Rozdział 2

29 7 11
                                    

Mila

– Raz, dwa, trzy, cztery... Raz, dwa, trzy, CZTERY!!! Dziewczyny, co jest dzisiaj z wami nie tak?

Wypruwałyśmy sobie żyły przez ostatnie czterdzieści osiem godzin, a nie byłyśmy nawet w pobliżu celu, który pragnęłam osiągnąć. To uwłaczało wszystkim moim ambicjom. Byłam absolutną perfekcjonistką jeśli chodziło o moją pracę, więc wcale nie zamierzałam udawać, że zadowolę się byle czym. Nie interesowały mnie półśrodki. Występ musiał być idealny.

– Może zróbmy kilka minut przerwy? – zaproponowała Agnieszka, która coraz ciężej oddychała.

Obrzuciłam ją pogardliwym spojrzeniem, na co tylko przewróciła oczami. Była jedyną osobą, która mogła jakoś okiełznać wredną sukę, która wychodziła ze mnie, gdy nie podobał mi się układ.

– Muszę napić się kawy, bo zaraz zejdę i wtedy zostaniesz bez jednej tancerki – stwierdziła. – Jest dobrze. Nie musisz się tak spinać.

– Wasze synchrony są do dupy – warknęłam.

– Idę o zakład, że wszyscy tam i tak będą pijani, więc nie będą zwracać uwagi na nasze synchrony.

Spojrzałam na pozostałe dziewczyny. Ciężko dyszały. Widziałam, że były zmęczone, ale nic się nie odzywały. Je też kusiła możliwość zarobienia wielkich pieniędzy tym jednym występem, więc chciały się przyłożyć.

Dominika, Kaśka i Edyta zawsze były pierwszymi, do których Aga dzwoniła w sprawie nowego zlecenia. Zazwyczaj to właśnie w piątkę je realizowałyśmy, ale nigdy nie zapominały, że to właśnie dzięki mnie mają możliwość dorobienia i jakoś tak naturalnie liczyły się z moim zdaniem. Choć nie da się ukryć, że potrafiły całkiem nieźle same improwizować, gdy zaplanowany występ z jakiegoś powodu szlag trafiał. Mogłam więc trochę im odpuścić.

– Dobra, zrób sobie tę kawę, a ja przypomnę wam układ – jęknęłam. Stanęłam na środku sali, którą jakiś rok temu wynajął nam Adam do prób i wzięłam głęboki wdech. – Cztery razy demi-rond prawą nogą – uaktywniłam stopę i uderzyłam palcami cztery razy o podłoże – następnie pas de basque – przeskoczyłam z prawej stopy na lewą – ponownie cztery razy demi-rond tym razem lewą nogą – powtórzyłam uderzenia – i cztery razy pas de basque po jednym demi-rond – przeskakiwałam ze stopy na stopę. – Cztery kroki do przodu z wyrzutem ramion i obrót o dziewięćdziesiąt stopni. To nie jest skomplikowana choreografia.

Przyjrzałam się dokładnie dziewczynom. W pewnym sensie były najbliższymi dla mnie osobami. Choć nie spotykałyśmy się na plotki, jak większość moich rówieśniczek, chyba mogłam je nazwać przyjaciółkami. Choć sama nie wiedziałam zbyt dużo o przyjaźni. Miałam tylko ten mój skład od tańców na zlecenie i Adama. Nikogo więcej.

Każda z nich miała swój powód, dla którego potrzebowała tych dodatkowych pieniędzy. Nie byłam na tyle głupia, żeby sądzić, że trzyma je przy mnie lojalność, ale w jakimś stopniu im ufałam. Wiedziałam, że w razie problemów żadna z nas nie wkopie drugiej. Choć liczyłam, że skoro nigdy nam się nie trafiły, to i tym razem ich nie będzie.

Ostatnie zlecenie...

W czwartek już będę jak najdalej stąd. Zapomnę o wszystkich przeciwnościach, które los mi rzucił pod nogi. Zacznę nowe życie i skupię się wyłącznie na spełnianiu moich marzeń. Nie na przeżyciu. Nie na przetrwaniu. Nie na ucieczce przed przeszłością. Będę żyła wyłącznie przyszłością i tym, jak piękna się zapowiada.

– Wypiłaś już tę kawę, Aga? – spytała, gdy przerwa trochę nam się przedłużyła.

– Widzę, że ciężko pracujecie.

Drzwi do sali się otworzyły, a do środka dumnie wkroczył Adam. Dziewczynom oczy aż zaczęły błyszczeć na jego widok. Naprawdę się temu nie dziwiłam. Nie dało się bowiem ukryć, że skubaniec był przystojny. Blond włosy do ramion zawsze wiązał w kucyk tuż nad linią karku, a na świat patrzył błękitnymi jak letnie niebo oczami. I choć wiedziałam, że z całej naszej piątki, to na mnie najbardziej mu zależało, ja nie potrafiłam odwzajemnić jego uczucia.

– Przyszedłeś przeszkadzać? – spytałam bezczelnie, a on tylko wysłał mi jeden ze swoich uroczych uśmiechu.

Byłam pewna, że Dominika była bliska omdlenia. Na nią najbardziej zawsze działał urok mojego przyjaciela. Jestem pewna, że nawet przespali się ze mną. Może nawet więcej niż raz. Podejrzewam, że zrobił to tylko dlatego, by wzbudzić we mnie zazdrość, jednak na mnie nie zrobiło to żadnego wrażenia. Mógł sypiać z kim chciał, najważniejsze, że nie robił mi scen zazdrości o to, że ja sypiałam z kim chciałam.

– Wiesz, że tobie zawsze i to z największą przyjemnością – zaśmiał się i mrugnął do mnie.

Przewróciłam oczami na te jego beznadziejne próby podrywu. Ciekawa jestem kiedy wreszcie odpuści. Zaczynały mnie już one męczyć. Może jednak nie zdradzę mu nowego adresu, gdy już się urządzę w innym mieście? Ale czy nie będzie mi go brakowało? W końcu ostatnie pięć lat widzieliśmy się niemal codziennie.

– Przyniosłem wam zaliczkę na kostiumy – kontynuował, niezrażony moimi przytykami. – Zleceniodawcy zależy na tym, abyście miały czerwone sukienki podczas całej imprezy.

– Może jeszcze czarną, koronkową bieliznę? – żachnęłam się.

– Kochana, jak dla mnie możesz iść nawet bez bielizny, pod warunkiem, że będziesz wysoko podnosiła nogi podczas tańca.

Zmrużyłam oczy i posłałam mu mordercze spojrzenie, na które tylko zaczął się śmiać.

– Czyli czekają nas dziś zakupy? – wtrąciła się Aga, która wyglądała znacznie lepiej. Widocznie kawa działała na nią jak najlepsze antidotum.

– Oczywiście – przyznał Adam. – I nawet zamówiłem wam limuzynę, abyście woziły się z pełną klasą.

– Ok – powiedziałam przeciągle. – Gdzie jest haczyk?

– Jaki haczyk? Nie mogę zadbać odpowiednio o moje gwiazdy?

– Przed żadnym zleceniem o nas tak nie dbałeś. Co wyjątkowego jest w tym?

Adam popatrzył na mnie, jakby zastanawiał się, ile może mi powiedzieć. Nie lubiłam, gdy coś przede mną ukrywał. Zwłaszcza, że mogło mi to w jakimś stopniu zaszkodzić.

– Powiedzmy, że zleceniodawca lubi rozpieszczać swoich zleceniobiorców – wybrnął z sytuacji.

– Czy to naprawdę istotne dlaczego? – spytała Agnieszka, wieszając się na szyi mężczyzny. – Ważne, że możemy spędzić wieczór przyjemniej niż wypruwając sobie żyły tańcem. Tyle mi wystarczy. Dawajcie, zbieramy się.

Podczas gdy dziewczyny zbierały swoje rzeczy, ja podeszłam do mężczyzny, aby spróbować wydusić z niego jakieś dodatkowe informacje.

– Mam dziwne przeczucie, że czegoś mi nie mówisz. W dodatku, że będzie się to wiązało z jakimiś problemami.

– Masz paranoje, skarbie – mruknął przyjaciel, ale spuścił wzrok. Zawsze tak robił, gdy chciał przemilczeć jakąś sprawę.

– Tak, Adam, mam paranoje i dobrze wiesz, dlaczego. Nie chcę żadnych problemów. Chcę po prostu wreszcie zacząć normalnie żyć.

– Przecież żyjesz normalnie. Przynajmniej względnie normalnie, bo sama budujesz wokół siebie mur, którego nie pozwalasz przekroczyć żadnemu mężczyźnie.

– Najwidoczniej nie spotkałam jeszcze tego właściwego – zadrwiłam.

– Idziesz, Mil? – usłyszałam głos Agi z zaplecza.

– Idę – odkrzyknęłam i po raz kolejny spojrzałam na przyjaciela. – Odpuść, Adaś. Ja i tak wyjadę. To jest moje ostatnie zlecenie. Mam dość tego miasta i niestety powoli zaczynam mieć dość ciebie.

Minęłam go i podążyłam do dziewczyn. Nawet nie zastanawiałam się, jaką minę mógł mieć mężczyzna, gdy wygarnęłam mu to, co ostatnio na jego temat myślę. 

TancerkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz