Rozdział 21

322 9 2
                                    

  Gdy byłam mała marzyłam by być duża, teraz gdy jestem duża marzę o tym by być mała. Taka była moja myśl kiedy siedziałam na dachu jakiegoś wysokiego budynku wtulona w rozgrzane ciało Nicolasa. Nowy Jork w nocy był piękny, miliony budynków z których dochodziło światło, mnóstwo samochodów jadących nie wiadomo gdzie. Ludzie zmierzający e nieznanym mi kierunku. W takich momentach dochodziło do mnie jak bardzo nieznaczące było wszystko co nas otaczało.

- Dziesięć minut - powiedział na co zadrżałam. Za jebane dziesięć minut będę pełnoletnia. To nie była prawda. Nie. Nie. Nie

Siedzialam między nogami chłopaka przykryta kocem bo ta noc należała do jednych z tych zimniejszych. Byłam oparta o jego tors a swoje dłonie zaciskałam na jego. Czułam jak pojedyncze łzy spływają po moich policzkach kiedy uświadomiłam sobie że za te dziesięć minut nie będę dzieckiem.

I nie czułam się z tym dobrze. Bo kiedy to minęło? Przecież... Doskonale pamiętałam jak mama kładła mnie do snu a tata zabierał na pole by puszczać latawiec. A teraz? Mamy nie było a tata... Tata stał się ojcem, który niejednokrotnie mnie zranił. I to mnie dobijało jeszcze bardziej. Mimo, że ojciec był przy mnie czułam się jakbym nie miała obojgu rodziców.

- Lily.. - powiedział zmartwiony opierając swój podbródek o moją głowę. Zacisnęłam wargę wyciągając łączkę fajek z kieszeni. Skierowałam ją w stronę chłopaka wyciągając też papierosa dla siebie. Wziął jedną wsadzając ją sobie między wargi. Podał mi czarną zapalniczkę która odpaliłam używkę niemal od razu się zaciągając.

- Boje się.. nie chce być pełnoletnia.. - każda kolejna łza spływająca po moim policzku była bardziej gorąca od poprzedniej. Odwróciłam twarz w stronę chłopaka zaciskając szczęki tak mocno że aż mnie zabolało. Pokreciłam głową na co się do mnie lekko uśmiechnął.

- Meu pequeno Lily - powiedział cicho bardziej szepcząc mi do ucha. Otarł kciukiem łzę która wypłynęła z mojego oka - trzy minuty.

Czasem nie wierzyłam w to jak się do siebie zbliżyliśmy. Jak ważny się dla mnie stał. Bo to on ścierał moje łzy. To on się przede mną otworzył i to on słuchał mojego płaczu nie próbując mnie na siłę pocieszać.

Z każdą sekundą coraz bardziej się stresowałam. Przez chwilę miałam obraz siebie przed oczami jak wychylam się i spadam z dachu budynku. To by było najgorszym gównem jakie bym mogła zrobić. Osiemnastka to nie koniec świata nie?

- A ty nie bałeś się swojej osiemnastki? - spytałam próbując jakoś się rozluźnić.

- Czekałem na nią bardziej niz na wszystko inne. Miałem się wyprowadzić już następnego dnia po ukończeniu osiemnastu lat..

Czyli tylko ja. Wszyscy których się o to pytałam mówili że nie mogą się doczekać albo nie mogli.

- Czemu finalnie się nie wyprowadziłeś?

- Ze względu na Charlotte. Gdy Jacob się wyprowadził ja zostałem praktycznie sam. Lottie była jeszcze mała więc nie miałem w nikim żadnego wsparcia - mówił to z takim spokojem. Wiedziałam że to dla niego ciężkie i podziwiałam go za to. Mieszkać pod jednym dachem z osobą która cię tak skrzywdziła ze względu na inną osobę.

- A jak będziesz miał iść na studia? Co wtedy?

- Wtedy się wyprowadzę, nie mam innej opcji Liliono.. - powiedział i spojrzał na godzinę. Zrobił to tak szybko że nawet nie zdążyłam spojrzeć w ekran. Westchnął i wstał podając mi dłoń.

Zaciskałam palce mocno na jego ręce kiedy obrócił się w moją stronę i szepnął.

- Wszystkiego najlepszego gwiazdeczko - czy ja płakałam? Tak. Nie mogłam w to uwierzyć.

We Met At The Cmentary [W Trakcie Poprawek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz