Rozdział 1. Romantyczna kolacja i weranda

107 8 4
                                    

Wysłała Bena na pidżama party do chłopaka Lombardich.

Przygotowała spaghetti z klopsikami, nalała do kieliszków czerwonego wina, a na stole postawiła talerz z owocami. W "Żonie i Domu" przeczytała jakiś czas temu o produktach, które po zjedzeniu sprzyjają miłosnym uniesieniom. Warto było spróbować.

Zapaliła świece na stole i w sypialni, a do tego rozsypała na pościeli płatki czerwonych róż.

Zerknęła na zegarek – zostało jej tylko czterdzieści minut.

Nagą skórę spryskała w łazience ulubionymi perfumami, założyła też specjalnie kupioną na tę okazję czerwoną bieliznę. Stanik miał unieść jej piersi, gorset ukryć tę wredną, pociążową fałdkę na brzuchu, a majtki – optycznie zaokrąglić pośladki. Do tego pończochy, które sprawią, że jej nogi będą wyglądać na apetycznie opalone i pas, aby zapobiec przesuwaniu się delikatnego materiału.

Założyła cekinową sukienkę z głębokim dekoltem i ułożyła czarne, zakręcone na wałkach włosy. Biżuteria, makijaż i była już gotowa.

Nagle usłyszała dźwięk parkującego na podjeździe samochodu.

W samą porę.

— Wróciłem! — zdążył krzyknąć w drzwiach, zanim zaskoczony przyjął od niej lampkę wina. — Witaj, mamy gości?

— Cześć, kochanie — z uśmiechem nachyliła się do skonfundowanego męża i pocałowała go delikatnie w usta. — Jesteśmy zupełnie sami i pomyślałam, że możemy spędzić razem wieczór.

— To bardzo miłe z twojej strony — powiedział mężczyzna, odwieszając kapelusz na wieszaku przy drzwiach. — Przyda nam się taka domowa randka. Czekaj, czy ja czuję klopsiki?

— Tak, twoje ulubione! Chodź, wszystko ci pokażę — mrugnęła flirciarsko, po czym zaprowadziła Johna do krzesła przy stole.

— No no no, naprawdę się postarałaś, świetna robota!

— Daj spokój, chciałam zrobić mężowi przyjemność i tyle.

— Szmakuje jak żwykle doszkonale — powiedział z ustami pełnymi makaronu.

Od tyłu podeszła do jego krzesła i zaczęła masować ramiona mężczyzny.

— Co w pracy?

Zanim odpowiedział, zdjął jedną dłoń ze swojego ramienia i delikatnie ją pocałował.

— Kocham cię. Dziękuję za to. — Przełknął kolejny kęs klopsa z makaronem i zapytał: — Jesteś pewna, że chcesz słuchać o mojej robocie?

— Oczywiście! Prawie cały dzień jestem w domu, dobrze jest wiedzieć, co się dzieje w mieście.

W rzeczywistości nie zawsze rozumiała, o czym opowiadał John, ale wierzyła, że opowiadanie o stresującym dniu pomagało mu się rozluźnić.

— Kojarzysz bank na skrzyżowaniu Wade i Woodland? Ten nowy akurat wracał z pączkami dla całej załogi, kiedy zauważył, że jakiś gość w pojedynkę trzyma wszystkich kasjerów i klientów na muszce. Idiota, chciał obrabować bank 5 minut od posterunku.

— Idiota — pokiwała głową, nakładając mężowi kolejną porcję. Po pracy zawsze jadł w zatrważającym tempie.

Mildred także usiadła w końcu przy stole i nałożyła sobie malutką porcję.

— A potem... — John zamilkł nagle. — Nieważne.

— Coś się stało?

— Nie powinienem ci mówić o wszystkich sprawach.

I nie wódź nas na pokuszenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz