27. Obsesja

159 13 18
                                    


Okej, no więc Joshua Marshall mi się podobał. Możliwe, że bardziej niż trochę. Dużo bardziej. Ale co z tego? To atrakcyjny facet, a ja nie byłam odporna na jego wdzięki. Zdarza się. Było wielu przystojnych mężczyzn na tym świecie. Dlaczego miałabym udawać, że Josh nie jest jednym z nich?

Może dlatego, że jeszcze przedwczoraj byłam przekonana, że go nienawidzę? Może dlatego, że był młodszym bratem mojej przyjaciółki i nawet gdybym nigdy nie żywiła do niego żadnych negatywnych uczuć, i tak nie wypadało myśleć o nim w ten sposób? Może dlatego, że ewidentnie nie był typem człowieka, któremu zależy na znalezieniu miłości na całe życie? Albo dlatego, że ja nie chciałam się wiązać z kimś, kto nie przeprowadzi się dla mnie do Chicago?

No dobra, może te dwie ostatnie kwestie nie miały aż takiego znaczenia, w końcu nie ma nic złego w przelotnym romansie, o ile obydwie strony są świadome tego, że na tym polega ich relacja. Jednak znowu: to coś, na co mogłabym sobie pozwolić z przypadkowym nieznajomym, a nie z bratem jednej z najbliższych mi osób.

Zresztą, po co w ogóle się nad tym zastanawiałam? Przecież to nie tak, że Joshua czegokolwiek ode mnie chciał. Owszem, nieustannie rzucał głupimi, sugestywnymi żarcikami, ale to dlatego, że bawiła go moja irytacja. I owszem, cmoknął mnie w usta (bo nawet nie do końca można to nazwać pocałunkiem), ale tylko dlatego, że śnił wtedy o kimś innym i nie ogarnął, że sen się skończył. Jego reakcja mówiła sama za siebie: nie byłam osobą, którą chciał całować.

Dobrze się składało, bo ja nie chciałam całować jego.

To znaczy, nie zamierzałam się okłamywać i wmawiać sobie, że z czysto, hm, „zwierzęcego" punktu widzenia, mnie nie pociąga. Gdyby nie to, że był Joshuą Marshallem i gdybym widziała, że ja też nie jestem mu obojętna, chętnie poddałabym się swoim instynktom, rzuciła na niego, ściągnęła z niego ciuchy i...

Jęknęłam cicho i zasłoniłam twarz dłońmi, lecz to nie powstrzymało mojej wyobraźni przed produkowaniem coraz śmielszych obrazów tego, co mogłoby się stać między mną a pozbawionym ubrań facetem, który wyglądał dokładnie jak Joshua Marshall.

Westchnęłam, położyłam ręce na dole brzucha, gdzie odczuwałam nieznośne pulsowanie, i zagapiłam się na krople deszczu uderzające miękko w okno sufitowe, które kilka minut wcześniej odsłoniłam. Padało słabiej niż wczoraj, ale nadal padało i nie miałam wielkich nadziei na to, że uda nam się wypłynąć dzisiaj na Mykonos. Nie było dla mnie żadnego ratunku. Musiałam przetrwać kolejny dzień z Joshem.

Leżałam tak i bezcelowo patrzyłam na zachmurzone niebo, aż rozległo się pukanie do drzwi.

– Wstajesz na śniadanie? – usłyszałam zbyt przyjemny dla uszu głos.

Sięgnęłam po telefon, z którego dowiedziałam się, że zasięgu nadal nie ma, za to dobiega dziesiąta rano. Josh dał mi pospać kolejne cztery godziny, podczas których on czuwał i, jak się okazało, przygotowywał jedzenie, do tego na tyle cicho, że dochodzące z kuchni odgłosy obudziły mnie dopiero niedawno.

– Myślałem o naleśnikach, ale okazało się, że nie mam już mąki, więc... mam nadzieję, że lubisz tosty francuskie – powiedział, gdy pojawiłam się w mesie w wygodnych legginsach i luźnym szarym podkoszulku, na który zarzuciłam niebieską rozpinaną bluzę. Joshua miał na sobie te same szare dresowe spodnie, co wczoraj i niemal idealnie dopasowaną kolorem do mojej bluzy koszulkę. Nie uszło mojej uwadze, że zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się tak, jakby chciał powiedzieć, że dobraliśmy się kolorystycznie.

– Zrobiłeś nam śniadanie? – ucieszyłam się. – I umiesz robić naleśniki? Serio?

– Tylko francuskie. – Puścił beztrosko oko.

GORSZY NIŻ SZTORM (komedia romantyczna 16+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz