Patrzył na niego z ławki.
To był taki dziwny widok.
Ray, perfekcyjnie uczesany i świeżo ogolony, przemawiał z ambony z uśmiechem, jakiego John nigdy nie widział jeszcze w kościele.
Bardziej przyzwyczajony był do zmierzwionych, lekko kręconych włosów, króciutkiego zarostu i miękkich, casualowych spodni albo stroju idealnego na przechadzkę po lesie.
— Któż, gdybym krzyknął, usłyszałby mnie z zastępów anielskich? Nawet gdyby jeden z nich przycisnął mnie do swojej piersi, byłbym zupełnie stracony. Ponieważ piękno to przerażenie, które oswajamy, podziwiając je, aż nas unicestwia. Każdy anioł jest przerażający.
Zgromadzonym wiernym parafrazował jakiś wiersz, który czytał Johnowi ostatniego wieczora.
— A więc chcesz powiedzieć swoim owieczkom, że powinni bać się piękna, bo ich unicestwi? — dopytywał policjant, kończąc obiad przygotowany przez Dorothy.
— Nie, John — westchnął Ray, odkładając książkę. — Chcę im powiedzieć, że piękno i dobre rzeczy mogą być początkowo przerażające, bo zawsze nastawiamy się na najgorsze.
Od Święta Dziękczynienia minęło sześć tygodni. Sześć tygodni spokoju, ogromnej satysfakcji i braku jakiegokolwiek zwątpienia w siebie.
Przed Gwiazdką oficjalnie skończyli objazdy po szkołach w Raleigh, ale akcja rozrosła się w tym czasie jak kula śniegowa. Teraz zaangażowani byli także inni policjanci, dyrektorzy, przedstawiciele kościołów, a nawet lokalni politycy.
Collins nie spodziewał się takiego uznania – bo czy większa rozpoznawalność i oczy zwrócone w ich stronę były im aż tak potrzebne? Jego obawy szybko okazały się jednak zbędne. Teraz bez problemu mógł pojawić się pod domem Beckerów w środku nocy. Sąsiedzi pewnie myśleli, że planują nowe prezentacje dla dzieciaków. Albo że są tak dobrymi przyjaciółmi, że niektóre sprawy po prostu nie mogą czekać do rana.
No i nie byli w błędzie.
Relacja z Rayem rozwijała się w dobrym kierunku. John nie mógł też nie porównywać jej do relacji z Mildred, kiedy tylko zaczęli się spotykać.
Na początku zwrócił na nią uwagę, bo wyglądała na dobrą kandydatkę na żonę, która zajmie się domem i dziećmi. Polubił też Bena i Milly na tyle, by zdecydować się na poważny związek. Aż w końcu nauczył się ją też na swój sposób kochać.
Bycie z Rayem było zupełnie inne. Naturalne. Wynikało z niego samego, a nie z tego, co wypadało mu zrobić.
— A więc? Powiesz mi w końcu coś więcej o tym chłopaku sprzed lat? Jaki był?
Któregoś poranka John wyplątał się z objęć pastora i zaczął się ubierać.
— Dlaczego tak cię to interesuje? — Ray zaciągnął kołdrę na siebie aż po samą brodę.
— Bo wygląda na to, że dobrze odbiło ci się na psychice.
Pastor sapnął z frustracją.
— Wiesz, że ojciec nas nakrył i wysłał mnie na obóz konwersyjny. Nie wiem, co się stało z tamtym.
— Jak miał na imię?
— Tom — powiedział Ray z trudem.
John przyjrzał się pastorowi uważnie, zapinając spodnie, zanim zadał kolejne pytanie.
— Byłeś zakochany?
— Daj spokój. Miałem dziewiętnaście lat i znałem go od kilku dni. — Po chwili Ray dodał: — Nie miałem szansy, żeby się zakochać.
CZYTASZ
I nie wódź nas na pokuszenie
RomanceLato, rok 1957. Dzielnica Glenwood w Raleigh. Policjant John Collins z żoną Mildred od miesięcy starają się o dziecko, niestety bezskutecznie. Aby rozwikłać ten problem, oddają się w ręce "cudotwórcy od związków", pastora Raphaela Beckera, który wkr...