✘30✘

63 11 65
                                    

 Ander opuścił sportowe porsche z widoczną irytacją wymalowaną na opalonej twarzy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ander opuścił sportowe porsche z widoczną irytacją wymalowaną na opalonej twarzy. Choć jego czarna broda i włosy jak zwykle prezentowały się nienagannie, to wory pod oczami świadczyły o tym, iż jego życie przestało przypominać idealną bajkę.

Odkąd powiedział ojcu, że nie chciał poślubić Carli, otrzymał mnóstwo nowych zadań dotyczących sieci rodzinnej restauracji. Został zmuszony nawet do przejrzenia menu, by zastanowić się nad nowością, która miałaby zwalić klientów z nóg. A przecież nie był żadnym pieprzonym kucharzem! W życiu nie ugotował choćby głupiego makaronu! W dodatku zajęty był dalszą organizacją zbliżających się urodzin Carli oraz „idealnych" zaręczyn. Nie mógł zawieść, choć wizja wspólnego życia z Granch przestała napawać go radością. Na przyjęciu miało pojawić się jednak zbyt wiele ważnych osobistości, by dał ciała.

Musiał dać z siebie wszystko, a impreza w willi bliźniaków miała być jego fortecą do pogodzenia się z Carlą. Od pamiętnej rozmowy o założeniu rodziny, nie wymienili ze sobą choćby głupiej wiadomości. Ona jak zwykle miała wszystko gdzieś, a on zwyczajnie stracił ochotę, by skakać wokół niej jak posłuszny piesek.

Za każdym razem to on musiał przepraszać i łagodzić konflikt, nawet jeśli niczemu nie zawinił. Zabawne, że dopiero teraz zaczęło mu to przeszkadzać.

Liczył na pocieszenie dziewczyny po zerwaniu przyjaźni z Leą, tymczasem Christian odwołał wszystko w ostatniej chwili.

Wstukał kod do bramy i szybkim krokiem przemierzył piękną dróżkę, prowadzącą do posesji.

Sara czekała na niego przy drzwiach, trzymając skrzyżowane dłonie na brzuchu. Uśmiechała się wymuszenie, a jej piwne, ogromne oczy wydawały się przygnębione.

– Dzień dobry, panie Rico – przywitała go z szacunkiem, wskazując na otwarte drzwi. – Obawiam się, że panienka Granch nie będzie miała ochoty dziś na wizytę.

Ander prychnął gniewnie pod nosem i przekroczył próg willi. Hol był pusty, a wokół panowała cisza. Było to dosyć dziwne, ponieważ Christian słynął z puszczania głośno muzyki i zwykle wszędzie było go pełno.

– Gdzie Christian? – spytał gosposię.

Nim ta zdążyła odpowiedzieć, Christian zgłosił się głośnym „jestem". Zbiegł ze schodów, wbijając w przyjaciela zmęczone, pozbawione codziennej radości spojrzenie.

– Co tu się wyprawia?! – krzyknął Ander, zmierzając przyjacielowi na spotkanie. – Mieliśmy plan!

– Nie tutaj! – warknął blondyn, zaciskając palce na jego ramieniu. Posłał gosposi wymuszony uśmiech i wyszarpał Andera na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi.

Sara miała potajemne układy z Leą i Christian nie chciał, by dowiedziała się o tym, co planowali. Tym bardziej że stracił ochotę na grzebanie w przeszłości tej dziewczyny i był skory na danie jej świętego spokoju.

Take A Chance  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz