Rozdział 12

283 8 0
                                    

  Przez następne dwa dni nie wyszłam z pokoju. Czułam tak duże obrzydzenie do siebie że nic praktycznie nie jadłam. Nie spałam prawie w ogóle tylko ciągle sprawdzałam telefon czy może odpisał. Byłam idiotką myśląc że odpisze mimo że odczytał już dzień temu.

W środę w końcu zebrałam się w sobie i poszłam do szkoły. Nałożyłam tak dużo podkładu że czułam się jakbym miała ją twarzy co najmniej beton. Lecz podziałało i zakrył mi śińce pod oczami. Włosy wyorostowalam nie zwracając uwagi na to jak bardzo były spalone. Wyszłam z domu razem z Emily która próbowała zainicjować rozmowę ale widząc moje nastawienie zrezygnowała.

W szkole lekcje mijały strasznie wolno. Na żadnej nie mogłam się skupić i albo siedziałam gapiąc się w ławkę albo bazgrałam coś na kartce wyrwanej z zeszytu.

W końcu nadeszła przerwa obiadowa której tak strasznie nie chciałam. Wiedziałam że wtedy go spotkam i będę musiała spojrzeć mu w oczy. Szlam tak wolno jak tylko mogłam specjalnie przepuściłam kilka osób w kolejce na stołówce. Ale nic nie trwa wiecznie. Usiadłam wbijając wzrok w talerz. Bawiłam się widelcem makaronem który tak kochałam.

- Wszystko w porządku kwiatuszku? - odezwał się Grayson patrząc na mnie ze smutną miną - jesteś jakaś nie obecna.

Podniosłam wzrok i wysilam się na lekki uśmiech.

- Mhm.. nie wyspałam się po prostu - nie mogę powiedzieć że skłamałam bo powiedziałam prawdę - przez ostatnie dwa dni spałam może cztery godziny.

- Tak w ogóle to między wami okej? Zachowujecie się jak małżeństwo po rozwodzie - skomentował Aaron na co Luiza się zaśmiała.

- Weź ty się już kurwa zamknij - dostałam drgawek na jad w głosie który usłyszałam. Podniosłam wzrok na osobę która wypowiedziała te słowa. Wyglądał jak zawsze idealnie tyle że miał podkrążone oczy.

Chyba wyłapał że się na niego patrze bo wstał i wyszedł ze stołówki. Poczułam że był to dobry moment by przeprosić.

Poszłam za chłopakiem który szedł na tyle szybko że musiałam biec.

- Nicolas, poczekaj!

Brunet nie zareagował. Szedł przed siebie a ja ledwo go doganiałam.

- Przepraszam..

Nic nie zrobił, szedł dalej. Chryste, wiem byłam skończoną kretynka ale mógł chociaż zwolnić i mnie wysłuchać. Ja osobiście nie chciałbym słychać samej siebie ale on niech się kurwa zatrzyma.

Wiedziałam że ma teraz trening koszykówki i wiedziałam że nikogo nie będzie w szatni bo była długa przerwa. Weszlam za nim do pomieszczenia na co nie reagował. Stanął twarzą do ściany i wziął wdech. Odwrócił się i zdiął marynarkę. Odpiął koszulę patrząc mi w oczy a mnie zabolało na sam widok tego co zobaczyłam. Gigantyczny siniak przechodzący przez żebra.

To wszystko było przeze mnie.

- Przepraszam.. jestem skończoną idiotką.

- Jesteś. Obiecałaś mi Liliano. Obiecałaś że nikomu kurwa nie powiesz - ostatnie zdanie wypowiedział z jadem w głosie jednocześnie z żalem i bólem - nawet nie wiesz w jakie gówno się teraz wplątałaś...

wbiłam wzrok w jego oczy, były znowu przepełnione bólem.

Nie odezwałam się stałam wgapiona w jego rozszerzone spojówki. Patrzył się na mnie z takim bólem.

Pokręcił głową i podszedł bliżej. Przygryzłam wargę kiedy schylił się i szepnął:

- Jesteś skończoną kretynką, Liliano...

Zadrżałam na te słowa. W jego głosie było tyle jadu. Przymknelam oczy gdyż jego dłoń wylądowała na moim podobródku. Unisl go do góry na co lekko rozchyliłam oczy.

- Nie ufam ci już.

Wiedziałam że byłam sama sobie winna ale to zabolało. Odwróciłam od niego twarz i odeszłam. Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam w stronę biblioteki.

We Met At The Cmentary [W Trakcie Poprawek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz