne, by było prawdziwe, czyli cytat, na którym opierało się moje życie. Najważniejszy dzień, a znaczy się sen w moim życiu przerwał... budzik?
Po odzyskaniu świadomości i powrocie do smutnej rzeczywistości zauważyłam, że nie takiego budzika używałam... czekajcie, nie używałam żadnego budzika! Brzmiało to bardziej jak dzwonek mojego telefonu, o ile dobrze to pamiętam.
Zaczęłam się rozglądać za źródłem dźwięku, natrafiając pod poduszką coś na kształt telefonu. Jak najszybciej wyciągnęłam urządzenie. Dzwonił do mnie właśnie ,,gamoń"? Kim on jest?
Dopiero po chwili zauważyłam, że Conora nie było w pokoju, a Amber mogła się w każdej chwili obudzić. Pomijając miliony pytań, odebrałam połączenie.
- Halo?
- Księżniczka wstała? - usłyszałam głos przyjaciela po drugiej stronie słuchawki. Ziewnęłam, na co usłyszałam chrapliwy śmiech po drugiej stronie. - Mase, Colt i Dom mieli awarię samochodu z rana, przyszli po mnie rano po pomoc, bo samochód ledwo działał a Radersowie mieli rano wyjechać do urzędu, więc samochód musiał być jak najszybciej naprawiony. Jeszcze nie skończyłem, więc wpadniesz?
Zamurowało mnie totalnie. Utknęłam w jakiejś nieznanej rzeczywistości? Byłam w śpiączce, wybudziłam się po bardziej długim czasie i dużo się zmieniło? Skąd, do cholery, miałam telefon i mogłam się komunikować z Conorem i innymi?
Właśnie, a co z numerem Lil i ciotki Chris? Mruknęłam szybkie ,,okej" i się rozłączyłam, wchodząc przejęta jak najszybciej w listę kontaktów. Lista była... pusta. Jedyną osobą, którą zapisałam był Conor pod pseudonimem Gamoń. Co ja robiłam poprzedniej nocy?
Pomasowałam się po bolącej potylicy, próbując sobie przypomnieć, co się działo dzień wcześniej. Nie przychodziła mi do głowy żadna sytuacja z telefonami, jednak dobrze pamiętałam rozmowę z Aurelią, grę w butelkę czy ochrzan od opiekunów prawnych. Wiedziałam, że jedynym wyjściem, a jakim dowiem się prawdy będzie rozmowa z Conorem, do którego mogę pójść jak najszybciej.
Zamierzałam nie budzić Amber, ale upewniając się w grafiku uświadomiłam sobie, że za kilka minut powinnam wyprowadzić psa - najwyżej wytłumaczę, że Min zaczęła się rzucać, więc potrzebowałam pomocy starszego chłopaka. Wstałam z łóżka, chcąc wskoczyć w przytulny dres i przygotować Minnie do wyjścia. Gdy jednak miałam chwytać kurtkę z szafy dostrzegłam na wieszaku... sukienkę. Nie było jej tu wcześniej. Pospiesznie ściągnęłam ubranie z wieszaka, by się jej przyjrzeć, jednak po chwili przypomniało mi się, jaki dzisiaj był dzień.
Moje siedemnaste urodziny.
■■■Zdyszana zapukałam do drzwi Radersów, ponieważ nikt nie kręcił się przy ich aucie. Pomyślałam, że Con pewnie poszedł do łazienki lub po narzędzia do środka. Po uderzeniu w drzwi się uchyliły, więc zajrzałam do środka. Nie czułam się tu jako intruz, ponieważ spędziłam wiele czasu z Radersami i byli dla mnie jak rodzina. Po przekroczeniu progu mogłam prawie przysiąc, że pomimo nie aż tak starego wieku byłam bliska zawału, ponieważ z wszystkich stron rozniosło się...
- Niespodzianka!!! - wydarli się wszyscy, mówiąc ,,wydarli" w dosłownym znaczeniu. Prawie ogłuchłam, a Min o małoby nie dostała zawału.
Poczułam ogromną ulgę przez to, że wcześniej coś mnie natknęło, by się mimo wszystko dobrze ubrać z powodu moich urodzin, nieważne czy inni pamiętali, czy nie. Postanowiłam się uśmiechnąć i zostawić wszystkie pytania na później, mając komórkę przy sobie.
Podziękowałam wszystkim, nie przestawając imitować entuzjazmem, ale i również dość zauważalnym lekkim zakłopotaniem. Może i te urodziny nie wyglądały tak, jak je zaplanowałam, ale w duchu byłam przeszczęśliwa, że chłopak, który znajdowałby się na pierwszym miejscu wśród listy zaproszonych gości, był właśnie przy mnie.
■■■
- Podwyższam stawkę: to siedemnastka, więc siedemnaście kopniaków, gdy ktoś ją dotknie.
Mój Connor Felsay. Ochroniarz z licencją.
- Warto? - szepnął celowo dość głośniej Mason w kierunku Coltona, w nagrodę obrywając ode mnie poduszką, a od Conora zabójczym spojrzeniem. Zaśmiałam się, ale no cóż, zasłużył.
Od jakiś dwóch godzin spędzaliśmy moje urodziny tak, jak ja chciałam, przekonując wszystkich na obejrzenie kilku odcinków serialu Pretty Little Liars. Ubóstwiałam ten serial, a coraz bardziej potrzebowałam osób, z którymi mogłabym o nim dyskutować. Wcześniej było to niemożliwe, bo zazwyczaj działało to tak, że Cind i Maddie siedziały godzinami w łazience, malując się dla nudy lub robiąc maseczki, a ja pożyczałam laptopa od Cindy i zatrzymywałam się w serialu. Wyglądało na to, że dziewczynom zaczynał podobać się serial, a ja w duchu cieszyłam się jak głupia. Chłopacy jednak dość dawno zrezygnowali z pomysłu, siedząc w telefonach. Po chwili przypomniało mi się, że przecież dla mnie ta opcja też była możliwa, więc ją właśnie wybrałam, ignorując dalsze oglądanie odcinka. I tak widziałam go już z pięćdziesiąt razy.
Chciałam zrobić to tutaj, ale przypomniało mi się, że siedzi obok mnie Conor. Nadal nie wiedziałam, skąd wziął telefony i dziwił mnie fakt, że został tam tylko jeden kontakt. Zamierzał dać mi go tego dnia, posiadając go od kilku dni?
- Chyba przesadziliście z tym rocznym zapasem Liptona. Chyba jednak nie był taki roczny - zaśmiałam się. - zostawcie mi trochę popcornu karmelowego - oznajmiłam głupio, po czym udałam się do ,,łazienki".
W rzeczywistości udałam się do pokoju Cind, ponieważ również znajdował się na górze i to nawet nieopodal łazienki. Gdyby ktoś z naszej grupki zamierzał sprawdzić, czy żyję czy też chciałby skorzystać z łazienki i mnie wygonić, usłyszałabym kroki ze skrzypiących schodów. Jeśli bym ich nie słyszała, nie przejęłabym się, gdyby ktoś jednak mnie nakrył. Chciałam tylko odkryć prawdę, mając dość dziwne przeczucie. Odblokowałam telefon, wystukując moje ściśle tajne i wyjątkowe hasło. W obsesyjny sposób zaczęłam przeglądać każdy możliwy element telefonu. Ciągle zastanawiało mnie, jakim cudem tyle elementów zniknęło z urządzenia. Amber nie mogła tego zrobić - wątpię, żeby umiała obsługiwać komórkę. Natomiast Conor nie znał mojego hasła i nigdy mu go nie podawałam. To nie tak, że mu nie ufałam, po prostu nigdy o to nie prosił.
Nagle prawie stanęło mi serce po tym, co zobaczyłam w telefonie, jednak nie miałam czasu na porządne przeskanowanie nowego odkrycia, bo usłyszałam kroki na schodach.Hejaaa!
Wracam ze świeżym jak bułeczka rozdziałem, mając nadzieję że się wam spodoba. Jest dość długi, ale tak jak już wspomniałam na bookstagramie miał być jeszcze dłuższy, przez co tytuł został zmieniony. Mam nadzieję, że pomimo dość długich przerw między rozdziałami nadal są wierni czytelnicy lssiyh. Chcę żeby książka dostała drugą szansę i by była pokochana przez tylu czytelników jak kiedyś na nowo.
Ps. Szykujcie się na nabór patronacki, bo wydana książka bez patronów nie ma sensu, ale są to nadal nieoficjalne informacje!!!
Buziaki, wyczytanaaa xxx
CZYTASZ
Let's Start Search In Your Heart - Osierocone Książki
Teen Fiction[Okładka robiona przez: _strawberry_romans_, jestem ogromnie wdzięczna! 🫶🏼💕 ,,Życie rozpruło mnie całkowicie. Do takiego stanu, że samej mnie ciężko się było w sobie odnaleźć . Tylko jedna osoba mogła zeszyć moje serce - on. Jednak najpierw musi...