rozdział 9

307 8 0
                                    

  Poniedziałki bywają trudne. Szczególnie jak rano jest ciemno i trzeba wstać z ciepłego łóżka. Nie mogłam zebrać się w sobie i wstać. W nocy nie mogłam spać myśląc o tym co zobaczyłam wczoraj rano. To mnie jakoś zabolało.
Wyłączyłam budzik i poszłam do toalety wzięłam zimny prysznic i umyłam zęby. Moje włosy wyglądały dziś słabo więc wyciągnęłam z szafki prostownice i zaczęłam nią katować swoje i tak zniszczone włosy. Ciągle dziwiłam się że mi jeszcze nie wypadły. Kiedy skończyłam je prostować ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż.

Zeszłam do kuchni gdzie zrobiłam sobie herbatę i nasypałam sobie płatek zalewając je później mlekiem. Do śniadania dolaczyla później Emily z którą nie miałam okazji wczoraj pogadać bo rano gdy wstałam poszłam do  kawiarni się uczyć a później jej z kolei nie było.

- O hej Lily - powiedziała zaspanym głosem blondynka - chyba będę chora, strasznie mnie boli gardło..

Wyciągnęła z lodówki jogurt który zaczęła jeść siadając na blacie.

- Nie masz żadnych leków? Może zajedzmy przed szkołą do apteki? - Emily przystanęła.

- To prawda że pieprzysz się z Nicolasem?  - Co. Zatkało mnie na te pytanie. Co to w ogóle za pomysł. Po pierwsze znałam go miesiąc a po drugie z nim? Serio? Już prędzej bym to zrobiła z facetem od biologii. Żart. To nie było śmieszne.

- Nie. Skąd w ogóle takie pytanie?! - spytałam histerycznie.

- A to czemu wczoraj razem spaliście? - dopytywała się.

- Oglądaliśmy razem serial i jakoś tak wyszło, że zasnęliśmy w trakcie. Nic więcej..

- okej. Trochę dziwne ale okej. Tylko tak się spytam.. Ma duży biceps? Podobno trenuje boks po szkole - ta dziewczyna była jebnięta. Co to za pytania. Albo wczoraj jeszcze piła albo kurwa jest zjarana.

-  Nie wiem, bo nie widziałam - skłamałam, wiedziałam że był wysportowany. Chociaż bardziej od tego w pamięci został mi widok blizn ta żebrach i brzuchu. 

- Okej.. idę wysuszyć włosy i możemy jechać. I jak mówiłaś możemy zajechać po coś od gardła bo jak mówię to strasznie mnie boli.

Mogłam nie proponować. Przynajmniej by nie gadała.

Reszta tygodnia minęła dość szybko. Emily się rozchorowała i przeleżała cale pięć dni w łóżku. Ojciec z flądrą wrócili z tego powodu szybciej. I musiałam jakoś przeżyć ich towarzystwo. Piątkowego wieczoru gdy siedziałam w pokoju ucząc się na biologię i oglądając jednocześnie pamiętniki wampirów ojciec zapukał do drzwi mojej nory. Był chyba ostatnia osobą jakiej się tu spodziewałam o tej porze. Przymknelam oczy odwracając się na chwilę. Wzięłam wdech i się uśmiechnełam.

- Cześć Lily, znowu się uczysz? - nie kurwa. Obrazki oglądam, rysunki układu pokarmowego są bardzo interesujące.

- Tak, a co tam?

- Chciałem się zapytać co u ciebie, może chcesz gdzieś pojechać? W sensie razem. Jak ojciec z córką. Chociażby na obiad. Tak jak kiedyś -  Chciało mi się płakać - czuję że ciągle traktujesz mnie na dystans, a mi jest z tym źle. Myślałem że wynagrodze ci to chociażby pieniędzmi. Nie wiem może ciągle czujesz żal że zostawiłem Katherine dla Caroline. Ale..

- Tato - przerwałam mu nie widząc jak ubrać w słowa to co chce mu przekazać - kiedy odeszles czułam jakbym straciła oboje rodziców. Mama nie mogła dojść do siebie, ciągle pracowała.. czułam się wszystkiemu winna. Pieniądze, które mi wysyłałeś trzymałam licząc ze wydam je kiedyś na studia, nigdy nie wydałam ani grosza z sumy która uzbierałam przez te sześć lat. Nie potrzebuję pieprzonych pieniędzy. Żadne błyskotki czy inne drogie gówno nie wynagrodzi mi utraty ojca. Nie ożywi mamy. Nie cofnie czasu... - pociągnęłam nosem zaczynając mrugać chcąc pozbyć się łez. - Gdy mama zachorowała chciałam wydać je na leczenie. Pieniędzy ciągle brakowało...

We Met At The Cmentary [W Trakcie Poprawek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz