14. Ten moment

153 13 5
                                    

– To może... – zaczęłam niepewnie w drodze powrotnej na jacht – powiesz mi, o co chodzi z tą kotwicą?

Miałam trochę dosyć panującej między nami niewygodnej ciszy, a brzmiało to, jak wystarczająco neutralny temat – zwłaszcza teraz, kiedy nie byliśmy w trakcie manewru i Josh nie był w swoim najgorszym kapitańskim nastroju.

Wzruszył ramionami.

– To dosyć proste – odparł i zawiesił głos. – Wybacz, że trochę się na ciebie wkurzałem wcześniej, zamiast ci to po prostu wyjaśnić. Masz prawo wiedzieć. Też chciałbym wiedzieć, gdyby to nie było dla mnie od początku oczywiste.

– Czyli ty zawsze rozumiałeś wszystkie żeglarskie kwestie i nigdy niczego nie spieprzyłeś na jachcie? – zaryzykowałam pytanie.

Roześmiał się głośno.

– Nie no, tego bym nie powiedział. Zdarzały się naprawdę durne wpadki.

– Na przykład? – ożywiłam się.

– Na przykład... W trakcie szkolenia razem z kumplem postawiliśmy foka odwrotnie niż zarządził instruktor. A on poczekał, aż sami się zorientujemy, że coś jest nie tak i wtedy srogo nas opierdolił.

Zaśmiałam się cicho.

– Opowiedz o czymś jeszcze – poprosiłam.

– Zbierasz obciążające mnie materiały? – Spojrzał z rozbawieniem.

– Być może. – Wyszczerzyłam zęby.

– Hm. – Zastanowił się. – Kiedyś płynęliśmy gdzieś w dwa jachty i trafiliśmy na miejsce, gdzie było dużo podwodnych skał. Oczywiście o tym wiedzieliśmy, ale ja płynąłem jako drugi i zamiast na bieżąco monitorować głębokość, wesoło podążałem trasą wyznaczoną przez Martina, który prowadził łódkę przede mną. Nie wiem czemu, ale byłem na sto procent pewien, że on ma większe zanurzenie i... – urwał i skrzywił się lekko.

– Wpadłeś na skałę? – Otworzyłam szeroko oczy z przejęciem.

– Nie no – zaśmiał się. – Zaryłem o nią kilem. Bardzo delikatnie, ale wyczuwalnie. Do tej pory pamiętam, jak bardzo byłem wtedy na siebie wściekły. Na szczęście obyło się bez konieczności napraw. A mnie nauczyło to większej ostrożności.

– Ach. A... co to jest kil? – rzuciłam nieśmiało, nauczona doświadczeniem, że takie pytania frustrują Josha.

Patrzył na mnie przez chwilę, ale nawet nie westchnął.

– To trochę taka... duża pionowa płetwa pod dnem jachtu, która robi za balast i zwiększa stateczność i w sumie sterowność też.

– Stateczność? – Zmarszczyłam brwi.

Tym razem westchnął z lekkim zniecierpliwieniem i przesunął dłonią po włosach.

– Nie lubisz tego tłumaczyć? – zgadłam.

– Nie o to chodzi. Po prostu nie za bardzo umiem to robić. Dlatego wolę pływać z ludźmi, którzy przynajmniej mniej więcej kumają, o co chodzi w żeglowaniu. – Uśmiechnął się przepraszająco. – Albo takimi, którzy nie zadają pytań – dodał.

– Trudno nie zadawać pytań, kiedy kapitan używa pojęć, które nic nie mówią szczurowi lądowemu – stwierdziłam.

– Prawda – przyznał. – Dlatego zazwyczaj pływam sam albo mam na pokładzie kogoś, kto rozumie moje polecenia i może je przetłumaczyć reszcie załogi.

– Nie prościej byłoby mówić normalnie?

– Normalnie, czyli jak?

– No... na przykład: „Owiń tę grubą biało-czerwoną linę na szpulę, naciśnij zielony przycisk i... ciągnij za linę"! – zaintonowałam kapitański rozkaz obniżonym głosem, starając się przynajmniej trochę brzmieć jak Josh.

GORSZY NIŻ SZTORM (komedia romantyczna 16+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz