Rozdział 1

34 5 4
                                    

Mila

Pięć lat później...

– Nie, Adam. Powiedziałam ci już kilka razy, że rezygnuję. Nie potrzebuję więcej zleceń.

– Ale z kontaktów z tym człowiekiem nie można sobie ot tak zrezygnować. Popełniasz wielki błąd. Już nie wspomnę o tej kasie, którą możesz za to dostać.

Dobra. Wyskoczył z argumentem, którego nie mogłam zignorować. Wcale nie zamierzałam zaprzeczać, że byłam łasą na kasę suką. Ale wszystko tylko po to, by wreszcie uwolnić się od życia w mieście, które kojarzyło mi się z traumą, jaką przeżyłam.

– O jakiej kasie niby mówimy? – spytałam lekko, aby zabrzmiało, że podana kwota wcale nie zrobi na mnie wrażenia.

– Sto tysięcy – powiedział, a mnie aż zatkało z wrażenia. – Laska, to jest szansa jedna na milion. W dodatku możesz sama dobrać sobie towarzystwo.

– Im mniej dziewczyn wezmę do tego zlecenia, tym więcej pieniędzy dla mnie – zaczęłam kalkulować w głowie.

– Nie, kochanie. Źle zrozumiałaś. Całe sto tysięcy jest dla ciebie. I po pięćdziesiąt dla każdej z twoich dziewczyn.

Zamrugałam gwałtownie oczami. To były naprawdę bardzo duże pieniądze. Mogłabym ze spokojnym sumieniem wyjechać z tego miasta i przestać ze strachem patrzeć za siebie. Ostatnie zlecenie i będę mogła zmienić wreszcie swoje życie. Wrócić do tego, o czym zawsze marzyłam. Przynajmniej tak mi się wydawało, że o tym marzyłam, choć nie bardzo wiedziałam, jak teraz się za to zabrać.

– Dobra – powiedziałam do telefonu. – Wezmę to zlecenie. Ale podkreślam: ostatni raz. I lepiej, żeby nie było z nim żadnych problemów.

– Nie pożałujesz, laska – ucieszył się Adam. – Przyślę ci wszystkie namiary smsem. Dozo.

Rozłączył się szybko, abym nie zmieniła zdania. Znał mnie już dłuższy czas, więc wiedział, że potrafiłam tak robić. Teraz jednak miał rację. To zlecenie mogło mi pomóc stanąć w pełni na własnych nogach.

Zapatrzyłam się przez małe okno kuchenne, wychodzące na plac pełen drewnianych komórek. Ulica, przy której obecnie mieszkałam, zatrzymała się w latach dziewięćdziesiątych. To nie do pomyślenia, że w dwudziestym pierwszym wieku, niemalże w samym centrum wielkiej metropolii, znajdują się miejsca, gdzie mieszkańcy nie mają dostępu do centralnego ogrzewania. Kamienica, w której wynajęłam niewielką kawalerkę na parterze, była właśnie takim budynkiem. W kuchni znajdował się duży piec węglowy, który zimą służył do ogrzewania mieszkania i gotowania, a latem robił za nieużywany mebel. Gdyby nie inwestycja właściciela, który założył tu bojler, to nie miałabym nawet gorącej wody.

Pogrążyłam się we własnych myślach.

Ostatnie trzy lata były dla mnie łaskawe. Dzięki zleceniom, które załatwiał mi Adam miałam pieniądze na wynajem mieszkania i w ogóle na życie. Ale nie zawsze tak było. Wcześniejsze lata... Cóż... Powiedzmy, że musiałam uciekać przed koszmarami, które pewnej nocy zrobiły się naprawdę realne. Chciałam wierzyć, że udało mi się zostawić je za sobą, ale niestety nie było to takie proste. Jeśli nie ucieknę z tego miasta, to przeszłość prędzej czy później mnie odnajdzie i upomni się o to, co jej wiszę. A nie było to coś, na co miałam ochotę, także pieniądze z tego ostatniego zlecenia mogą mi kupić coś znacznie większego niż jakąś nową parę butów. Mogą mi kupić przyszłość bez lęku. I w sumie tylko dlatego się na nie zdecydowałam.

Pokręciłam głową, aby wyrzucić z niej niepotrzebne myśli. Nie chciałam tego rozpamiętywać przeszłości. Musiałam zebrać skład, przygotować kostiumy, choreografię i zrobić jakąś wstępną próbę z dziewczynami. Oczywiście nigdy nie dało się zaplanować wszystkiego do ostatniej minuty, ponieważ wiele czynników było w stanie zniszczyć cały występ. Dość często nawet zleceniodawcy nie byli nim zainteresowani w takim stopniu, na jakim nam by zależało. Mimo to zawsze się starałyśmy, aby wyszło jak najlepiej.

Mój telefon poinformował o otrzymaniu wiadomości tekstowej. Odblokowałam ekran i rzuciłam okiem na jej treść.

Środa, 13.08., godz. 21:00
Piotrkowska 33 lok. 9
Wierzę w ciebie, laska.

Ach, ten Adam....

Uśmiechnęłam się z rozanieleniem. Bez niego nie udałoby mi się osiągnąć tej równowagi psychicznej, którą obecnie miałam. Był moim najlepszym przyjacielem i choć wiem, że zależałoby mu na czymś więcej, ja nie potrafiłam tego spełnić. W moim sercu była jakaś dziwna wyrwa, której kompletnie nie rozumiałam. Jakby coś kiedyś się w nim znajdowało, ale zostało siłą wyrwane. Jedna z wielu tajemnic mojego życia. Cokolwiek to było spaczyło moje postrzeganie mężczyzn. Nie miałam problemu, aby pójść do łóżka z tym, którym byłam fizycznie zainteresowana, ale wszystko ograniczało się tylko do jednego razu.

Dlatego tam bardzo nie chciałam pójść do łóżka z Adamem. Nie byłam gotowa, aby tracić z nim kontaktu i zrywać drastycznie naszej przyjaźni. Tylko on był przy mnie przez cały czas, gdy radziłam sobie z następstwami wydarzeń sprzed pięciu laty. I choć wielu rzeczy jeszcze nie rozumieliśmy, ani razu nie poczułam, że miał dość. Wręcz przeciwnie. Gdy ja zamierzałam się poddać, on dawał mi kopa na rozpęd.

Będzie pan zadowolony :*

Odpisałam, po czym wyszukałam numer do dziewczyny, która zawsze była chętna na zlecenia od Adama.

– No cześć, piękna – odezwała się już po drugim sygnale. – Nigdy nie dzwonisz, żeby sobie poplotkować, więc wnioskuje, że nasz przystojniak załatwił nam nowe zadanie.

Agnieszka była tancerką go-go w pewnym klubie nocnym, a w dorabiała sobie jako trenerka pole dance w jednym ze studiów tanecznych na obrzeżach miasta. Do tej pory nikt, poza mną i Adamem, nie znał jej obu obliczy. Ukrywała się wyśmienicie, może to głównie dlatego, że w nocy podziwiali ją znużeni życiem codziennym bogaci mężczyźni, a w dzień udzielała lekcji ich zdesperowanym, aby się im przypodobać żonom. Tak przynajmniej sobie to tłumaczyliśmy.

– Tak, tylko że to zlecenie last minute – powiedziałam. – Mamy wszystko zorganizować do środy.

– Mamy sobotę – stwierdziła oczywiste Aga. – Ten Adaś upadł na głowę? Przecież ja mam dziś występ, a jutro na pewno będę nie do życia. Jak on sobie to wyobraża?

– Pięćdziesiąt tysięcy – wtrąciłam, mając świadomość, że podana kwota szybko sprawi, że na dzisiejszym występie moja koleżanka zrezygnuje z picia alkoholu, a jutro będzie wyspana i wypoczęta nawet, jakby miała w ogóle nie spać.

– Do podziału na ile głów? – W jej głosie nie słyszałam ani krzty zdumienia.

– Dla każdej po pięćdziesiąt tysięcy – uściśliłam.

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Gdybym nie słyszałam nawet oddechu, byłabym skłonna uwierzyć, że Aga zasłabła z wrażenia. Ale ona była zbyt twarda na tego typu akcje.

– Jaja sobie robisz – odezwała się nagle. – To dla kogo to jest występ? Dla samego króla brytyjskiego?

– Wiesz, że nigdy nie pytam o takie rzeczy – przypomniałam. – W razie jakichś problemów wolę nie wiedzieć. Z resztą spokojniej wtedy śpię. Adam tylko stwierdził, że nie mógł ot tak odmówić, więc pewnie jakaś gruba ryba.

– Mila, tylko żebym nie miała później problem. Widzimy się jutro w południu.

I po prostu się rozłączyła. Musiałam pewnie przetrawić całą tę sytuację. Ja właściwie też powinnam. Ufałam, że przyjaciel nie wprowadziłby mnie na żadną minę, ale to co robiłyśmy momentami oscylowało na granicy prawa. A ja wolałam nie sprowadzać na siebie niepotrzebnych spojrzeń. Zwłaszcza tych policyjnych.

TancerkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz