11. Kotwiczenie

147 14 0
                                    




W zatoce, do której wpłynęliśmy niebawem, było już kilka żaglówek – jedne bliżej, inne dalej od paska piasku łączącego dużą wyspę z maleńką. Od tej strony żadna z nich nie była ani trochę bardziej zielona, ale mimo to nagle nabrały uroku w moich oczach. Może to przez kolor wody, który miał ładny niebieski odcień, wpadający w turkusowy. Albo przez tę niecodziennie umiejscowioną plażę. A może po prostu mój mózg wszystko interpretował jako piękniejsze niż w rzeczywistości, teraz kiedy stały ląd był na wyciągnięcie ręki. Nie mogłam się doczekać, by postawić bose stopy na miękkim piasku.

– Cztery metry – odezwał się Josh, spoglądając na ekran przed sobą. Następnie rozejrzał się dookoła, chyba oceniając odległość od skał i innych jachtów. – Spróbujemy tutaj.

– Zróbmy to! – Poderwałam się z ławeczki z entuzjazmem.

Josh pokręcił głową z uśmiechem.

– Wydaj jakieś sześć metrów łańcucha i daj mi znać, jak to będzie zrobione – powiedział. – A potem... trochę ponad piętnaście. Okej?

– Okej! – Pobiegłam na dziób z ekstatyczną myślą, że już tylko minuty dzielą mnie od możliwości opuszczenia pokładu.

Okazało się jednak, że pomimo moich najlepszych starań i anielskiej cierpliwości do wrzasków oraz przekleństw Josha (bo nie do końca widział, co pokazuję, a kotwica „nie chwytała"), po trzech próbach nadal nie udało nam się zakotwiczyć. A próbowaliśmy w kilku różnych miejscach. Chłopak upierał się, że ciągniemy kotwicę za sobą, natomiast ja tylko wzruszałam ramionami, dając wiarę jego słowom. Zgodnie ze swoją wcześniejszą zapowiedzią, po tym trzecim nieudanym razie, wyglądał na mocno sfrustrowanego, nawet z odległości jakichś dziesięciu metrów, które nas dzieliły. W sumie cieszyłam się, że nie muszę być obok niego, zwłaszcza gdy podawał w wątpliwość moją umiejętność oceniania, kiedy kotwica opadła na dno razem z paroma zapasowymi metrami łańcucha. Naprawdę robiłam to dobrze, a przejrzysta woda ułatwiała mi zadanie.

– Dobra, chodź tu! – zawołał w końcu.

Ech.

– Wciągnąć kotwicę?!

– Nie! – krzyknął wściekle, jakbym uraziła go swoim pytaniem.

Mrucząc wyrazy niezadowolenia pod nosem, przeniosłam się na rufę.

– Mówiłeś, że nie chwyciła – przypomniałam mu jego słowa, nadal nie do końca wiedząc, co dokładnie oznaczały.

– Bo nie chwyciła. – Potarł twarz dłonią z frustracją.

Nie umiałam powstrzymać komentarza, który nawinął mi się na język:

– Sam poradziłbyś sobie lepiej?

– Nie wkurwiaj mnie – warknął.

Auć. Czyżby to był zły moment na docinki?

– Idę sprawdzić, co się z nią dzieje – oznajmił.

– Z kim?

– Z kotwicą – burknął wściekle.

– Nie wierzysz, że opuściłam ją dobrze?

– Wierzę – powiedział tak, jakby wcale nie wierzył. Zamiast jednak iść na dziób i po mnie sprawdzić, zszedł pod pokład.

Minutę później wynurzył się stamtąd... w samych bokserkach. Znaczy się, ciasno przylegających do umięśnionych ud kąpielówkach – czarno-zielonych w geometryczne wzory. Nieco zmartwił mnie fakt, że jestem w stanie dokładnie określić ich krój i kolor, bo to oznaczało, że zbyt długo zawiesiłam na nich wzrok. Potem moje oczy powędrowały wyżej. I aż przełknęłam ślinę, widząc wyrzeźbiony brzuch i szeroką klatkę piersiową chłopaka, na moment zapominając o tym, że to tylko Josh. Opanowałam się, zanim zauważył, że gapię się na niego jak jakaś napalona nastolatka. Przemknęło mi przez głowę, że zapewne ten wyraz twarzy jest mu dobrze znany. W końcu brał udział w jakichś zawodach pływackich i musiał mieć trochę wiernych fanek. Takich, które znały go tylko z wyglądu, a nie charakteru i śliniły się na jego widok. Ja zdecydowanie nie byłam jedną z nich. I nie śliniłam się ani trochę. I może tylko trochę okłamywałam samą siebie, stwierdzając w duchu, że Joshua w ogóle mi się nie podoba.

GORSZY NIŻ SZTORM (komedia romantyczna 16+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz