rozdział 11

291 7 1
                                    

Starałam się unikać ojca jak ognia. Nie było to trudne, bo praktycznie cały dzień spędziłam poza domem. Byłam na obiedzie z Emily bo chciała pogadać, jak się spodziewałam o kłótni z ojcem. Opowiedziałam jej o wszystkim bez zbędnych szczegółów. Poźniej byłyśmy a kinie na jakimś horrorze, który nie był nawet straszny, a ja bałam się horrorów jak śmierci.

Wieczorem po powrocie do domu napisałam do Nicolasa z pytaniem czy robi coś ważnego. Odpisał, że nie, więc napisałam, że zaraz przyjadę oddać jego rzeczy. Coś tam odpisał, ale już nie odczytywałam, bo miałam tylko trzy procent baterii w telefonie. pojechałam do niego uberem by oddać jego ubrania.

Chyba się tego nie spodziewał, bo gdy zapukałam do jego pokoju, był lekko wystraszony moją obecnością.

- Ja tylko na chwilę, przyniosłam ci twoje ubrania - nabrał powietrza i kiwną głową

- Pisałem ci, że masz nie przyjeżdżać, bo moi rodzice są w domu.

- przepraszam, nie odczytałam bo miałam mało procent. Będę już iść..

- Odprowadze cie.

Wyszliśmy z pokoju, a chłopak zamknął za sobą drzwi. Ruszyliśmy w stronę schodów i lekko się wystraszyłam, gdy usłyszałam ciche chrząknięcie za sobą. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się ubrany w czarny garnitur mężczyzna w średnim wieku. Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech. Nawet nie wiem czemu. Prawdopodobnie ze strachu.

- Dzień dobry proszę pana - powiedziałam to najbardziej formalnie jak potrafiłam. Nie byłam jednak mistrzem takich powitań i wyszło mi to chyba średnio.

- Dzień dobry. Nazywam się Theodor Davis i jestem ojcem Nicolasa.

Spojrzałam na chłopaka, który wyglądał na spiętego.

- Liliana powinna już iść, prawda? - spojrzał na mnie na co skinęłam głową.

-Em.. tak powinnam już iść - nacisnęłam na klamkę, a mężczyzna spojrzał na mnie zaintrygowany.

- Może jednak zostaniesz na kolację, chciałbym poznać bliżej przyjaciół mojego syna. To by było bardzo nie grzeczne, gdybyś odmówiła.

Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, zgodzić się czy nie? Mam, czy może zostać. W co ja się wplontałam. Spojrzałam na Nicolasa, który czekał na moją odpowiedź. Chryste. Kiwnęłam lekko głową, a mężczyzna się uśmiechnął.

- W takim razie idę powiedzieć kucharce by nakryła dodatkowo o trzy więcej talerze.

- O trzy?

Typ albo nie umiał liczyć albo w tym domu jedli wszystko na oddzielnych talerzach.

- Mój starszy syn przyjedzie wraz z narzeczoną - powiedział i odszedł, a my zostaliśmy sami przy drzwiach.

- Przepraszam - szepnęłam cicho, a on kiwną głową - wystraszyłam się.

- Po prostu bądź dla niego uprzejma i nie kłóć się z nim.

- Przecież wiesz, że uprzejmość to moje trzecie imię - uśmiechnęłam się słodko na co uniósł brwi do góry.

- A bycie suką to drugie? - spytał na co się lekko zirytiwalam.

- Nie, na drugie mam Gabriella. Za to ty masz na pierwsze chuj.

- Chodź już do stołu- Pchnął mnie lekko w głąb domu, a ja zaczęłam się rozglądać. Muzeum.

Jadalnia była nowoczesna urządzona na czarno biało. Usiedlismy przy stole gdzie siedział już ciemnowłosy brunet, a obok niego ładna rudowłosa dziewczyna w sukience o kolorze butelkowej zieleni. Chłopak miał na sobie garnitur przez co poczułam się lekko nie komfortowo, bo sama byłam w brązowo białym swetrze w paski, a włosy miałam związane czarną wstążką w wysokiego kucyka. Wszyscy byli ubrani bardzo elegancko tylko ja dostawałam wyglądem. Nicolas poszedł na chwilę do swojego pokoju, a ja zostałam sama z parą.

We Met At The Cmentary [W Trakcie Poprawek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz