10. Trzydzieści metrów łańcucha

178 14 15
                                    




Przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej i schowałam głowę pomiędzy kolanami, uznając, że w pozycji embrionalnej mam największą szansę na przetrwanie.

– Będziesz rzygać? – usłyszałam beznamiętny głos Joshuy.

Mistrz taktu.

– Nie – odbąknęłam zgodnie z prawdą. Było mi niedobrze, jednak nie aż tak.

– Skoro tak mówisz – mruknął. – Ale w razie czego pamiętaj, żeby rzygać po zawietrznej.

Uniosłam nieco głowę, by posłać mu markotne spojrzenie.

– Nie pod wiatr – wyjaśnił, zrozumiawszy aluzję. – Czyli aktualnie przez prawą burtę. – Popatrzył w tamtą stronę i zastanowił się nad czymś. – Daj znać, zanim tam pójdziesz. Przypnę cię linką asekuracyjną, żebyś nie wypadła.

Pokiwałam niemrawo głową, po czym ponownie opuściłam ją nisko. Miałam nadzieję, że żadna linka nie będzie potrzebna. Starałam się oddychać spokojnie i miarowo, jednak niewiele to dawało. Odczuwałam każde szarpnięcie jachtem jak tępe uderzenie prosto w brzuch, ale byłam zdeterminowana, by wytrzymać. W końcu musiało mi przejść, prawda? Czytałam gdzieś, że choroba morska dokuczała najbardziej pierwszego dnia na morzu i mocno trzymałam się nadziei, że naprawdę tak będzie.

Tkwiłam w mojej skulonej pozycji dosyć długo, powoli oswajając cierpienie. Ocknęłam się, dopiero gdy dotarło do mnie głośne (zbyt głośne):

– Uwaga, będzie zwrot przez sztag!

– Mmm... – wymamrotałam do swoich ud, niespecjalnie zainteresowana uczeniem się kolejnych żeglarskich pojęć.

– Lucy, żyjesz?! – zawołał Josh.

Jęknęłam cicho i z trudem uniosłam głowę, by na niego spojrzeć.

– Ledwo – odparłam chrapliwie.

Przez jego twarz przebiegł wyraz zmartwienia. Zapewne tym, że w takim stanie nie nadawałam się nawet do robienia mu moich popisowych kanapek.

– Trzymaj się mocno, a potem może lepiej przenieś się na lewą burtę – rzucił, po czym popatrzył gdzieś nad bimini i z powrotem na mnie. – Okej?

– Okej – potwierdziłam, ale zmuszenie mojego mózgu do przetworzenia otrzymanych poleceń i zastosowania się do nich zajęło mi chwilę.

Złapałam się z całej siły najbliższego uchwytu, a w tym czasie Josh obrócił kołem sterowym i skręciliśmy w lewo. Zaraz potem zajął się odwiązywaniem liny z kabestanu niedaleko mnie i puścił ją luzem. Obydwa żagle zaczęły groźnie trzepotać, a razem z nimi moje serce, chociaż patrzyłam na to wszystko nieco półświadomie i beznamiętnie, jakbym oglądała film. Najwidoczniej ten był wyjątkowo stresujący, co zauważył też mój żołądek. Ale to zdecydowanie nie był dobry moment, by zacząć wymiotować i robiłam wszystko, co w mojej mocy, by się od tego powstrzymać. Ledwo zarejestrowałam, że podczas tego całego zwrotu przez coś tam wróciliśmy do poziomu. Trwało to jednak tylko chwilę. Niedługo potem, gdy Joshua przeszedł na drugą stronę kokpitu, bom przesunął się nad naszymi głowami, a gdy tylko żagiel nabrał wiatru, przechylił się razem z resztą jachtu na lewo.

Opuściłam nogi na podłogę i zaparłam się stopami o podstawę stolika, by nie zsunąć się z siedziska.

– Chodź tutaj – zarządził Josh, dociągając linę na lewym kabestanie, aż przedni żagiel, którego specjalistycznej nazwy już nie pamiętałam, też przestał łopotać i napiął się, dodatkowo pochylając łódkę.

– Jestem do czegoś potrzebna? – bąknęłam. Nie wyglądał, jakby potrzebował pomocy, a ja nie miałam ochoty się ruszać, chociaż moja nowa pozycja była nieco mniej wygodna niż poprzednia.

GORSZY NIŻ SZTORM (komedia romantyczna 16+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz