Rozdział 6. Drugi i trzeci czwartek

33 7 2
                                    

Raphael wcale nie wyczekiwał kolejnego spotkania z Johnem Collinsem.

Chociaż starał się zdusić w sobie to grzeszne myślenie i niegotowość do pomocy potrzebującemu, nie mógł też wyzbyć się wrażenia, że "terapia" z policjantem prowadziła w jakiś sposób do czegoś złego.

Myślał też o kolejnych kłamstwach i potencjalnych wymówkach.

Chodził na spacery do zacienionych lasów Północnej Karoliny i układał wypowiedzi, które nigdy nie opuściły jednak jego ust.

Dorothy jest chora, muszę się nią zająć.

Mam wyciek gazu w gabinecie.

Moi przełożeni nie zgodzili się na to, bym prowadził terapię konwersyjną, bo się na niej nie znam.

Nie mogę ci pomóc.

Raphael nie lubił jednak wymówek. Źle czuł się z tym, że zostawiłby kogoś tak chorego i zdesperowanego samemu sobie. Tu już nie chodziło o dziecko Mildred, ale o zdrowie psychiczne i duszę Johna.

A więc dokładnie tak, jak się umówili, Raphael czekał na policjanta w kancelarii. Mężczyzna zjawił się punktualnie o 18:00.

— Dobry wieczór.

— Witaj, John. Dzisiaj popracujemy nad tym, żeby poznać się trochę bliżej — zapowiedział pastor, kiedy gość zajął miejsce przy biurku.

— Cholera, może jeszcze chcesz mnie zahipnotyzować?

Becker zaśmiał się krótko, uprzejmie.

— Nie sądzę, żebyśmy musieli uciekać się do hipnozy. — Powiedział, gdy zajęli już miejsca. — Ale zacznijmy może od modlitwy. Wiem, że nie jesteś religijny, więc skup się po prostu na moich słowach.

Becker złożył dłonie razem i zamknął oczy.

— Ojcze, wyruszając w tę podróż, pokornie prosimy o twoje przewodnictwo i mądrość. Niech twój Duch uzdolni nas do słuchania z otwartym sercem. Niech naszym działaniem kieruje twoje słowo. Niech nasze wysiłki przyniosą pocieszenie, uzdrowienie i wskażą kierunek zagubionym. Powierzamy się twoim dłoniom, ponieważ wierzymy, że dzięki tobie wszystko jest możliwe. Niech twoje imię będzie uwielbione, a twoja wola się stanie. Amen.

— Amen — powtórzył niepewnie John.

Raphael wziął łyk wody ze szklanki tuż obok i zaczął:

— John, czy wierzysz w Boga?

— A co to za pytanie? — zapytał lekko obruszony policjant. — Oczywiście, że tak.

— A czy wierzysz, że przywróci ci zdrowy rozsądek?

Collins zawahał się.

— Wierzę, że rozmowa z tobą pozwoli mi inaczej spojrzeć na pewne sprawy, a więc nie bezpośrednio, ale tak, wierzę w to.

— Nie ważne, jak Go rozumiesz. Musisz oddać się Mu w całości, a On z pewnością pomoże ci odbić się od dna.

— Nie mogę się doczekać.

Raphael uśmiechnął się na tę uwagę, a jednak pozostał poważny.

— Bóg stworzył kobiety i mężczyzn, aby mogli służyć sobie wzajemnie — tłumaczył. — Taki jest porządek świata, taka jest nasza natura. Ale czasami ze względu na rozwój cywilizacji rodzą się pewne zaburzenia.

— Uwierz mi, doskonale o tym wiem.

— Wyznałeś Bogu i mi swój błąd, a teraz jesteś gotowy, aby On usunął wszystkie te wady charakteru. Zwróć się do Niego w pokorze, aby usunął twoje braki.

I nie wódź nas na pokuszenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz