Rozdział 20

247 21 17
                                    

Od razu zerwałam się na nogi w pełnym przygotowaniu do.... w sumie nie wiem czego, nie wiem czy mam uciekać, walczyć albo może stać i dać się zabić lub ewentualnie złapać. Było mało czasu do myślenia. Rozwinęłam skrzydła tak jakby to miało mi pomóc kiedy będzie zjadało mnie jakiś niedźwiedź lub inne wielkie, dzikie zwierzę.

Spojrzałam na Lavender której wszystkie włosy stanęły dęba a ona warczała w stronę miejsca gdzie usłyszałyśmy złamany patyk.

I wtedy zdałam sobie sprawę z tego że to może nie być zwierzę a jakiś posłaniec króla mroku. Posłaniec który przyjechał po mnie. Ale przecież to nie możliwe, po co miałby, na pewno nie. A może?

Zamknij się podświadomość.

Moje myśli zaczęły mnie porządnie denerwować gdy patrzałam w kierunku ścieżki którą tu przyszłam.

Kurwa mać ja nie chcę jeszcze umierać.

Ja też nie.

Głos wilczycy w mojej głowie wcale mnie nie uspokoił wręcz zrobił odwrotność bo ja naprawdę nie mogę umrzeć a powód jest prosty.

Nie pobiłam jeszcze Gabriela.

Do czego to doszło? Moję życie zaraz ma się skończyć a ja myślę o biciu mojego wkurwiającego przyjaciela. Ale czemu tu się dziwić on naprawdę jest bardzo wkurzający i nie znam osoby która podświadomie lub świadomie nie chciała tego zrobić. No może oprócz Amelii która poprostu nienawidziła bicia się i przemocy ,no cóż miała próblem bo ja to uwielbiałam.

Usłyszałam szelest liści i spojrzałam na Lavender możliwe że ostatni raz w życiu, a później wbiłam wzrok w miejsce wejściowe na polankę.

Po chwili niepewności zobaczyłam czarną postać która przechodziła pomiędzy drzewami. Nie byłam już taka przerażona a bardziej zdziwioną bo osoba przez którą prawie dostałam zawału wyglądała zadziwiająco podobnie jak...... Nate.

Wzrok chłopaka od razu spoczął na mnie i jego zdziwiona miną była prawdopodobnie porównywalna do mojej.

- Kurwa mać, myślałam że jesteś jakimś pieprzonym dzikim zwierzęciem które chcę mnie wpierdolić na śniadanie - gdy to powiedziałam zdałam sobie sprawę z jednego szczegółu. Moje walone skrzydła. Od razu schowałam te dwa żółte przekleństwa i mój wzrok wrócił do chłopaka - ja wale miałam zawał. Lavender to mój przyjaciel nie zje ciebie ani mnie. Chyba.

Chyba, to słowo klucz.

Usłyszałam jej odpowiedź ale mimo niej wilczyca przestała warczeć.

- Ej mam pytanie - zaczął chłopak - Po pierwsze od kiedy masz skrzydła? Po drugie, co tu robisz i po trzecie czemu ja kurwa rozumiem tego wilka.

- Po pierwsze od nie dawna, po drugie odpoczywam a nagle ty się tu pojawiasz i po trzecie nie mam bladego pojęcia. A NIE CZEKAJ może to twój przeznaczony zwierzak i to nie pierdolony wilk tylko wilczyca, a jak jest twoja to nadaj jej oficjalne imię Lavender bo inaczej będę cię ścigać w koszmarach.

- Myślałem że nikt inny nie wie o tym miejscu, nikogo tu nigdy nie widziałem.

- Mam dokładnie tak samo - powiedziałam z uśmiechem - przychodzę tu zawsze gdy nie umiem opanować emocji.

Po co ja mu to kurwa powiedziałam?

- To co cię tak wkurzyło kruczku?

Cholera czemu tak bardzo podoba mi się to przezwisko?

Ja z nudy znowu opadłam i oparłam się o drzewo głośno wzdychając i przymykając oczy, gdy poczułam powietrze które oznajmiło że ktoś usiadł obok mnie założyłam że był to Nate a po drugiej stronie Lav która już od przyjścia tu czekała na tą historię i moje skarżenie się oczywiście na czterech największych debili na świecie.

- Naprawdę chcesz tego słychać? - zapytałam chłopaka, bo że Lavender chciała nie było wątpliwości. Kiedy on kiwnął głową a na moją twarz automatycznie wpłynął delikatny uśmiech zaczęłam opowiadanie przy którym odkryliśmy także że wilczyca faktycznie jest zwierzęciem Nate'a co było naprawdę fajne.

Okazało się nawet że nie tylko ja się skarżyłam bo Nathaniel również pomarudził na parę rzeczy.

A kiedy zachodziło słońcę wyszliśmy z kiecistej polany do lasu, którym przeszliśmy na górkę która była na daleko żeby mieć lepszy widok na niebo które powoli z niebieskiego stawało się żółtę, pomarańczowe, różowe a nawet w pewnym momencie było fioletowe oczywiście w moim ulubionym odcieniu.

Ty nie jesteś taka jak wszyscy.

Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy że nie będzie wcale tak kolorowo a przed naszym światem ukrywa się ogrom tajemnic, przed którymi nie chronią nas tylko władzę bo również najbliżsi i ci po których nigdy byśmy się tego nie spodziewali.

*****

Rano poczułam konsekwencje wchodzenia to pokoju na drugim piętrze przez okno. Nawet skrzydła nie pomogły z moją głupotą.

A więc zaczęło się tak :

Podeszłam pod jak mi się wydawało moje i z rozłożonymi skrzydłami unisłam się nad ziemią i bez błędnie przeleciałam przez otwarte okno nie robiąc prawie żadnego dźwięku i spokojnie położyłam się spać, i zasnęłam od razu.

A tak naprawdę to chciałabym żeby to tak wyglądało bo poprzednie pare zdań to kompletna chamska ściema.

Naprawdę było tak :

Podeszłam niepewnie pod moje okno otwarłam skrzydła przy czym walłam nimi w ulubione róże mojej mamy które się złamały. Kiedy chciałam podlecieć do góry walłam tym głupim narzędziem do latania w rynnę która rozpieprzyła się na kilkanaście części, składałam ją do kupy ponad pół godziny. Dalej kiedy już byłam w powietrzu zapomniałam o fizyce i wleciałam w zamkniętę okno robiąc taki głośny dźwięk że prawdopodobnie moi sąsiedzi pomyśleli że dzik przebił nam się przez ścianę. Mało tego, odbiłam się od szyby i znowu wpieprzyłam się w te pierdolone róże. Kiedy już spowrotem w miarę się ogarnęłam delikatniej podleciałam i stanęłam na parapecie próbując otworzyć okno, które jak pamiętałam zostawiłam uchylone. Cóż to wcale nie był mój pokój, był mojego brata a ja chyba do końca życia będę miała traumę przez zobaczenie Aarona który przytulał się do poduszki z nadrukiem jakiejś dziewczyny z anime. Bardzo mocno się do niej przytulał.

Obrzydzona straciłam równowagę i po raz trzeci wpadłam w te jebane kwiatki z kolcami. Zrezygnowana znalazłam okno do mojego pokoju i ostrożnie poleciałam do parapetu na którym tym razem wylądowałam nie ryzykując życia. Wlazłam przez okno które zaskrzypiało tak mocno jak kości tej starej jędzy z matmy. Zamknęłam okno i nikt nie uwierzy co się stało, poślizgnęłam się na gównie Astry która wściekła że nie wróciłam do późna postanowiła się zemścić srając obok mojego dywanu.

Poszłam to umyć i wypierdoliłam się o kostkę mydła w prysznicu, czując jak mój kręgosłup pęka. Po umyciu się było już tylko z górki. Gdybym drugi raz nie nadepnęła tego walonego gówna byłoby z górki. Drugi raz wyszłam z prysznica i spojrzałam na Astrę która spała w najlepsze nie interesując się tym że prawie mnie zabiła. Jeszcze szybko posprzątałam tą brązową maź i w końcu położyłam się do łóżka, ale jako że moje życie jest bardzo bezpieczne musiałam walnąć się o zagłówek który prawdopodobnie zagwarantował moje wstrząśnienie mózgu przez które nie spałam kolejną godzinę.

Ale gdy już zasnęłam to z uśmiechem na twarzy. Bo mimo wszystko był to dobry dzień, dobry ale w większości przez niego.

☆☆☆☆☆

1133 słowa

Mam nadzieję że się podobało i przepraszam za długie nie wstawianie rozdziałów, mam nadzieję że nie jesteście źli XD

ZOSTAW ☆ I KOMENTARZ.

Do następnegoooo

Dragon Magic AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz