– Laleczko, całkiem ci do twarzy w tej żółtej sukni. – Christian mierzył Leę spojrzeniem, które wywoływało w niej niesmak i złość.
Nawet jeśli suknia jej pasowała, towarzystwo tego nadętego bufona psuło całą radość z zakupów. Próbowała zwrócić uwagę chłopaka na strój, który pasowałby Carli, jednak ten i tak kazał jej założyć tę przeklętą suknię. Sam zaś siedział w stroju Bestii. Jedynie brakowało mu maski potwora z rogami i wystającymi kłami, które stanowiłyby dla niej bez wątpienia lepszy widok, niż ten przeklęty, wiecznie zadowolony uśmieszek z zębami tak białymi, że wydawały się sztuczne. Sama nie mogła narzekać na uzębienie, jednak jej zęby nie dawały z daleka ludziom po oczach swoją bielą.
– Myślę, że byłoby lepiej, gdybyś jednak skusił się na maskę Bestii – odparła w końcu kąśliwie, mrużąc groźnie oczy. – Wyglądałbyś bardziej przekonująco.
Christian zamrugał zalotnie do przyglądającej się im sprzedawczyni, na co ta posłusznie zostawiła ich w niewielkim pomieszczeniu, służącym za garderobę.
Lea była zaskoczona faktem, że bogacze mieli ogromne butiki z przebraniami na różne okazje. Myślała, że Christian zawiezie ją pod najpopularniejszy w Barcelonie sklepik, gdzie wynajmowało się kostiumy, ale oczywiście grubo się pomyliła. Wszak, jak śmiała w ogóle pomyśleć, że ktoś taki jak Granch, mógł kupować ubrania w sklepie, na który było stać przeciętnego człowieka.
Blondyn podniósł się z wygodnej kanapy o barwie pudrowego różu, na której spokojnie można było uciąć sobie drzemkę.
Lea uważnie obserwowała każdy jego krok, skamieniałą twarz, na której nie malowały się żadne emocje oraz duże, zielone oczy, wywołujące w niej niepokój. Powinna być milsza. Uciszać negatywne emocje w zarodku i ugryźć się w język, by nie rozpoczynać niepotrzebnej wojny, którą przegrywała na starcie. Niestety geny rodziny Costa nadal w niej buzowały, choć starała się być zupełnie inną osobą.
Jeśli odziedziczyła coś po wuju, to bez wątpienia cięty język i temperament.
Jako Lea Nelson, przybrała rolę szarej, zwyczajnej myszki, która raczej nikomu nie stawała na drodze i stroniła od konfliktów. Niestety Christian budził w niej Polę Costę, a ta nigdy nie dawała wejść sobie na głowie i kroczyła przez życie z dumnie uniesioną głową, dopóki ojciec nie wylądował w więzieniu. Pojmanie Poncho dolało oliwy do ognia, całkowicie rujnując reputację ich rodziny. Ucieczka z poprzedniego miasta i zmiana otoczenia oraz tożsamości wydawały się jedynym ratunkiem przed nienawiścią ludzi.
Dziś, patrząc na matkę i swój los, trzymany w dłoniach tego pajaca, Lea zaczynała wątpić, że postąpiły słusznie, ukrywając się tak blisko poprzedniego miejsca zamieszkania. Powinny faktycznie wyjechać za granicę, a nie jedynie udawać, iż z niej wróciły.
Niespodziewanie Christian pociągnął ją w stronę kanapy. Gwałtownie rzucił ją na nią i nim zdążyła jakkolwiek zareagować, przygwoździł jej dłonie do miękkiego materiału, zbliżając twarz tak blisko, że niemal stykali się nosami.
CZYTASZ
Take A Chance ✓
RomanceŻycie Carli Granch było niemal idealne do momentu, gdy została porwana. Od tamtej pory pomimo otaczającego ją luksusu, nie potrafi być w pełni szczęśliwa. Nie czuję się też bezpiecznie. Za to nabrała wprawy w zakładaniu masek, które pomagają jej jak...