rozdział 18

312 8 1
                                    

  Obudził mnie chłód, otworzyłam oczy czując zimno w całym pokoju. Rozejrzałam się orientując się że Nicolasa nie ma. Po otwartym oknie balkonowym doszłam do wniosku że poszedł zapalić więc korzystając z chwili poszłam pod prysznic. Nie myłam się od trzech dni a dzisiaj czułam się dobrze. Nawet nie wiedziałam jakie to było mi potrzebne. Umyłam włosy i ciało a następnie zęby. Wrzuciłam piżamę do kosza na pranie i wytarłam się ręcznikiem którym następnie się owinęłam lekko zła na siebie że nie wziełam żadnych ubrań ze sobą. Wyszłam z łazienki ciesząc się że Davis był ciągle na balkonie. Wyciągnęłam bieliznę z szafki a następnie Szarą bluzę i leginsy. Dzisiaj wyglądałam lepiej i tak też się czułam. Wyszłam z łazienki i podeszłam do łóżka by je za ścielić.

- Dzień dobry Liliano - powiedział Nicolas ubrany w ubrania które miał na sobie gdy przyszedł w nocy.

- Cześć - odpwiedziałam krótko wygładzając koc na łóżku. Spojrzałam na roślinki i skrzywilam się na myśl kiedy ostatni raz je podlewałam. Wodę która miałam w szklance szybko wypiłam i poszłam do łazienki by nalać ja spowrotem aby finalnie wlać ją do kwiatka - Idziesz ze mną na śniadanie?

Nicolas uniusł brwi na moje pytanie i przytaknął. Usiadł na łóżku przygldając się mojemu krzątaniu się po pokoju.

- Chodź. Zrobię nam coś - powiedziałam otwierając drzwi. Byłam przekonana że nie potrafi gotować bo w domu miał od tego kucharkę. Weszliśmy do kuchni gdzie nie zastałam nikogo co mnie uciszyło bo uniknęłam zbędnych pytań. Po chwili namysłu stwierdziłam że zrobię to co umiem najlepiej. Pancake.

- Pomoc ci? - spytał Davis patrząc jak wyciągam z lodówki jajka i mleko. Pokreciłam głową i wyjęłam mąke - na pewno? Wczoraj jeszcze byłaś chora.

- Nie mam pięciu lat. Siadaj na dupę i siedź. I poradzę sobie. Gotowanie to nie wspinaczka po górach - spojrzał na mnie śmiejąc się pod nosem. Ale się posłuchał i usiadł. Wyłączyłam Lane Del Rey i lekko podrygując zaczęłam smażyć placki.

- A co tu tak ładnie pachnie? - odwróciłam się w stronę ojca który spojrzał na mnie z uśmiechem poprawiając koszulę. Po chwili jego uśmiech stał się trochę mniej entuzjastyczny.

- Dzień dobry panie Evans - powiedział Nicolas z ironicznym uśmiechem.

- Dzień dobry.. - odpowiedział ojciec patrząc na mnie to na bruneta siedzącego przy stole.

- Też chcesz? - spytałam patrząc na ojca który pił kawę siedząc obok chłopaka.

- Nie nie, zjedzcie sobie - odpowiedział na co kiwnęłam głową i wyciągnęłam dwa talerzę. Położyłam talerz ze śniadaniem chłopakowi przed nosem na co się uśmiechnął. Podałam mu widelec i posłałam swoją porcję syropem klonowym który tak strasznie kochałam.

Atmosfera była delikatnie mówiąc dziwna. Ojciec spoglądał raz na mnie raz na Nicolasa który jadł bardzo normalnie jeśli tak można to nazwać.

Ojciec odchrząknał i schylił się do bruneta który przełknął właśnie kawałek mojego dzieła.

- Powiedz mi chłopcze.. - zaczął ojciec na przygryzłam wargę - sypiasz z moją córką?

No to żeś pojechał tatusiu. Nicolas uśmiechał się ironicznie i wziął łyka wody której mu nalałam.

- Zostałem dzisiaj na noc i tyle.

- Dobrze wiesz o co mi chodzi - odparł podejrzliwe ojciec.

Na twarzy Nicolasa pojawiła się kpina co nie wróżyło niczego dobrego.

- A no chyba, że w takim sensie... To nie.  - odpowiedział spokojnie.

Ojciec nie odpowiedział a ja odetchnęłam z ulgą ciesząc się z zakończenia tematu.

We Met At The Cmentary [W Trakcie Poprawek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz